Nie wiadomo o nim nic. Trzy Ewangelie wspominają o nim jednym tylko zdaniem. A jednak przypadła mu w udziale rola wyjątkowa: pomógł nieść krzyż Jezusowi.
Ewangelie przedstawiają sprawę jasno: żołnierze eskortujący Jezusa na Golgotę wyciągnęli z tłumu silnego mężczyznę i kazali mu nieść krzyż, pod którego ciężarem Zbawiciel się uginał. Nie była to więc pomoc dobrowolna. Pozornie można by to było uznać za szczegół bez znaczenia. Ale głęboka wymowa symboliczna tej sceny poruszała wyobraźnię artystów już w średniowieczu. Szymon, jeden z nas, zwykłych ludzi, wcale nie święty, po prostu zwyczajny, dźwiga krzyż Zbawiciela. Dane mu jest przez chwilę dzielić cząstkę Jego losu. Taką wymowę ma piętnastowieczne malowidło Mistrza Tomasza z Kolosvar (wówczas miasto węgierskie, dziś Kluż-Napoka w Rumunii). Szymon podtrzymujący krzyż Jezusa jest malutki, dwukrotnie mniejszy nie tylko od Jezusa, ale i od pozostałych postaci przedstawionych na obrazie. Mimo to dzielnie podtrzymuje krzyż. Jezus spogląda na niego z tkliwością. Tak średniowieczny artysta namalował Cyrenejczyka, mimo iż wiedział, że musiał być silnym, rosłym mężczyzną, skoro wybrano do pomocy właśnie jego. Ale w ten specyficzny sposób Mistrz Tomasz wskazywał widzom: to możesz być ty.
W okresie renesansu nie stosowano już takich metod, ale wymowa dzieł też była często symboliczna. Na obrazie Tycjana Szymon z ojcowską czułością stara się ulżyć Zbawicielowi. Spojrzenia Jezusa i Szymona krzyżują się. Szymon Tycjana nie jest przypadkowym przechodniem. Mimowolnie przywodzi na myśl Boga Ojca, litującego się nad umęczonym Synem.
«« | « |
1
| » | »»