Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »O miłości do córki, życiu bez aureolki i kato-obłudzie, z Jackiem Olszewskim rozmawia Agata Puścikowska.
Agata Puścikowska: Powiedziałeś mi przez telefon, że już nie chcesz rozmawiać o śmierci, o krzyżu, bo „to już nie jest krzyż”.
Jacek Olszewski: – Po pierwsze, krzyż kojarzy mi się z cierpieniem. A ja – chociaż wiele przeszedłem – jestem szczęśliwy: mam wspaniałe dziecko. Po drugie, mam dosyć szumu medialnego, mówienia o moim dramacie w kontekście „newsu”. Kiedyś jakaś dziennikarka powiedziała o nas: „ulubiona śmierć telewizji śniadaniowej”. Wstrętne. A nam nie chodziło o pokazywanie śmierci, bo nikt tego nie zakładał. Wyszliśmy z Agatą z założenia, że jeśli można dotrzeć do ludzi, to trzeba to zrobić. Kiedy Agata poszła do szpitala, okazało się, że kilka dni czekała na krew: miała bardzo rzadką grupę. Przez media szukaliśmy ratunku – prosiliśmy o B minus. I odtąd krew była zawsze. Okazało się też, że krew oddawana w całej Polsce „na Agatę”, starczała i dla wielu innych chorych. Stwierdziliśmy, że można to wykorzystać w dobrej sprawie. Dzięki chorobie Agaty zwiększyła się świadomość, czym jest krew, jak jest potrzebna. Zwiększyła się też bardzo liczba potencjalnych dawców szpiku. Dla nas było ważne, że chorzy na białaczkę przestali się bać, wstydzić.
Przestali być piętnowani?
– Ostracyzm w stosunku do chorych jeszcze jest. W szpitalu z Agatą leżało dwoje chorych dzieci. Zaprzyjaźniły się. Pierwszemu, choremu na białaczkę, wypadły włosy. I matka tego drugiego dziecka zabrała je do innej sali, żeby „nie patrzyło, bo się jeszcze zarazi”. Dzieci pytały, dlaczego nie mogą się nadal bawić. Myślę, że kobieta po prostu nie wiedziała, co robi. Nie znała choroby. Najbardziej boimy się tego, czego nie znamy.
Czujesz się jak bohater?
– Niedawno słyszałem o facecie, który samotnie wychowuje czworo dzieci, w tym dwoje niepełnosprawnych. To jest dopiero bohater. A on się tak nie postrzega. Ja tym bardziej. Kiedyś podchodzi do mnie jakiś koleś i lekko zawianym głosem mówi: „Panie Jacku. Chciałbym być kiedyś takim ojcem jak pan”. Podchodzi do mnie kobieta i opowiada, że też straciła męża i kiedy jest jej ciężko, myśli o mnie. To miłe, ale dla mnie bohater to jest facet, którego poznałem na Memoriale im. Agaty: dostał nagrodę za honorowe oddawanie krwi. Oddał prawie 200 litrów. Ilu uratował ludzi?
Gdy Agata odeszła, miałeś jakiś plan działania, dalszego życia?
– Wiem, że są schematy wychodzenia z samotności, żałoby. U mnie chyba było wszystko na opak. Bo była ukochana żona, której nagle nie ma. Ale jest dziecko, którego nie było. Ja nie miałem czasu na użalanie się nad sobą. Noworodek płakał w drugim pokoju. Nie mogłem się załamać, bo Lilianka by to natychmiast wyczuła. Poszedłem na półtora roku na urlop wychowawczy, żeby być blisko małej. Ciężko czasem znaleźć pozytywy. Ale szukam. Chyba jestem po prostu silny facet. Zawsze mam w pamięci chwile, które przeżyliśmy razem. Pamiętam, jaka była Agata: że walczyła, że się nie poddawała, kochała, działała. Pamiętam, jak Agata cieszyła się Lilianką. To są uczucia, z których potem się czerpie. Widzę czasem rodziców rozwodzących się. Szarpią się, nienawidzą. Dzieci to obserwują. To jest prawdziwy dramat. Moja Lilianka zawsze była, jest i będzie kochana.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |