Zobaczył idącego za sobą ucznia… Możemy wyobrazić sobie tę scenę. Jest już po śniadaniu. Piotr idzie z Jezusem. Prawdopodobnie wtedy padło trzykrotne pytanie o miłość. Jan za nimi. Dyskretny. Choć z racji bycia umiłowanym uczniem mógł trzymać się bliżej. Jakby pamiętał dzień, gdy matka prosiła o miejsce po prawej stronie. Że chcąc być pierwszym ma być ostatnim. Dlatego szedł z tyłu.
Co z nim będzie…? Próba odwrócenia uwagi, zakończenia trudnej dlań rozmowy? Czy zwykła ludzka ciekawość? On, który usłyszał przepowiednię o tym, że inny go opasze i poprowadzi dokąd nie będzie chciał iść, być może był ciekaw, czy podobny los spotka innych?
Jezus, wbrew temu, co może się wydawać, nie zbył Piotra. Nie uciekł od tematu. Uświadomił mu jedynie, że wszyscy idą za Nim, ale każdy swoją drogą. Nie w znaczeniu rozmywania Ewangelii. Dla jednego jest to droga męczeństwa, dla drugiego życia w ukryciu, jeszcze inny ma świadczyć do później starości. A wszyscy kochać taką miłością, jaką Bóg nas umiłował.
Jan nie opisał Wniebowstąpienia. Zakończył tym, co wydawało mu się być najważniejszym. „Pójdź za Mną” kochając. Resztę wyjaśni ci miłość.
Dodaj swój komentarz »