Mojżesz, wziąwszy do rąk kamienne tablice, stawił się na spotkanie z Bogiem i wzywał Go: „Jeśli łaskawy jesteś dla mnie (…) przebaczysz winy nasze i grzechy nasze..."
Ile jest takich rzeczy czy spraw, przez które to mnie trudno iść śladami mojego Mistrza, Pana i Chrystusa? Może czas złożyć je Bogu w ofierze?
Nie jestem prorokiem. Ale skoro żyję na tym świecie, widocznie mam na nim jeszcze jakieś zadania do wypełnienia. Nie ma co marudzić, że to czy tamto nie wyszło jak bym chciał.
Uwzględniają antyfony i czytania mszalne.
Oto ja, poślij mnie. Tak łatwo? Bez cienia wątpliwości? Wygląda to na wykorzystanie okazji.
Ucz mnie, święty Barnabo, ucz. Ucz jak nie ulegając ambicjom zawsze stawiać na pierwszym miejscu dobro Kościoła i Ewangelii...
Chyba rozumiem ową wdowę z Sarepty. Szczera do bólu. Gdy Eliasz poprosił, by najpierw jemu zrobiła jedzenie, nie odmówiła. Desperacja? Może nie miało dla niej znaczenia, czy przeżyje jeden dzień więcej czy mniej...
W postawie Adama odkrywam samego siebie. Gdy grzeszę, też najpierw chciałbym się ukryć. A gdy już nie mam wyjścia, jak on wskazać winnego mojego upadku. Człowieka, okoliczności, różnie... A Bóg?
Już wiem. Tam gdzie Boży gdzie Duch, tam porozumienie. Tam gdzie go nie ma, pozostaje pusta paplanina albo milczenie...
Boże, Ty przez misterium dnia dzisiejszego uświęcasz swój Kościół ogarniający wszystkie ludy i narody, ześlij dary Ducha Świętego na całą ziemię i dokonaj w sercach wiernych tych cudów, które zdziałałeś w początkach głoszenia Ewangelii. Przez naszego Pana...