Większość analfabetów w Republice Środkowoafrykańskiej to kobiety. Im starsze tym ich więcej. Sytuacja powoli zaczyna się zmieniać. Własnoręczne napisanie choćby własnego imienia jednak wciąż dla zbyt wielu pozostaje niedoścignionym marzeniem.
Wioska w buszu. Trwa ostatni egzamin przed bierzmowaniem. W maleńkiej kaplicy ławki szczelnie wypełnione. Cisza jak makiem zasiał. Nawet wtulone w plecy matek maluchy nie płaczą, jakby i im udzieliło się przejęcie odpytywanych rodziców. Na zakończenie każdy składa podpis na karcie dopuszczającej do przyjęcia sakramentu. Mężczyźni nieporadnie kreślą przynajmniej swoje imię, a potem raz za razem na karcie ląduje już tylko… odcisk kciuka. Żadna z kilkunastu kobiet nie umie pisać. Żadna nigdy nie chodziła do szkoły. Wiele z nich ma już kilkoro dzieci i one często podzielają ich los. Szczególnie gdy są to córki. To smutna rzeczywistość RŚA. Połowa mieszkańców tego kraju to analfabeci. Gdy chodzi o kobiety statystyki są znacznie gorsze. Przez ponad pół wieku od odzyskania niepodległości państwo nie wybudowało w tym kraju ani jednej szkoły. Trwająca trzeci rok wojna nie poprawia sytuacji.
- My już nawet nie umiemy docenić tego, co to znaczy potrafić czytać i pisać. Wydaje się nam to tak oczywiste, jak fakt, że oddychamy – mówi o. Piotr Michalik, który prowadzi egzamin. Franciszkański misjonarz wskazuje, że analfabetyzm hamuje rozwój kraju i sprawia, że nie znając swych praw ludzie są wykorzystywani, utrudnia też ewangelizację. Patrzę z podziwem, jak z wielkim szacunkiem i niekłamaną miłością cierpliwie wsłuchuje się w odpowiedzi mężczyzn i kobiet, by zrozumieć na ile przesłanie Ewangelii zapuściło swe korzenie w ich sercach. Prostych, nieuczonych, ale bezgranicznie otwartych na Boga. – Jakiejś wiedzy religijnej trzeba wymagać, ale to ja, ksiądz często chciałbym umieć, tak zaufać Bogu, jak oni – wyznaje misjonarz. Biorę do ręki sczytaną Biblię katechisty. Daje mi ją jak skarb. Wieczorami siada przy ognisku i na głos czyta ją mieszkańcom. Przychodzą nie tylko katolicy, słuchają też protestanci, ludzie należący do sekt, i ci, którzy trwają przy wierzeniach swych ojców. Dla wielu ta Biblia jest jedyną książką jaką widzieli na oczy.
Tę sytuację starają się zmienić siostry pasterzanki odpowiadające w Bouar za Centrum św. Kizito. Zapragnęły dać kobietom do ręki jakiś fach, by mogły zarobić na życie, polepszyć swój byt i zadbać o rodzinę. Szybko okazało się jednak, że zanim dziewczyny zaczną uczyć się krawiectwa muszą zgłębić naukę czytania i pisania oraz liczenia przynajmniej do dziesięciu. Połowa, jedna trzecia, trzy czwarte – te proste pojęcia dla Afrykanek wydają się wyższą matematyką, a użycie linijki niepojętą sztuczką białego człowieka. Siostra Renata Grzegorczyk prowadzi właśnie w centrum zajęcia na których dziewczęta przygotowują rzeczy na kiermasz z okazji 8 marca. Ich sprzedaż zasili kasę centrum i kieszeń przyszłych krawcowych. - Na rozgrzewkę poprosiłam, by własnoręcznie narysowały na papierze motylka i wycięły go, chciałam zobaczyć jak posługują się nożyczkami. Wzór narysowałam na tablicy, ale z jego skopiowaniem dziewczęta miały ogromny problem. Jak je uczyć kroju, skoro nawet nauczycielki mają problem z narysowaniem linii prostej i wyliczaniem prostych wzorów – mówi s. Renata. Powtarza, że najważniejszą cechą ma misjach jest… cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość, a trudności są jedynie po to, by rozwijały misyjną pomysłowość.
