To paradoks. Bo moc nie truchleje. Truchleją tylko słabi. A jednak, kiedy Bóg się rodzi – moc truchleje.
Moc się nie boi i nigdy nie ustępuje. Jeśli trzeba, przechodzi przez trudności z gracją drogowego walca zmuszając krnąbrnych do uległości. Truchleją słabi, którzy nie mają odwagi się przeciwstawić. Truchleją tchórze, którzy boją się własnego cienia, więc ulegają przed mocą, jak plastelina przy niewielkim nawet nacisku palca. A jednak kiedy Bóg się rodzi – moc truchleje.
To niemożliwe, ale niemożliwym też wydaje się, by Przedwieczny się urodził w czasie. Czy jest możliwe, aby ten, który nie ma granic, bo przecież jest Duchem, zjawił się w jednym miejscu. I to w zapadłej dziurze marnej rzymskiej prowincji – w judzkim Betlejem. Niemożliwe, by Ten, który jest Stwórcą wszystkiego, stał się po części własnym stworzeniem. Bo przecież przez narodzenie z kobiety, nie przestając być Bogiem, stał się też człowiekiem. Niemożliwe, by właściciel wszystkiego przyszedł do swojej własności i został zlekceważony. A tak właśnie się stało. „Nie było dla Nich miejsca w gospodzie” – czytamy w Ewangelii.
Moc struchlała. Wieczny i potężny Bóg przyszedł na świat przez matczyne łono ubożuchnej dziewczyny z Nazaretu. Pan Wszechświata zdecydował się być zależny od łaskawej miłości dwojga kochających się ludzi. Powierzył się ich rodzicielskim dłoniom. Pozwolił, by te dłonie Go tuliły, myły i przewijały. Bóg – jak każde dziecko – śmiał się, płakał, ssał pierś matki i brudził pieluszki. Bóg złożył samego siebie w ludzkie ręce. Wtedy w Betlejem, a jeszcze bardziej po latach, gdy inne ludzkie ręce Go skatowały i ukrzyżowały. Od wieków składa się w ręce tylu innych ludzi, gdy stał się dla nas Chlebem...
A to wszystko z miłości do człowieka. Mógł przecież, po grzechu pierworodnym, zostawić nas samym sobie. Eksperymentujący bezmyślnie z brudem grzechu na zawsze mielibyśmy ten swój brud: przewrotności, złości i egoizmu, a wraz z nim łzy, ból i śmierć. Mógł też postawić nas do pionu okrutnymi karami, na myśl o których balibyśmy się najmniejszego nawet grzechu. A On wybrał drogę miłości i przemawiania do naszych serc. W nadziei, że Jego miłość nas przemieni i że człowiek na nowo mu zaufa. I będzie mógł, jak niegdyś Adam i Ewa w Edenie, przechadzać się znów z Bogiem po ogrodach Nowej Ziemi i Nowego Nieba. Moc struchlała, byśmy zrozumieli, że możemy bez obaw kochać.
Nadejdzie kiedyś dzień, gdy różne ziemskie moce struchleją przed najprawdziwszą Mocą. Tej Mocy, choć tak pokornej, żadne ziemskie ani duchowe moce zła nie są w stanie pokonać. Ta Moc ostatecznie zwycięży. A wraz Nią wszyscy, którzy zaufali miłości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |