Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...
Tańce, śpiewy, toasty, radość, weselny gwar, wnoszone na stoły potrawy, goście rozmawiający ze sobą, przewijający się między nimi słudzy. W atmosferze nasączonej biesiadnym klimatem dostrzec zakłopotanie, dyskretna wymianę spojrzeń, szepty do ucha, zakłopotanie sług, bladą smugę wstydu na twarzy, skrywany lęk…
Tylko wrażliwe oczy Matki potrafią dostrzec to, co dla innych zakryte, niezauważalne, nieoczywiste, zdające się być miłosną grą, prologiem dramatu. Tylko wrażliwe serce Matki wie jak dyskretnie, subtelnie, wręcz niezauważalnie dla gości, zwrócić się o pomoc, ratunek, wsparcie.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą, głodem ubóstwem. Wręcz woła, krzyczy, nie da spać po nocach, jest wyrzutem sumienia i – niekiedy – bólem naszej bezradności. Widzieć to, co skrywane pod maską uśmiechu, niedopowiedzeń, błądzącego wzroku, szpanu na wyrost, wisielczego humoru…
Być Kościołem Matką mającym serce Matki. Czyli działać. Nie wzruszając obojętnie ramionami, nie czekając na innych, nie zasłaniając się bezradnością, niemocą, brakiem środków i pomysłów. Na wołanie: „gdzie jesteś” nie odpowiadać: „ukryłem się”. Po prostu: iść po wodę, stągwie napełnić, postawić na stole. Resztę zostawiając Jemu. On i wodę w wino przemieni, i chwałę swoją objawi, i wiarę wzbudzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |