"Jego słuchajcie". Rozważania różańcowe

AJM

publikacja 10.10.2019 00:00

Tajemnice radosne, światła, bolesne i chwalebne.

Różaniec Henryk Przondziono /Foto Gość Różaniec
Z Maryją rozważany tajemnice naszego zbawienia

W kolejne dni pojawiać będą się w tym miejscu następne rozważania. W czwartek - tajemnice światła, w piętek - tajemnice bolesne, w sobotę - radosne, a w niedzielę - chwalebne.


Tajemnice radosne

Zwiastowanie

„Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”.

Bóg wkracza w życie Maryi i zapowiada, że zamierza mocno pokrzyżować jej plany. Jeśli się zgodzi. A ona, choć przecież wie, że z tego może być sporo kłopotów, zgadza się. Jeśli Bóg tak chce, to ja też tego chcę – mówi. I przez jej ”tak” cały świat zyskał Zbawiciela.

Do mnie nie przychodzi Gabriel, ale wiem, czego oczekuje ode mnie Bóg: znam Ewangelię, z jej wymaganiami zmuszającymi nieraz do postawienia się nie tylko temu, co za normę uznaje świat, ale i własnemu rozsądkowi. Rozsądkowi, który w obliczu wymagań Ewangelii chce czasem krzyczeć: tak się nie da, to niemożliwe. Ale przecież Bóg wie co mówi. Przez moje „tak” może i mnie i innych ludzi łatwiej prowadzić do życia wiecznego.

Nawiedzenie

„Błogosławiona, która uwierzyłaś, że spełnią się słowa powiedziane ci pod Pana”. Bez jej wiary nie byłoby Jezusa, jego nauczania, zbawczej męki i śmierci. Bóg pewnie znalazłby inny sposób, ale to nie zmienia faktu, że stało się to wszystko przez Maryję: pokorną służebnicę, która nie zważając na swoje wielkie wybranie udała się w daleką podróż, by pomóc swojej ciężarnej krewnej, Elżbiecie.

Czasem widzę wokół siebie ludzi, którzy uważając, że do wyższych rzeczy zostali stworzeni, pogardzają zwyczajną, codzienną służbą na rzecz innych. Niech pamięć o Maryi idącej usługiwać krewnej przypomina mi, że nie wielkie czyny, ale zwyczajna, wyrażająca się także w służbie miłość, jest najważniejszym prawem Boga.

Narodzenie

Już na starcie wielkich spraw wszystko się skomplikowało. Maryja urodziła Jezusa w drodze. Ledwo przybyli z Józefem do Betlejem, w którym mieli się zapisać w związku z odbywający się spisem ludności;  nie zdążyli nawet znaleźć dla siebie porządnego lokum. Wypełniły się zapowiedzi proroków, że Mesjasz będzie pochodził z Betlejem, ale dla nich to wszystko było o wiele trudniejsze, niż gdyby spokojnie doczekali rozwiązania w Nazarecie.

Posłuszeństwo Bogu czasem może sprawić, że wpadniemy w tarapaty. Że wszystko się komplikuje. Trzeba wtedy ufać, że to ma jakiś sens, że zostało uwzględnione w Bożych planach i z jakiegoś powodu było Mu potrzebne.

Ofiarowanie

„Twoją dusze przeniknie miecz” – zapowiedział Symeon Maryi, gdy z ośmiodniowym Jezusem przyszła do świątyni, aby, jak nakazywało prawo, złożyć za Niego ofiarę. Miecz. Czyli cierpienie tak wielkie, jakby od bólu miała umrzeć. A jednak prze całe życie nie rozbiła nic, by przed tym mieczem uciec. Wiernie opiekowała się Jezusem, a gdy dorósł, pozwoliła mu iść własną drogą. Choć wiedziała, że kiedyś stanie się to przyczyną je ogromnego bólu.

Wierność Bogu nie daje gwarancji, że wszystko w życiu pójdzie gładko i bezboleśnie. Wręcz przeciwnie: często jest narażeniem się na różnorakie niedogodności, a nawet cierpienie. Ale warto. Bo zawsze w ostatecznym rozrachunku przynosi błogosławione owoce.

Znalezienie

„Powinienem być w sprawach mojego Ojca” – tłumaczy dwunastoletni Jezus rodzicom, gdy po paru dniach szukania odnajdują Go w świątyni rozmawiającego z nauczycielami. To jednak jeszcze nie był Jego czas. Dlatego potem wrócił z rodzicami do Nazaretu i był im posłuszny.

A nasz czas na bycie w sprawach Ojca? Sprawach Ojca czyli nasz czas, by pełnić Jego wolę? Może nieraz powtarzamy sobie, że jeszcze nie nadszedł. Że potem, później, jak będzie więcej czasu, jak bliżej będzie końca życia. Na razie tyle na głowie spraw....

Ale to nie tak. Zawsze powinniśmy być w sprawach Ojca. Jego królestwo jest przecież także naszą sprawą. To przecież nasze dziedzictwo. Dlaczego mielibyśmy żyć, jakby nam na ty dziedzictwie nie zależało?

Tajemnice światła

 

Chrzest nad Jordanem

Jezus wychodzi z cienia. Rozpoczyna swoją publiczną działalność. Przychodzi do Jana, ale to sam Bóg potwierdza Jego misję. Zgodnie z zapowiedzią proroka, zstępuje na Niego Duch Święty. A głos Ojca z nieba potwierdza: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Tak, Jezus to oczekiwany Mesjasz.

Na świecie wielu jest takich, którzy chcieliby uchodzić za nauczycieli prawdy – o Bogu, o świecie, o życiu. Ale tylko Jezus ma pieczęć samego Boga. Tylko Jego posłannictwo Bóg potwierdził najpierw nad Jordanem, a potem wieloma jeszcze znakami i cudami, z w tym najmocniejszy – zmartwychwstaniem. Mogę ufać temu, co obiecał. I jeśli zależy mi na niebie, muszę na serio traktować, czego wymagał.

Wesele w Kanie Galilejskiej

Zwykłe wesele. Jedzenie, picie, śpiewy i tańce. Zabrakło wina? To przecież chyba nie problem, którym powinien zajmować się Umiłowany Syn Boga. A jednak na prośbę Matki zajmuje się. „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” – mówi do sług Maryja. A oni robią. I staje się cud.

„Zróbcie wszystko cokolwiek wam Syn mój powie” – mówi i do nas dziś Maryja. To, czego wymaga od swoich uczniów Jezus może wydawać się nam trudne, a nieraz i niemożliwe do zrealizowania. Przecież Ewangelia tak często stawia poprzeczkę znacznie wyżej niż normy przyjęte w dzisiejszym świecie. Ale jeśli zaufamy i tylko jeśli zaufamy, zobaczymy cuda.

Głoszenie Królestwa i wzywanie do nawrócenia

Głosząc królestwo Jezus dawał nam obietnicę. Obietnicę nieba, w którym nie będzie krzywd, łez, niesprawiedliwości, bólu, chorób, a nawet śmierci. A nie były to puste słowa. Przecież uciszał wzburzone fale i chodził po nich, karmił rzesze chlebem, wypędzał złe duchy, uzdrawiał z każdej dolegliwości, a nawet wskrzeszał zmarłych. On może swoje obietnice spełnić.

Ale Jezus też wzywał do nawrócenia. Wzywał do spojrzenia na codzienność w duchu ośmiu błogosławieństw, wzywał do sprawiedliwości większej, niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, wzywał do zaparcia się samego siebie, wzięcia krzyża i pójścia za Nim. Wszystkie jego wezwania streszczają się w dwóch: kochaj Boga całym sercem, kochaj bliźniego jak samego siebie. Tylko tyle i aż tyle.

Teraz chodzi tylko o to, czy chcę iść za Nim Jego drogą. Czy jestem gotów kochać, choć świat będzie twierdził, że jestem frajerem. I nie chodzi o to, by w nagrodę dostać niebo. Raczej o to, by żyjąc jego ideałami już tu na ziemi nie mieć problemu z jego wyborem, gdy stanę na progu wieczności.

Przemienienie na górze Tabor

Widzenie, które powinno wiele zmienić. Jezus, Mojżesz, Eliasz. Chwila zakłopotania. Ale też chwały wielkiej dumy i radości: służymy wielkiej Bożej sprawie. I to przypomnienie, gdy z obłoku odezwał się głos: „To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!”

Te chwile nie zostały uczniom dane tylko dla ich umocnienia. To przypomnienie: słuchajcie Go. Teraz, gdy nastała chwila triumfu, ale i potem, gdy codzienność nie będzie tak promienna. I nawet wtedy, gdy zacznie się czarna noc, gdy Jezus trafi na krzyż: słuchajcie Go. Zawsze.  

Co by się nie działo – w moim życiu rodzinnym zawodowym –  co by się nie działo w moim kraju, Polsce, co by się nie działo w Kościele – słuchajcie Go. Wiecie przecież za kim poszliście. I w jak pięknej, ważnej i dobrej  sprawie bierzecie udział. Słuchajcie Go.

Ustanowienie Eucharystii

Ostatnia Wieczerza. Pascha, na której wspominano wielkie dzieła Boże – wyprowadzenie Izraela z Egiptu i zawarcie przymierza na Synaju. Przez Jezusa staje się zapowiedzią nowego wyjścia. Już nie z niewoli Egiptu, ale z niewoli grzechu i śmierci. Do życia. Więc bierzcie i jedzcie Moje Ciało, bierzcie i pijcie Moją Krew. To wasz pokarm na drodze do nowej Ziemi Obiecane – do nieba. Pokarm, byście nie osłabli. Dlatego ciągle to czyńcie na Moją pamiątkę.

