Wierni z parafii pw. Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych na warszawskiej Chomiczówce byli dziś świadkami niecodziennej Mszy prymicyjnej.
Odprawił ją 69-letni parafianin Antoni Kieniewicz, który otrzymał święcenia kapłańskie w ubiegłym tygodniu w archikatedrze warszawskiej z rąk abp Kazimierza Nycza. Obok niego przy ołtarzu stanął jego syn, ks. Piotr Kieniewicz MIC, rektor seminarium księży marianów w Lublinie, który w tym roku obchodził 17. rocznicę święceń kapłańskich.
Z Panem Bogiem nigdy nic nie wiadomo – powiedział w rozmowie z KAI ks. Kieniewicz-senior. Opowiada historię swojego powołania. Wychował się w religijnej rodzinie, jego ojciec, prof. Stefan Kieniewicz był jednym z najwybitniejszych historyków, znawcą dziejów XIX-wiecznej Polski. Babka ks. Antoniego, matka matki, gorliwie modliła się, aby któryś z jej synów został kapłanem. – Gdy to nie wyszło, zaczęła modlić się o powołanie dla wnuków. I znowu nic. Za to do Karmelu wstąpiła wnuczka – zmarła dwa lata temu w klasztorze w Bornem Sulinowie siostra ks. Antoniego, Teresa.
Dobrze natomiast spisało się pokolenie prawnuków – aż trzech z nich zostało kapłanami, w tym syn ks. Antoniego, Piotr, który wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów, a obecnie jest rektorem seminarium mariańskiego w Lublinie.
Antoni Kieniewicz skończył geografię i niemal całe życie pracował jako kartograf w Państwowym Przedsiębiorstwie Wydawnictw Kartograficznych. Założył rodzinę, z żoną Marzeną wychowali czworo dzieci – trzech synów i córkę. Razem w 1979 r. wstąpili na Drogę Neokatechumenalną. Antoni był katechetą wędrownym w Bydgoszczy. We wspólnocie, której posługiwał, zrodziły się trzy powołania kapłańskie, a jedna z kobiet wstąpiła do zakonu.
Po śmierci żony ks. Antoni wstąpił do seminarium Redemtoris Mater w Warszawie. – Właściwie po latach modlitwa mojej babci została wysłuchana. Późno, bo późno, ale zostałem księdzem, abp Nycz uznał, że uda mi się popracować dla Kościoła – stwierdza ks. Kieniewicz i wyznaje, że obecnie trochę zmieniły się jego relacje z synem Piotrem. Jako ksiądz to syn ma większy staż. – Mówi mi, że on dochodzi już do pełnoletniości, a ja jestem oseskiem – stwierdza neoprezbiter.
W czasie Mszy prymicyjnej, którą ks. Kieniewicz odprawił zaraz po święceniach w zeszłym tygodniu w kościele pw. Matki Bożej Królowej Polski, w parafii, z którą była związana jego wspólnota neokatechumenalna, syn ks. Antoniego mówił o niespodziankach, jakie przygotowuje ludziom Duch Święty. – Bambosze, wygodny fotek, spokój emeryta. Mogłoby się wydawać, że tak będzie wyglądać przyszłość mojego ojca. Tymczasem Duch Święty przychodzi i mówi: Wstań i chodź.
Obydwaj kapłani wspominali Marzenę – pobożną żonę i matkę, bez której ich wiara nie byłaby tak głęboka.
- Ale moja babcia też musiała mieć niezłe chody u Pana Boga – podsumowuje swą opowieść ks. Antoni Kieniewicz.