Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »II Niedziela Wielkiego Postu - Kazanie Pasyjne 2010
Mówi się czasem, że cierpienie jest miarą naszego chrześcijaństwa. Że tylko ta miłość, która przynosi ze sobą krzyż, jest prawdziwa. Gdy uprzytomnić sobie fakt, że cierpienie Jezusa trwało tylko niecałe 24 godziny, teza ta wydaje się nieco na wyrost. Niepotrzebnie prowadzi do myślenia o chrześcijaństwie jako o religii cierpiętników. Prawdą jednak jest, że umiejętność przyjmowania cierpienia stanowi ważny element chrześcijańskiej duchowości. Nasz Mistrz pod koniec życia straszliwie cierpiał. W Jego postawie odnajdujemy odpowiedź na pytanie, jak my powinniśmy przyjmować cierpienie, które wcześniej czy później każdego dotyka.
Co by szkodziło Jezusowi, gdyby po prostu zszedł z oczu swoim prześladowcom? Wcześniej tak zrobił w Nazarecie, gdy przeciwnicy chcieli strącić Go ze skały. Niełatwo byłoby Go na bezdrożach wokół Jerozolimy odnaleźć. Uznał jednak, że musi zostać. Jego czas się wypełnił. Trzeba było przyjąć to, co nieuchronnie nadejść musiało. „Ojcze, jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale Ty”. To klucz do zrozumienia postawy Jezusa wobec tego, co się później wydarzyło. Postawy, jaką także chrześcijanin powinien przyjąć wobec cierpienia. Chrystus nie szukał dodatkowego bólu. Nie prowokował swoich oprawców. Ale też nie zgodził się na żadne ustępstwa za cenę uniknięcia cierpienia. Nie wyparł się swojego posłannictwa; prawdy o tym, że będąc człowiekiem jest też Synem Bożym. Przyjął w pokorze to, czego będąc człowiekiem bez zdrady Ojca nie mógł zmienić.
Uważnego czytelnika ewangelicznych opowiadań o męce naszego Pana zaskakuje rozmiar Jezusowego cierpienia. To nie tylko fizyczny ból, spowodowany biciem na każdym etapie męki: od przesłuchania w domu arcykapłana przez sąd u Piłata, drogę z krzyżem na Golgotę, po przerażającą śmierć na krzyżu. To także ból serca, ból duszy, którego możemy się domyślać, ale którego nikt w słowa ująć nie potrafi. Opisane przez Ewangelistów sceny nie tylko mają wyciskać łzy. Uczą chrześcijanina, jak postępować w zderzeniu z cierpieniem.
Zaczęło się w Ogrójcu. Jezus strasznie się bał tego, co miało nadejść. Ze strachu aż się pocił, a jego pot był – jak pisze jeden z Ewangelistów – jak gęste krople krwi sączące się na ziemię. Prosił uczniów, aby razem z Nim czuwali. Ale ilekroć do nich wracał, zastawał ich śpiących. Co w takiej chwili powiedzieć? Jak znaleźć otuchę? Pozostała modlitwa. Ale gdzie są najbliżsi?
Być może Ciebie też dotknęło podobne cierpienie. Bałeś się tak bardzo, że aż przychodziły mdłości. Bliscy niby byli obok, a jednak byłeś zupełnie sam. Nikt nie rozumiał twojego bólu. Jeśli kiedyś znów cię dotknie, wspomnij swojego Mistrza. On, chociaż bardzo potrzebował współczucia, nie próbował go na uczniach wymusić.
Potem musiał być ból zdrady. Dla jednego spośród dwunastu zaufanych współpracowników, ważniejsze niż przyjaźń okazało się trzydzieści srebrników. Inny, który odważnie poszedł za Nim do domu Arcykapłana, w chwili próby wyparł się przyjaźni z Nim. Jezus zniósł ten ból bez wielkich pretensji, rozdzierania szat, besztania i wypominania niewdzięczności. Zapewnie nie tylko dlatego, że brakowało do tego okazji. Dla ucznia Chrystusa to wielka lekcja: przyjąć zdradę bez nienawiści. Choć boli, nie odpłacać krzykiem i wyzwiskami. Taka postawa łatwiej prowadzi winnego do uznania winy i skruchy.
A potem przyszedł ból fałszywych oskarżeń. Ani przed sądem Sanhedrynu, ani przed sądem Piłata nie chodziło o prawdę. Oskarżyciele Chrystusa tylko szukali pretekstu, by Go skazać. Dlatego wyznanie Jezusa, że jest Bożym Synem przyjęli z radością. Nareszcie usłyszeli bluźnierstwo i mają powód do ukarania Nazarejczyka. Nie odważyli się jednak tego religijnego zarzutu wysunąć przed poganinem Piłatem, a zaczęli wypominać, że Jezus, podważając autorytet Cezara uważa się za żydowskiego króla. Jak reaguje Jezus? Broni się. Ale tylko prawdą. Nie rzuca oskarżeń. Traktuje z szacunkiem zarówno przedstawicieli Sanhedrynu, jak i rzymskiego prokuratora. Nawet wobec Heroda, który zrządzeniem losu był wówczas w Jerozolimie, a który potraktował Jezusa jak sztukmistrza, zachował taktowne milczenie.
Człowiekowi w ogniu fałszywych oskarżeń często puszczają nerwy. Sam zaczyna oskarżać, a doprowadzony do ostateczności, także miotać obelgi. Postawa Jezusa uczy, że w podobnych sytuacjach trzeba zachować prawość. Zostać niesłusznie skazanym, to jeszcze nie tragedia. Prawdziwym nieszczęściem byłoby stać się tak podłym, jak oskarżyciele.
A potem jeszcze zobaczył Matkę. Musiał widzieć Jej ból, Jej łzy. Stała pod krzyżem, na którym konał. Wiedział, że Ona bardzo przeżywa Jego mękę, upokorzenie i że musi bardzo cierpieć. Co czuje syn, nie mogąc pomóc zrozpaczonej, bezradnej, przerażonej matce? Świadom ogromu cierpienia, którego nie oszczędzają Jej szydzący z konającego Syna. Jak bardzo bolały Maryję okrzyki żołdaków i tłumu: „Zejdź z krzyża”, „Niech przyjdzie Eliasz i niech Cię wybawi”? A ledwie przytomny z bólu Jezus nie przestaje się troszczyć o Matkę. „Niewiasto, oto syn Twój”- mówi do Niej myśląc o Janie. „Oto matka twoja”- mówi do umiłowanego ucznia. Nie zamyka się w swoim cierpieniu. Pamięta o najbliższej sobie osobie. Za szyderców się modli: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”. A skruszonemu łotrowi, sprawiedliwie ukaranemu za popełnione zbrodnie, obiecuje raj. Cierpienie ogłupia i otumania. Jezus pokazuje, że nawet w takiej sytuacji można widzieć drugiego człowieka i jego potrzeby.
W historii męki Jezusa i nauki płynącej z Jego cierpienia jeszcze jedno nie daje spokoju. To, jak łatwo uczestniczącym w skazaniu Jezusa przychodziło dodawać Mu dodatkowych cierpień. Jeden z Ewangelistów, Łukasz, tak napisał relacjonując wydarzenia tamtej nocy: „Tymczasem ludzie, którzy pilnowali Jezusa, naigrywali się Niego i bili Go. Zasłaniali Mu oczy i pytali: «Prorokuj, kto Cię uderzył». Wiele też innych obelg miotali przeciwko niemu”. Ot tak sobie. Dla zabawy… I będą go znowu bili, gdy arcykapłan ze starszymi uzna, że Jezus powinien ponieść śmierć. Wrogość, jaką żywili wobec Jezusa żydowscy zwierzchnicy, dla szaraczków stała się okazją do dania upustu swoim niskim instynktom. Podobnie zrobią potem rzymscy żołnierze: skazanemu na chłostę Jezusowi sami dołożą koronowanie cierniem i inne szyderstwa. Niektórzy ze świadków wydarzeń nie odpuszczą sobie nawet wtedy, gdy Jezus będzie wisiał na krzyżu. Jeszcze wtedy będą chcieli dotknąć go szyderstwem.
Pewnie nikt z nas nie był w podobnej sytuacji. Tego rodzaju cierpienie jest „zarezerwowane” dla celebrytów. Historia niewinnego Jezusa uczy nas tu czego innego: nie dokładaj obwinianemu dodatkowych cierpień. Całą sprawę znasz mętnie, nie wiesz co jest prawda, co niesłusznym oskarżeniem. Nawet jeśli ten ktoś jest winny, nie powinieneś się stawiać w roli jego oprawcy. I uderzać go powtarzaniem oszczerstw, obmową i szyderstwami. Nie bądź częścią bezrozumnego motłochu, który zrobi, co ci na górze zasugerują. W rozmowach w gronie rodzinnym, w pracy, na internetowych forach.
W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka. Cierpiąc nie przestajesz być powołanym do miłości. Choć jest to bardzo trudne, także wtedy powinieneś mieć na oku nie tylko siebie, ale także bliźnich. Nawet jeśli to oni są sprawcami Twojego bólu. Tak jak zachował się w swoim cierpieniu Chrystus.
Nie musisz szukać cierpienia na siłę. Także wtedy, gdy wszystko w życiu idzie gładko, nie jesteś gorszym chrześcijaninem niż ci, którzy cierpią. Ale gdy cierpienie przychodzi i nie sposób go uniknąć, przyjm je jak Jezus. Nie uciekaj.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |