Zastanawia dlaczego ewangelista Jan unika słowa powołanie. Więcej. Jakby zagubił obraz Mistrza schodzącego z góry i wybierającego dwunastu. Sam będąc jedynie tłem opisuje początki bycia uczniem Andrzeja, Piotra, Filipa i Bartłomieja. Tylko Filip usłyszał „pójdź za Mną”. Później z imienia wskaże jeszcze Judasza. Co z pozostałymi? Jakby chciał podkreślić, że imiona nie są ważne. Że ważne jest bycie uczniem.
Za to dwa razy słyszymy zaproszenie do wyruszenia w drogę. Bez wskazania adresu. Najpierw Jezus do anonimowego ucznia (możemy jedynie z całości narracji domyślać się, że chodzi o Jana) i Andrzeja. Później Filip do Bartłomieja, czyli Natanaela. „Chodźcie, a zobaczycie (…) Chodź i zobacz”. Żadnego opisu domu, znajdujących się w nim sprzętów, klimatu mieszkania. Jakby chciał podkreślić, że nie dom i jego wyposażenie są ważne. Że ważna jest osoba Mistrza.
Jeszcze jeden szczegół wart jest zauważenia. Łatwość, z jaką uczniowie opuścili Jana i poszli za Jezusem. Co zaważyło? Jan Chrzciciel dobrze przygotował ich na ten moment, czy fascynacja? Być może jedno i drugie. Jedno nie ulega wątpliwości. Pójście za Jezusem nie jest czymś ponad ludzką miarę, co nas przerasta i wiąże się z jakimś wielkim wyrzeczeniem. Wystarczy fascynacja i odrobina wewnętrznej wolności. One konstytuują ucznia, z którego Mistrz uformuje przyjaciela.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.