Roztrząsali jeszcze co przydarzyło się Piotrowi, któremu miał ukazać się Jezus. Roztrząsali, co właściwie przydarzyło się dwom z nich w drodze do Emaus. A Zmartwychwstały znów stanął wśród nich. Mogli patrzyć, mogli Go dotknąć. I choć pewnie nie był głodny, ale by pokazać, że naprawdę nie jest duchem, a powrócił do życia w ciele, poprosił o coś do jedzenia...
To wszystko zmieniło. Klęska okazała się drogą do zwycięstwa; cierpienie i śmierć, drogą do życia. Życie nabrało nowego blasku. Blasku szczęśliwej nieśmiertelności... A gdy dodać do tego, jak czytam w pierwszym czytaniu, moc uzdrawiania chorych? Także tych kalekich od urodzenia? Żyjących taką nadzieją trudno zatrzymać, powiedzieć, jak chcieli przywódcy Izraela, że „nie wolno wam o tym mówić”...
A ja? Nie spotkałem tak namacalnie Zmartwychwstałego Jezusa, nie mam mocy uzdrawiania chorych. Ale mam tę samą co Apostołowie nadzieję. Jeśli ją mam, cóż może mnie przed dzieleniem się nią powstrzymać? Uśmieszki sceptyków? Terror politycznej poprawności?
Modlitwa
Dziękuję Ci Jezu, że dając mi łaskę wiary dałeś mi też przeogromną nadzieję. Żyjąc nią i kochać znacznie łatwej...
Dodaj swój komentarz »