Alfabetyzacja ma ogromny sens, nie tylko zmienia życie tych kobiet, ale przywraca im poczucie własnej godności. - Nie zapomnę smutku w oczach osiemnastoletniej, pięknej dziewczyny z mojej wcześniejszej parafii w Bohong, która na pytanie czy może się podpisać z żalem wyznała, ze nie umie ani czytać, ani pisać – mówi ks. Mirosław Gucwa. Edukacja jest oczkiem w głowie jego misyjnej posługi. Nie jest to proste, ponieważ zaczyna się od trudu zmiany mentalności nie tylko dziewcząt ale i ich rodzin. Mabaya Dorcas ma 14 lat. Do Centrum św. Kizito trafiła dzięki pomocy jednej z organizacji, która szukała osób najbardziej potrzebujących i zaniedbanych, które nie chodziły do szkoły, a chciałyby nauczyć się krawiectwa. - Od razu zwróciłam na nią uwagę, bo zawsze była czysto ubrana, choć niekiedy miała podarte ubrania. Gdy się czegoś nauczyła uśmiechała się z radością, była w niej wielka potrzeba zdobywania wiedzy – mówi siostra Renata. Dziewczyna chodził na zajęcia systematycznie i robiła postępy. Niestety po wakacyjnej przerwie nie wróciła. Okazało się, że musi handlować na targu, zarabiać pieniądze a nie tracić czas na naukę. Jest sierotą, mama zmarła, gdy miała 10 lat, była sama, tata miał drugą żonę, razem było ich dwanaścioro. Mieszka z przybraną starszą siostrą i jako sierota musi pracować na swoje utrzymanie. – Gdy tylko zaczęła stawiać pierwsze litery chciała napisać kilka słów, aby podziękować tym, którzy pomagają naszemu Centrum – wspomina wzruszona siostra Renata. W liście napisała: w szkole uczę się wielu rzeczy, pisania, szycia, haftu i pieczenia...
Jej odejście to porażka – pytam siostrę Renatę. Zdecydowanie odpowiada, że nie. – To pokazanie nam, że wiele z tych dziewcząt danych jest nam tylko na jakiś czas i że wielu nigdy nie uda się skończyć trzyletniego kursu nauki. Jednak każdy dzień w centrum, to dla nich krok ku lepszemu życiu – mówi misjonarka. Mabaya Dorcas chodziła do Centrum trzy miesiące. Pragnęła dalej się uczyć, realia życia, przynajmniej na jakiś czas, pokonały jej marzenia. Mimo to i tak osiągnęła wiele. Już umie się podpisać i zaczyna czytać. Nasza jałmużna miłosierdzia wielu Środkowoafrykankom może pomóc zrealizować podstawowe marzenie: umieć napisać choć swe imię. Potem przyjdzie czas na kolejne: sztukę trzymania krawieckich nożyczek, kurs kroju i szycia i własna maszyną, jako bilet do lepszego świata.
Jałmużna miłosierdzia zostanie przeznaczona:
- na wybudowanie w Centrum św. Kizito kuchni oraz kupienie stołów do nauki kroju i szycia;
- zakup książek, zeszytów, przyborów szkolnych, materiału i nici potrzebnych w trakcie nauki;
- a może uda się nazbierać także na zakup maszyn do szycia dla dziewcząt kończących kurs i materiału na początek ich samodzielnej pracy.
Ofiary można wpłacać na konto:
Zgromadzenie Służebnic Matki Dobrego Pasterza
ul. Kościelna 9
05-500 Piaseczno
Nr konta: 49 1240 1109 1111 0010 2856 9951 - z dopiskiem „jałmużna miłosierdzia RŚA”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |