Jaką drogę przeszli ci prości ludzie? Od lęku, przez Boże „nie bójcie się!”, zlecone zadanie, poszukiwania, aż do odkrycia.
Boże Narodzenie bez pasterzy? Pewnie trudno sobie wyobrazić. Przy wigilijnym stole czytamy fragment Łukaszowej Ewangelii, który wspomina o pasterzach. O północy idziemy na pasterkę, a trudno jej nazwę wywieźć od innych słów. Skoro ich spotykamy, warto zastanowić się, po co?
Najpierw musimy rozprawić się z jedną sprawą, a mianowicie z uroczymi pastuszkami. Raczej nikt nie podchodził do nich w ten sposób. Prędzej określiłby ich mianem pastuchów. Pasterstwo nie było w ówczesnym społeczeństwie zajęciem nobilitującym, raczej marginesem. Pasterzem trzody w rodzinie zostawał najmłodszy syn, co sprzyjało przekazywaniu tego zadania, gdy pojawił się kolejny potomek. Zmienne koleje losu. Potwierdzenie takiego stanu rzeczy możemy znaleźć chociażby w historii króla Dawida. O mały włos, a nie załapałby się na spotkanie z Samuelem i namaszczenie królewskie, gdyż spełniał swoją rolę na polu, pośród owiec, jako najmłodszy syn Jessego z Betlejem. Pasterze nie byli elitą Izraela, ale właśnie dlatego mogli liczyć na pierwszeństwo u Boga, który umie czekać na każdego człowieka, bo wie, co może w nim odnaleźć.
Społeczny margines pod gołym niebem. To właśnie dla nich przygotowana jest Wielka Radość. To dla nich narodził się Zbawiciel. Możliwe? Czy to nie była pokusa? Myśleć, że dla mnie, takiego, jakim jestem, mógł stać się taki cud? Zobaczmy jednak, jak „opakowana” jest ta historia dla pasterzy. Znakiem będzie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie. Co zatem trzeba zrobić, żeby doświadczyć tej radości, żeby jej zasmakować? Przeszukać żłoby i obory w Betlejem. Przecież nikt z możnych nie zniżyłby się do takich poszukiwań. Czego można oczekiwać w takim otoczeniu? Bynajmniej nie cudu – choć właśnie Prawdziwy Cud tam się ukrył.
Poszli, znaleźli Dzieciątko w żłobie – śpiewamy w kolędzie. Zobaczyli i opowiedzieli. To wystarczyło. Jaką drogę przeszli ci prości ludzie. Od lęku, przez Boże „nie bójcie się!”, zlecone zadanie, poszukiwania, aż do odkrycia. Do Betlejem nie szli z radością, ale ciekawością. To ono była ich pośpiechem i motywacją. Co otrzymali? Bez cienia przesady możemy powiedzieć, że zadanie aniołów. Podobnie jak anioł Pański i zastępy niebieskie, tak i pasterze u celu/początku swojego odkrycia, wielbili i wysławiali Boga. Właśnie tutaj i w tym miejscu mogli doświadczyć zapowiadanej wielkiej radości, czyli radości w Bogu, w Jego tajemnicach. Radości, która wynika z tego, że On powiedział i stało się, że jest tak, jak mówi. Czy to była przemiana ich życia? Trudno powiedzieć, a przynajmniej nie byłbym skłonny do takiej opinii. Co jednak mogło się w nich zmienić? Myślenie. Bóg, który zaskoczył ich pod gołym niebem bliskością swojego Anioła, pokazał, że może zaskakiwać wszędzie. Pasterze bez wielkiej przemiany, doświadczyli już nawrócenia, ale w podstawowym sensie. Przemiany myślenia Radością Boga. Radości i nadziei w nie do końca idealnym miejscu. Teraz, tacy sami, ale dotknięci radością, mogli iść i cieszyć się Bogiem w codzienności.
A gdzie my jesteśmy? Przy okazji życzeń bożonarodzeniowych niektórzy mówią, żebyśmy się wszyscy odnaleźli przy betlejemskim żłóbku. Ale czy możemy w pasterzach? Pomyślmy, czy moje życie, codzienność, opinia, którą mają na mój temat inni ludzi, nie jest właśnie tą właściwą biblijnym pasterzom? Może nawet przy rodzinnym, wigilijnym stole, mimo uśmiechów, życzeń, łamanego opłatka, nie mogę pozbyć się wrażenia, że odstaję, że jestem inny, gorszy. Może próbowałem dokonać jakichś zmian, ale nie były skuteczne, bo górnolotne, za dalekie od szarej codzienności? A może nie próbowałem iść za nimi, bo właśnie były zbyt przyziemne, nijakie? Pasterze w Boże Narodzenie są rzeczywiście znakami radości. Pokazują, że życie, którym żyję, ma sens. Że nie muszę stawać na palcach, żeby doświadczyć Boga. Jednocześnie jednak przypominają, że nie mogę czekać na Cud, bo do Cudu trzeba iść, dojść. Nie można zatrzymać się w miejscu. Nawet jeśli trzeba iść przez obory i w nich szukać, to warto, jeśli tego chce Bóg. Właśnie tam można odnaleźć radość.
Pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to zostało przedtem powiedziane. Poszli z radości i aż wyskoczyli z Ewangelii. Gdzie trafili? W to samo miejsce, ale nie tacy sami. Dalej mieli swoje trzody, swoje zadania, może obelgi ze strony innych ludzi. Ale mieli też Radość. Mieli pewność, że Bóg działa, żyje. Mieli nie tylko uśmiech na twarzy, czy setki dowcipów. Mieli serce, które widzi, czyta, rozumie. Nogi, które idą za głosem serca. Usta, które nie muszą milczeć, nawet jeśli to, co mają powiedzieć wydaje się niedorzeczne. Mieli życie w Bogu – prawdziwą, najtrwalszą Radość.
Przeżywasz kolejne Boże Narodzenie? Dobrze wiesz, że wrócisz tam, skąd przyszedłeś. Ale pamiętaj: nic nie musi się zmieniać, żeby zmieniło się wszystko…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |