Pewnych rzeczy nie da się zatrzymać dla siebie. Kiedy czytamy o tym, jak uczniowie słuchają Jezusa w drodze do Emaus, poznają Go, a potem „W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem” – rozpoznajemy ten rodzaj pośpiechu, zniecierpliwienia, ten nakaz, by czynić jakieś dobro natychmiast…
To, co było do tej pory – już nie wystarcza. Trzeba porzucić swoją wyrachowaną ostrożność. Bo i my jesteśmy przynagleni, by zrobić jakieś dobro, nie zwlekając, już. A jednak czujemy się zamknięci, zablokowani, bezsilni. Plany na najbliższe dni i miesiące się rozsypały, trudno jest wybiec myślami w przyszłość. A i okazji do czynienia dobra w sytuacji zagrożenia jest jakby mniej – albo raczej: są odmienne od tego, co znaliśmy do tej pory.
Powrót z Emaus nie jest jednak niemożliwy. Uczniowie wrócili, bo Bóg się z nimi spotkał, mówił, dał się poznać.
I może to jest dla nas najważniejsze przynaglenie, nakaz: nie myśleć, co będzie potem. Być dzisiaj tu. Tu właśnie. Słuchać. Rozpoznać.
Z nauczania Jana Pawła II
Ponieważ śmierć Chrystusa na krzyżu i Jego zmartwychwstanie stanowią treść codziennego życia Kościoła i zapowiedź wiecznej Paschy, pierwszym zadaniem Liturgii jest niestrudzone wprowadzanie nas na otwartą przez Chrystusa paschalną drogę, na której człowiek godzi się umrzeć, aby mieć życie wieczne (Vicesimus Quintus Annus, 6)
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.