Nie jest to czas na zwykłe prywatne spostrzeżenia, czy snucie osobistych teorii lub opowieści...
Wygłoszenie homilii zastrzeżone jest wyłącznie dla osób wyświęconych. Nie chcę przez to powiedzieć, że świeccy nie mogą równie dogłębnie i skutecznie rozważać znaczenia Pisma, mówiąc o nim publicznie. Jeśli chodziłoby wyłącznie o stopień ich wnikliwości, jest przecież oczywiste, że niekiedy to świeccy bywają bardziej przekonywający niż wyświęceni duchowni. Choć z pewnością byłoby wskazane, aby duchowni odznaczali się talentem kaznodziejskim i przygotowywali wnikliwe homilie, nie jest to najważniejszy powód, dla którego to właśnie dla nich zastrzeżono ich głoszenie. Ograniczenia te wynikają z nakazu obrzędu, który jasno określa zarówno głoszącemu homilię, jak i zgromadzeniu, czego należy oczekiwać w tym momencie liturgii. Otóż nie jest to czas na zwykłe prywatne spostrzeżenia czy snucie osobistych teorii lub opowieści. Ten spośród wyświęconych, który głosi kazanie, powinien stanowić dla zgromadzonych rękojmię, że słyszane przez nich jego słowa odzwierciedlają apostolską wiarę Kościoła, nie wyrażają natomiast prywatnych przemyśleń i indywidualnych doznań. Oczywiście wiarę tę reprezentują też wszyscy wierzący. Wyświęcenie na diakona lub kapłana niesie jednak za sobą odpowiedzialność publicznego przedstawiania wiary w sposób rzetelny i sprawdzalny. Łączność biskupa z innymi biskupami świata poprzez jego łączność z papieżem daje nam pewność, że usłyszymy od niego wiarę i naukę Apostołów. Podobne poręczenie jest zapewnione z powodu łączności kapłanów i diakonów z ich biskupem. Czuwa on uważnie nad nauką tych, których wyświęca na diakonów i kapłanów, upewniając się, że są w stanie reprezentować wiarę apostolską.
Jeśli zastosujemy teraz naszą metodę obserwacji, w którą stronę podąża liturgia – byśmy coś zrozumieli z homilii – zauważymy, że tak naprawdę jest ona subtelnym połączeniem obu kierunków. Przede wszystkim homilia wyraża odpowiedź na to, co rzekł Bóg. Do obowiązków kaznodziei należy bardzo uważne wsłuchanie się w to, co jest powiedziane w bieżącej liturgii przy pomocy wybranych tekstów. W oparciu o uważne wsłuchanie się w słowo wygłaszający homilię zaprezentuje wspólnocie różne sposoby, które pomogą Bożemu Słowu zadomowić się w naszych sercach i pomogą nam na nie właściwie odpowiedzieć. Jeśli więc w pewnym sensie wchodzi w niego Słowo, to jednocześnie od niego wychodzi. Zajmuje on środkową pozycję. Jezus Chrystus jest Słowem, które wchodzi, i powinien również być słowem, które wychodzi.
Kaznodzieję wspiera w tym subtelnym zadaniu wielka tradycja. To właśnie ją nazywam wiarą apostolską. To, czego doznali i w co wierzyli Apostołowie, przekazywano, „utradycyjniano” na przestrzeni wieków. Jezus powierzył swą misję Apostołom, którzy przekazywali ją dalej swym następcom, aż doszła do nas. Fakt ten, zarys Bożego planu, zostaje przedstawiony w kazaniu biskupa i wyświęconych przez niego duchownych. Nakaz głoszenia słowa, który Apostołowie otrzymali od Pana, znajduje analogię w misji, jaką sam Pan otrzymał od swego Ojca. Wspomnieliśmy już, że zmartwychwstały Pan powiedział uczniom: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20,21). „Jak” oraz „tak” wyrażają bezmierną tajemnicę, będącą faktycznie echem tajemnicy trynitarnej, w której Syn pochodzi od Ojca. W ten sam sposób, z takich samych tajemniczych głębin, kaznodzieja apostolski pochodzi od zmartwychwstałego Pana. Wzór, zgodnie z którym nauczał Pan, musi stać się wzorem każdego chrześcijańskiego kaznodziei. Jezus sprecyzował ten wzór w słowach: „Moja nauka nie jest moją, lecz Tego, który Mnie posłał” (J 7,16).
Mimo to daje się zauważyć różnicę pomiędzy nauczaniem Jezusa a nauczaniem Jego apostołów. Choć Jezus dawał świadectwo Ojcu, dawał również świadectwo samemu sobie (Łk 4,21; J 3,11; J 5,31–47; J 8,14–18; J 10,25; J 15,26; 1 Tm 6,13; 1 J 5,7–8). Apostołowie ze swojej strony niosą świadectwo nie samym sobie, lecz Jezusowi. Staje się On główną treścią ich nauki. Począwszy od kazania przypisanego Piotrowi w Dziejach Apostolskich, teksty Starego Testamentu ukazane są w odniesieniu do Jezusa, Jego śmierci i zmartwychwstania. Takie użycie tekstu biblijnego w nawiązaniu do misterium paschalnego Pana staje się podstawą dla wszelkiego nauczania. Zadaniem kaznodziei staje się objaśnienie tekstu w taki sposób. Metody egzegetyczne oraz apologetykę zawarte w kazaniach Piotra i Pawła w Dziejach Apostolskich podejmują i rozwijają Ojcowie Kościoła. By zrozumieć, dlaczego Ojcowie nauczali w taki, a nie inny sposób, musimy uzmysłowić sobie, że oni sami widzieli w tym, co robili, kontynuację nauki Apostołów. To, co rozwija się w pismach patrystycznych, opiera się na decyzjach podjętych w nauczaniu apostolskim. Kazanie Piotra w dzień Pięćdziesiątnicy ujmuje w skrócie tę metodę. Aby objaśnić niezwykłe rzeczy, które dopiero co się wydarzyły, Piotr rozpoczyna słowami: „Spełnia się przepowiednia proroka Joela” (Dz 2,16. Najważniejsze mowy i wystąpienia w Dziejach Apostolskich to Dz 2,14–36; 3,12–26; 4,8–12; 5,29–32; 10,34–43; 13,16–41; 14,14–17; 17,22–31. Sam Jezus ustanowił wzór dla takiego nauczania w Łk 4,16–22; 24,25–27; 44–47).
To nie przypadek, że tego rodzaju nauczanie zostaje zapoczątkowane w dniu Pięćdziesiątnicy. Jeśli z jednej strony można powiedzieć, że nauczanie chrześcijańskie pochodzi od zmartwychwstałego Pana, z innej perspektywy można zauważyć, że jest ono owocem Pięćdziesiątnicy, darem Ducha Świętego. Aby dostrzec, co Duch Święty czyni w Kościele, należy posłużyć się solidną zasadą teologiczną, czyli pamiętać o tym, czego sam Paweł nauczył się od Ducha: „Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»” (1 Kor 12,3). I dalej: „Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4,6). Określa to stojące przed kaznodzieją zadanie: ma on umożliwić całej społeczności i każdemu wierzącemu z osobna to, by powiedzieli całym swym jestestwem: „Panem jest Jezus” i zawołali do Boga: „Abba, Ojcze!”. Jest to zadanie o nieskończonych wymiarach i niewyczerpanym bogactwie. Głosić Chrystusa oznacza głosić „tajemnicę Boga”, głosić Tego, w którym wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte (Kol 2,2–3). To nieprzebrane bogactwo zaczyna ujawniać się w Kościele już od czasu Apostołów i zostaje rozwinięte w wiekach Ojców Kościoła. Nauczanie w naszych czasach powinno zachowywać ciągłość z dziedzictwem apostolskim i patrystycznym.
Homilia podczas Mszy ma jednak spełnić jeszcze inne zadanie, niż tylko wyłożyć Pismo wedle takich zaleceń. Musi również zasygnalizować i częściowo wyjaśnić związek między Liturgią Słowa, która teraz dobiega końca, a Liturgią Eucharystii, która ma się rozpocząć. Jak zobaczymy w następnych rozdziałach, liturgia eucharystyczna jest w tajemniczy sposób echem tego, jak Słowo stało się Ciałem w tajemnicy Wcielenia. Wygłaszane podczas liturgii słowa Biblii stają się sakramentem, co oznacza, że czynności obrzędowe i słowa wypowiadane nad składanymi przez wspólnotę darami chleba i wina głoszą na swój sposób, na jeszcze głębszym nawet poziomie, jedno jedyne zbawcze wydarzenie: śmierć i zmartwychwstanie Pana. Głoszą też, że wydarzenie to jest tożsame z wydarzeniem celebrowanego przez zgromadzenie nabożeństwa.
Nauczanie podczas Eucharystii powinno mówić o tych sprawach, a głoszący homilię powinien potrafić je objaśnić, obwieścić, sprawić, że społeczność wzniesie ku nim swe serca i umysły. Wszystkie teksty muszą zostać sprowadzone do wydarzenia, które je ogarnia: śmierci i zmartwychwstania Pana. To, że dzięki Eucharystii, którą już za chwilę będziemy sprawować, uczestniczymy w tej samej śmierci i zmartwychwstaniu – to również należy obwieścić i objaśnić.
Fragment książki „Co się wydarza podczas Mszy”
Jeremy Driscoll OSB (ur. 1951) jest benedyktynem, cenionym liturgistą, znawcą patrystyki, tłumaczem dzieł Ojców Kościoła i autorem wielu publikacji teologicznych. Jest także poetą oraz miłośnikiem i znawcą poezji Miłosza. Wykłada teologię w opactwie Mount Angel w stanie Oregon oraz w Kolegium Św. Anzelma w Rzymie.