I choć czasem ludzie mówią, że Msza to ciągle to samo trzeba wzruszyć ramionami. Tak, ciągle to samo. Jak codziennie podobne posiłki, by nie paść z wyczerpania.  Na Eucharystii słucham Jezusa i ciągle uczestniczę w tym, co z kapłanem sprawujemy na Chrystusową pamiątkę. No i spożywam Chleb dający życie wieczne. Zależy mi na niebie. A bez tego pokarmu zabraknie mi sił.

Tajemnice bolesne

Modlitwa w Ogrójcu

Jeśli to możliwe, niech mnie ominie to cierpienie. Ale nie moja, ale Twoja wola niech się stanie – modli się Jezus. Żaden z uczniów nie rozumie. Śpią, choć ich prosił o czuwanie. Jest sam. I będzie w zasadzie sam, bo choć garstka stanie pod Jego krzyżem, to przecież ból będzie taki sam. Dlaczego Ojciec chce, bym cierpiał? Pewnie po to, byśmy nie mówili, że posłuszeństwo, przez które Jezus przynosi nam zbawienie, nie kosztowało zbyt wiele. Kosztowało bardzo dużo. W Ogrodzie Oliwnym trzeba było na przekór przerażającemu strachowi zostać i czekać na oprawców.

Mnie też wierność Bogu czasem może kosztować. Wyśmianie, wyszydzenie, może i utratę pracy. To nic nadzwyczajnego. Nikt nie obiecuje, że chrześcijanin będzie miał życie radosne, pogodne, wolne od wszelkich udręk. Ale to wtedy najbardziej widać, czy moja wiara jest autentyczna, czy jest jedynie pustą deklaracją.

Biczowanie

Skoro chcieli zabić, bić nie musieli. Po co było sprawiać ten dodatkowy ból? Po co były policzkowania, poszturchiwania, razy? Po co przed ukrzyżowaniem jeszcze to straszne biczowanie? Tak, Piłat, który kombinował jak uwolnić Jezusa myślał, że w ten sposób wzbudzi w Jego oskarżycielach litość. Pomylił się. I tylko dodał Mu cierpienia.

Może się zdarzyć, że i mnie będą biczować. Słowem, śmiechem, drwiną. Za moją wierność Bogu. Za to, że nie zdobędę się na „nowoczesność” przekręcania tego, czego uczył Jezus. Ale wierność Bogu jest ważniejsza, niż uznanie i poklask. To wierność, choćby wiele kosztowała, prowadzi do zbawienia. Mnie, a przez mój przykład, może także innych.

Cierniem koronowanie

„Oto człowiek”  – powie Piłat patrzącym na ukoronowanego cierniem Jezusa. „Oto król wasz” – doda  nieco później. Ale tłum, poburzony przez przywódców,  już wydał wyrok. „Precz, precz, ukrzyżuj Go”!

Zobaczyć w umęczonym i wydrwionym nie tylko człowieka, ale i króla. To coś, co i dziś niejednego oburza. Także porządnych chrześcijan przyzwyczajonych do myślenia, ze jeśli król, to zwycięski i panujący. Nigdy odrzucony, podeptany i wyśmiany. A przecież ukoronowany cierniem Jezus naprawdę był i ciągle jest królem. I wskazuje, że prawdziwym zwycięstwem nie jest pokonanie jakichś ludzi, ale diabła, który sam nieposłuszny Bogu, zaraził ludzkość swoim nieposłuszeństwem. Pokonać go można w zasadzie tylko przez to, że nie będzie się go naśladowało. Wiernością Bogu nawet wtedy, gdy wszystko krzyczy, żeby zdradzić. Wtedy, jak Jezus, jest się królem.

Niesienie krzyża

Ciężko było pobitemu skazańcowi nieść krzyż, na którym miano go ukrzyżować. Ale w duchu posłuszeństwa Ojcu przyjmując wszystko, co zgotował Mu los – doniósł go na Golgotę. By dać nam zbawienie.

Swoim uczniom mówił kiedyś: „Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24), a wcześniej, przy innej okazji: „Kto nie niesie swojego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,18). Zadaniem ucznia jest nieść krzyż. Niekoniecznie krzyż cierpienia. Zawsze jednak krzyż posłuszeństwa Bogu, krzyż wierności Ewangelii. To droga prowadząca do zbawienia.  Jeśli komuś wydaje się, że można iść za Jezusem bez tego krzyża wierności Bogu, Jego prawu,  jest w wielkim błędzie.

