Garść uwag do czytań na czwartą niedzielę okresu wielkanocnego roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.
Wrócili. Odzyskali pewną stabilność. A jednak czegoś im brakuje. Byt nie wystarcza. Trzeba czegoś więcej.
Teraz nie jest ważną niedojrzałość. Ważne jest bycie w drodze, rozwój. Korzystanie z zaproszenia bez użalania się na zabrudzone stopy...
Bycie z Bogiem ma swoją cenę. Dobro ma swoja cenę. A my wolelibyśmy jej nie płacić.
Bycie dobrym, rzetelnym, pracowitym – nie rozjaśnia przecież drogi przed nami. Przeciwnie, samo w sobie może się czasem wydać zbyt kosztowne, niepotrzebnie pracochłonne...
Kiedy Jezus mówi o poleceniu pracy w winnicy – nie jest to jakieś bliżej niesprecyzowane „bycie porządnym” a konkrety.
Bycie chrześcijaninem jest łatwe i trudne zarazem. Łatwe – bo zasad nie jest tak wiele, jak się wydaje. Trudne, ponieważ choć jest ich niewiele, to codzienne ich przestrzeganie wymaga stałej czujności, wielkiego panowania nad sobą.
Nie jest łatwo pościć, czyli odmawiać sobie tego, co tak po ludzku czyni lżejszym nasze bycie z samym sobą czy z drugim człowiekiem.
Z zasady większość z nas miała, ma lub będzie miała do czynienia z najważniejszym powołaniem człowieka, czyli z byciem Matką lub Ojcem. To nasze powołanie wiąże się z wyrzeczeniami, trudami nie tylko wychowania, ale także zapewnienia bytu, wykształcenia, a przede wszystkim wiary.
Trudno człowiekowi przyjąć, że w swoim życiu ma służyć. Bycie sługą oznacza bowiem zapomnienie o samym sobie, a zwrócenie się – i to zwrócenie się w sposób radykalny – ku Bogu, ku drugiemu człowiekowi.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...