Słuchanie wymaga aktywności. Bierność w tym przypadku nie wystarczy, bo jest bezowocna. Słowo Jezusa niesie w sobie „ładunek zbawczy”...
Gdybym ten przykład usłyszała na kazaniu – kazać morwie przesadzić się w morze – pomyślałabym: cóż za bezsensowne wezwanie! Ale może nasz świat potrzebuje takich działań?
W każdym wydarzeniu Bóg coś nam pokazuje, uchyla rąbka prawdy o nas, objawia swoją wolę.
Uczynić swoje życie, swoje serce prostą drogą dla Boga. Niełatwe. Czy nigdy nie otworzę Bogu drogi do siebie?
Powściągnąć język? To proste, kiedy nie mam nic do powiedzenia. Ale kiedy w głowie czy sercu się kotłuje, wylewam przez język to, co w środku. W tej chwili mądre rady Ewangelii idą w zapomnienie. Nie wprowadzam Bożego słowa w czyn...
Mam walczyć, ale ze złem w moim sercu, nie w czyimś. Bo walcząc ze złem w drugim człowieku, mogę zniszczyć w nim również dobro.
Czym innym jest śpiewać, pląsać i śmiać się, a czym innym być Weselem i Radością.
Jezus mówi jasno i wyraźnie: sama deklaracja słowna to za mało, by być z Nim na wieki. Potrzebne jest działanie, które te słowa uwiarygodni. Bo miłość to czyny, a nie słowa.
W sumie proste. Żeby być gałązką, która żyje i owocuje trzeba tkwić w pniu.
#EwangeliarzOP II 15 stycznia 2022 II Mk 2, 13-17
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...