Śmierć na krzyżu

To umieranie było straszne. Jak straszna byłą cała męka naszego Pana. Ale On wytrwał na krzyżu do końca. Aż do śmierci. Przez to otworzył nam źródło życia. Życia wiecznego. Tak, z tej śmierci dla nas wytrysnęło życie. „Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, na drzewie krzyża powstało nowe życie, a szatan, który na drzewie zwyciężył, na drzewie również został pokonany. Chrystus zwyciężył. Zakrólował. Na drzewie krzyża.

To też nasze powołanie. Przecież „jeśli z Nim umieramy, z Nim też żyć będziemy, z nim śpiewać będziemy: Alleluja!”

 

Tajemnice chwalebne

Zmartwychwstanie

To wydawało się niemożliwe. A jednak warto było zaufać: okazało się, że śmierć naprawdę nie jest końcem. Chrystus zmartwychwstał. Kto w Niego wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Życiem w pełni tu, na ziemi, a kiedyś po śmierci, ciałem i duszą na Nowej Ziemi pod dachem Nowego Nieba.

My, chrześcijanie, po ludzku możemy przegrywać. Ale jedyną porażką w oczach Bożych byłoby, gdybyśmy straciwszy do Niego zaufanie poszli swoimi drogami. Jeśli trwamy przy Jezusie, jeśli ciągle na nowo staramy się wcielać w życie ideały Ewangelii, mamy życie wieczne.

Wniebowstąpienie

Wniebowstąpienie Jezusa to nie tyko koniec pewnego etapu historii zbawienia i rozpoczęcie nowego. To Jego intronizacja. Jezus wstępuje do nieba, by zostać Królem: Panem Panujących i Królem Królujących. I dopiero na końcu czasów odda królowanie Ojcu. Póki co... Niesamowicie musieli czuć się Jego pierwsi uczniowie: mieć Mistrza ustanowionego Panem nieba i ziemi.

My też moglibyśmy o tym częściej pamiętać. Kiedy świat wali się nam na głowy, a zło zdaje się zwyciężać, możemy po prostu się uśmiechnąć. Przecież wiemy, ze stoimy po właściwej stronie. A to co dobre, prawe, szlachetne; to co Boże – ostatecznie zwycięży. Jeśli nie w tym życiu, to przecież  mamy dom w niebie. U Króla.

Zesłanie Ducha Świętego

Przyjaciel – Królem w Niebie. Na ziemi Duch Prawdy i Paraklet, Pocieszyciel, Obrońca, Orędownik. Dobrze zrozumieli uczniowie Jezusa: w takiej obstawie mogą wszystko. Świat stoi przed nimi otworem. Na drodze ich życia teraz znacznie częściej niż dawniej pojawiać się będzie niespodziewane. Bo będzie ich prowadził Duch.

My też nie powinniśmy załamywać rąk, że czasy złe, że ludzie podli, że konsumpcjonizm, planowa ateizacja i jeszcze inne. Trzeba robić tyle, ile się da. A resztę zostawić Duchowi Świętemu. Przecież ciągle jest w Kościele, prawda?

Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

Nie umarła, tylko zasnęła. A wtedy została z ciałem i duszą wzięta do nieba. Tak głosi bardzo stara chrześcijańska tradycja. Choć była bez grzechu, doznała wielu cierpień. Ale tego najbardziej wstrząsającego Bóg jej oszczędził. Czy zresztą godziło się, by doznała śmierci, skoro jest ona zapłatą za grzech?

To także zapowiedź naszego losu. Ona, po swoim Synu, była pierwsza, ale za nią, przeszedłszy wpierw bramę śmierci i radość zmartwychwstania, pójdziemy i my. Z ciałem i duszą będziemy w niebie. Przez całą wieczność, w szczęściu i radości bez końca. Gdyby ktoś miał wątpliwości, że ciało też przeznaczone jest do nieba, to po wniebowzięciu Maryi wątpić już nie może: to, co śmiertelne przyodzieje się w nieśmiertelność.

Ta nadzieja wszystko zmienia.

Ukoronowanie Maryi

Obok swojego Syna – Boga i człowieka Jezusa Chrystusa, Maryja jest pierwszą z ludzi, która doznała pełni życia wiecznego – z ciałem i duszą. Tradycja głosi, że w niebie ukoronowana została na królową. A skoro w niebie, to nie jest królową na wzór ziemskich monarchów i monarchiń, a na wzór swojego Syna. Tego, który będąc dziedzicem nieba dla naszego zbawienia stał się jednym z nas.

Bóg naprawdę musi lubić ludzi, skoro człowieka postawił nad aniołami, archaniołami i wszystkimi niebieskimi chórami. Gdy i my tam kiedyś przyjdziemy, pewnie i nami bardzo się ucieszy.