Dotknąć Modlitwy Pańskiej. Rozdział trzeci.
Kiedy ta burza przyszła? Właściwie nie zauważyłem. Był słoneczny, czerwcowy dzień. Nie tylko tatrzańskie szczyty, ale i wyżej położone doliny przykrywał jeszcze równy płaszcz śniegu. Ba, było go więcej niż dwa miesiące wcześniej. Idąc twarzą do skały niczego niepokojącego nie zauważyłem. Grzmot mnie zaskoczył. Za chwilę już błyskało. Stałem akurat pod wierzchołkiem sporej turniczki. Może zdążę ją przeskoczyć i stanąć na przełączce za nią? Tam byłbym chyba bezpieczniejszy. Ale było za późno. Krzyknąłem do stojącego z 30 metrów niżej Andrzeja, żeby nie ruszał się z miejsca. Teoretycznie tam piorun nie powinien go dosięgnąć. Odwróciłem się twarzą do skały i oparłem na niej ręce. W tym samym momencie błysnęło. I huknęło równocześnie. Miałem wrażenie, że piorun przeleciał pomiędzy moimi dłońmi.. Ale nie. Żyłem. Nic się nie stało. Odstępy między kolejnymi błyskami a grzmotami stawały się coraz dłuższe. Po kliku minutach przestało padać. Z czeluści wynurzył się Andrzej.
–Żyjesz? – spytał nie podejrzewając, jak niewiele brakowało.
–Ano – odpowiedziałem.
Dziesięć minut później siedzieliśmy na przełączce za ową nieszczęsna turniczką i wygrzewaliśmy twarze w słońcu. Nie spieszyliśmy się. Do szczytu Koziego było z 10 minut. Potem już tylko zejście. Fakt, w tym zbetoniałym śniegu trzeba było uważać, żeby w ekspresowym tempie nie znaleźć w Pięciu Stawach. Na takim stoku na pewno trudno byłoby wyhamować. Zwłaszcza gdyby się człowiek rozpędził. Ale w zjeżdżaniu na butach mieliśmy już niejaką wprawę. A lawiny, niebezpieczniejsze, bo zupełnie od nas niezależnie, raczej nie groziły...
Dziwne, prawda? Człowiek idzie sobie w góry, żeby dotknąć niewypowiedzianego, a te jakby otwierały paszczę, żeby człowieka ukatrupić. Burze, lody, lawiny, spadające kamienie i Bóg wie ile jeszcze...
Przyjdź królestwo Twoje.... Czyli co? Niech wszędzie zapanuje Twoje, Boże prawo? Nie tylko. Kiedy czytam Ewangelię, zwłaszcza marka widzę, ze to znacznie więcej...
Niektórzy mówią, że niebezpieczeństwo ich kręci. Że to ekscytujące. Nie wiem. Ja bym tam wolał mieć na sobie taki cudowny płaszcz, który chroniłby mnie przed destrukcyjnymi prawami matki natury. W Edenie tak było. Ale – niestety – się skończyło. Teraz ogień może nas spalić, woda zatopić, ziemia zasypać, a wiatr porwać i roztrzaskać. I żeby tylko. Zwierzęta mogą nas zjadać (choćby to były tylko komary), roślinami możemy się zatruć. Umieramy, bo zaatakowały nas niepozorne bakterie czy grzyby albo nawet tylko wirusy. Wiem, to nie tak, że świat jest naszym wrogiem, czyhającym by na zniszczyć. Nie, ale bezwzględnie jesteśmy poddani jego prawom.. Chorujemy, boli nas i w końcu wszyscy, bez wyjątku, umieramy. O konieczności włożenia sporej dozy wysiłku w utrzymanie się w tym świecie już nie mówiąc...
A Bóg? Może nam pomóc. Pamiętam jak uciszał wodę na jeziorze i jak chodził po falach. Pamiętam cudowny połów ryb, zamianę wody w wino w Kanie Galilejskiej i dwukrotne rozmnożenie chleba (o rybach przy tej okazji już nie wspominając). Gdyby znów nastało na ziemi Boże królestwo...
Gdyby nastało, to niemi odzyskaliby mowę, głusi zaczęli słyszeć, a chromi chodzić Oczyszczeni zostaliby z trądu wszyscy trędowaci. Odzyskaliby zdrowie epileptycy, chorzy psychicznie i opętani. Zawały? Raki? Choroba obturacyjna płuc? Pytalibyśmy co to takiego. Podobnie jak niewydolność wątroby, nerek, wylewy.... Wszystko, bez wyjątku wszystko to przestałoby istnieć. A zmarli znów powróciliby do życia. Bo Bóg nie ma upodobania w śmierci. Wskrzesił młodzieńca z Nain, córkę Jaira, Łazarza. A końcu sam zabity – zmartwychwstał....
No właśnie: zabity. Boże królestwo to też świat bez tego zła, które jest dziełem człowieka. To nie tylko świat bez zabójców. To też rzeczywistość bez płaczu porzuconych mężów i żon; świat, w którym nie ma bezradności okradzionych czy wykorzystanych, świat bez bezsilności oczernionych... Tak, bardzo chciałbym takiego świata.
Sam też chciałbym doróść do swoich ideałów i dożyć chwili, w której, patrząc na siebie w prawdzie, bez ciernia zakłamania, nie będę musiał bić się w piersi klękając u kratek konfesjonału.
Tak chciałbym, by zapanowało w końcu we mnie, w bliźnich i w całym świecie przyrody Boże prawo. Dlatego żarliwie powtarzam: przyjdź, Ojcze, królestwo Twoje...
Przeczytaj też:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |