7. Niedziela zwykła C

Trzy homilie

Wykonał własny testament


Ks. Jan Dzielny

To było przed kilkoma laty. Odwiedzając chorych w jednej z parafii, na twarzy umierającego człowieka zauważyłem promienny uśmiech. Myślałem, że to z powodu przyjętych sakramentów, ale on opowiedział o źródle swojej radości. - Wie ksiądz - mówił - dawno temu pokłóciłem się z moim rodzonym bratem. Obaj mieliśmy trudny charakter. Nie było nas stać na pojednanie. Nie pomagały żadne negocjacje ani przypadkowe spotkania. Trwaliśmy w gniewie do teraz. Ale na szczęście przyszedł mnie odwiedzić i teraz mogę spokojnie umrzeć.

Ta historia, choć na pewno pouczająca, nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Dopiero kiedy z ciekawości zapytałem o powód ich kłótni, do dziś nie mogę zapomnieć o tym, co wtedy usłyszałem. Ten starszy człowiek zwyczajnie nie pamiętał, jaka była przyczyna ich niezgody. Prawdopodobnie obaj nie wiedzieli, o co się gniewali. Wiedzieli jedynie, że przez te wszystkie lata nie mogą sobie podać ręki do zgody ani ze sobą rozmawiać.

Do tamtego dnia myślałem, że chrześcijańska skłonność do zgody polega na umiejętności ustępowania. Jeśli ktoś wie, że nie ma racji - powinien uznać wyższość drugiej strony. Dziś - po tamtym spotkaniu - wiem więcej. Nawet jeśli masz pewność, że znasz prawdę, zastanów się, czy warto o nią walczyć. Może od najprawdziwszej prawdy w niektórych sytuacjach ważniejszy jest człowiek. I może lepiej jest go przyjąć, nawet kiedy błądzi, niż przekreślić w imię „prostowania” poglądów. Może na tym polega miłość?

Ludzie lubią mówić o miłości. Wystarczy wsłuchać się w treść niedzielnych kazań albo wczytać w niezliczone tomy literatury pięknej. W miłości musi tkwić tajemniczy powab, skoro jej piewców znajdujemy nie tylko wśród zakochanej młodzieży, ale nawet wśród natchnionych autorów biblijnych.

Jednak we fragmencie Ewangelii św. Łukasza z dzisiejszej niedzieli znajdujemy coś niespotykanego. Chrystus zachęca do miłości nieprzyjaciół. Wyjątkowość tej nauki jest widoczna nie tylko w odniesieniu do Starego Testamentu, gdzie tak często spotykamy zasadę „oko za oko”, ale także w odniesieniu do współczesnego świata. Można zaryzykować twierdzenie, że Chrystusowe nawoływanie wyróżnia Jego orędzie. Żadna inna religia czy ideologia albo filozofia nie akcentowały miłości nieprzyjaciół tak bardzo i z takim powodzeniem.

„Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają”.

Mogłoby się wydawać, że wystarczy pokornie znosić niesprawiedliwość. Jednak Chrystusowi chodzi o coś znacznie większego: dobrze czynić tym, którzy nas prześladują. Być może dotykamy tutaj sedna chrześcijańskiego powołania.

Mogłoby się także wydawać, że ciężar Bożych wymagań przerasta nasze siły. I na pewno w jakiś sposób nie jesteśmy w stanie sprostać im do końca. To prawda, że mamy świętych, tych wyniesionych i niewyniesionych na ołtarze. Możemy sobie przypomnieć ich heroizm i łatwiej znosić trudy codzienności. Ale żaden przykład nie ma takiej siły przekonywania jak ten, za którym stoi Autor pouczenia z dzisiejszej Ewangelii.

On stał się wykonawcą własnego testamentu. Nie tylko wtedy, kiedy modlił się na Golgocie za swoich prześladowców, ale już wcześniej, kiedy bez szemrań godził się na hańbę śmierci krzyżowej.
„Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich (...). Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem” (Iz 53, 7-10).
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Listopad 2024
N P W Ś C P S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
Pobieranie... Pobieranie...