Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Człowiek je by żyć, czy żyje by jeść? Konsumpcjonizm stawia sprawę na głowie.
W dobie mody na odchudzanie ten grzech wydaje się starym, wyliniałym psem, który dawno stracił już swoje ostre zęby. No, może jeszcze popełniają go niepoprawne żarłoki czy pijaki. Ale cóż za problem, jeśli ich stać i nikt przez nich nie głoduje? Albo to szkodzenie na zdrowi. Czy bardziej nie szkodzi wdychanie naszego zanieczyszczonego powietrza? No, gdyby jeszcze chodziło o nieumiarkowanie w sferze ducha. Wiadomo, nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Podobnie zresztą zupełny jej brak. Ale żeby zaraz grzech główny i wielka wada?
Tak naprawdę nie do końca o jedzenie i picie w tym grzechu chodzi, ale o to, czego nieumiarkowanie jedzący czy pijący szukają. O przyjemność, dobry nastrój, zabawę. Nieumiarkowanie w szukaniu przyjemności.... To brzmi już groźniej, prawda?
Wydać kasę na przyjemności i o nic się nie martwić. Skąd my to znamy? Typowe dla alkoholików. Ale i dla zażywających narkotyki, wiecznie siedzących przy komputerze (bynajmniej nie z powodu pracy) seksoholików czy zakupoholików. Uzależnienie? Owszem. Ale gdzieś tam u jego korzeni tkwi niewłaściwa hierarchia wartości. Taka, która przyjemność czy dobry nastrój stawia ponad obowiązki, rodzinę, a często i przyjaciół. Nietrudno się domyślić, że przy takim postawieniu sprawy z czasem to, co w życiu człowieka naprawdę ważne, zaczyna popadać w ruinę.
Poczucie przyjemności czy dobry nastrój to oczywiście sprawy w życiu człowieka dość ważne. Tyle że ich źródłem wcale nie muszą być „znieczulacze” czy „ucieczkowce”. Każdy chyba zna radość z dobrze wykonanej pracy, z osiągnięcia jakiegoś sukcesu, choćby drobnego, ze spotkania z przyjaciółmi, z miłości dzieci czy pochwał ze strony męża czy żony. Gdy z braku takich satysfakcji człowiek zaczyna szukać środków zastępczych, zaczyna się zjazd. Gdy nabierze rozpędu – bardzo groźny.
W życiu narzeczeńskim, małżeńskim czy, szerzej, rodzinnym, nieumiarkowanie w szukaniu przyjemności i dobrego nastroju nieuchronnie prowadzi do postawienia ich ponad osoby, którym obiecało się miłość. To oczywiste, relacje bywają trudne. Często bolą. Alkohol czy narkotyki poczucie relaksu, odprężenia, przyjemności, dają zawsze. A że trzeba zwiększać dawkę albo przychodzi po nich kac? To nie zmienia faktu, że choć na chwilę działają. Kac zresztą bywa taki nieznośny nie dlatego, że niedobrze czy że boli, ale że jeszcze się człowieka czepiają. O, nie! Jest kolejny powód, by odlecieć w zapomnienie.
I tak narzeczona, żona (narzeczony czy mąż też) i dzieci na dokładkę przegrywają z butelką, skrętem czy działką. I nie mają z nimi żadnych szans. Przecież butelka skręt czy działka, podobnie jak niepohamowane zakupy czy inne uzależnienia, wymagają co najwyżej pełnego portfela. Ale nigdy o nic do człowieka nie mają pretensji. No właśnie, a że z pełnym portfelem też może być kłopot, więc zaczyna się okradanie bliskich. Na dokładkę kłamstwa, awantury. Gwałtowne, bo przecież nadużywając alkoholu czy używając narkotyków nie jest się do końca sobą. A przynajmniej nie działają jak trzeba hamulce. Do tego z czasem jeszcze może się pojawić wejście na drogę przestępstwa. Wiadomo, tak można szybko dużo zarobić. Bliscy? Są wtedy tylko przeszkodą w przeżywaniu przyjemności. Katastrofa...
W życiu zawodowym? Stawianie na przyjemność nie musi zaraz oznaczać obijania się. Przyjemność może przecież tych osiem godzin poczekać. Ale potem... Nie, no koniecznie się należy. Z czasem jednak na jakości pracy coś takiego też się odbija. Zmęczenie przyjemnością powoduje, że człowiek zamiast pracować się leczy, coraz częściej zdarzają się nieobecności... Pracodawca sobie poradzi. Zwolni kogoś takiego. Za wszystko znów zapłacą najbliżsi....
A w życiu nieumiarkowanie szukającego przyjemności zaczyna się pustka. Ani alkohol, ani narkotyki, ani kupienie sześćsetnej pary butów czy sto dwudziestej czwartej kiecki nie są w stanie jej wypełnić. Tylko to poczucie bezsensu powiększają. Więc depresje, samobójstwa....
Fatalnie, choć nieco inaczej, owo nieumiarkowanie odbija się na życiu społecznym. Objawia się w samolubnej obronie własnego standardu życia, możliwości konsumowania dóbr, choćby i kosztem innych, biedniejszych, nie tak uprzywilejowanych, słabszych. Dom dziecka na moim osiedlu? Albo, nie daj Boże, hospicjum? Spadnie cena mojej nieruchomości! Nie, to nie kwestia chciwości, bo przecież nie o sprzedaż chodzi Raczej o satysfakcję z życiowego standardu: o proszę, mam, jestem taki zaradny, wybiłem się ponad innych! Teraz mogę uzżwać! Miło mnie to łechce, daje satysfakcję, więc każdy, kto to poczucie mógłby zabrać jest wrogiem. Nawet jeśli wcale nie zamierza odbierać mi mojej własności. Niech domy dziecka i hospicja stawiają gdzie indziej. Nie będę mieszkał w sąsiedztwie meneli! Niech do moich drzwi nie pukają żebracy! Zamknięte, strzeżone osiedla, na których tylko mieszkańcy mogę spacerować i parkować. Co oczywiście nie przeszkadza mi spacerować, parkować czy nawet głośno się zachowywać w miejscach, gdzie mieszkają inni. Co wolno wojewodzie... I tak dalej...
W sumie podobnie jest, gdy spojrzeć na relacje międzynarodowe. Też o ten standard chodzi. Bogaci zazdrośnie strzegą go przed biedniejszymi. I nawet nie o imigrację chodzi, ale np. o obłożony wysokimi cłami handel, wykorzystywanie taniej siły roboczej czy inne neokolonialne praktyki. Ja mam, co mnie obchodzą inni? Nie sobie zapracują – mówią bogaci dobrze przecież wiedząc, że tak naprawdę nie chodzi o włożoną pracę, ale pozycję silniejszego, z perspektywy której można dyktować warunki. A w razie potrzeby rozegrać biedaków. Np. dzięki pieniądzom i dla pieniędzy (większych oczywiście) urządzając im rewolucję. Wiadomo, rządy chcą chciwe, rebelianci będą skłonni cenny towar sprzedać za bezcen. A bogate społeczeństwa przymykają oko. Jeszcze na sprzedaży broni można zarobić! To wzmacnia rodzimą gospodarkę, daje pracę, więc pozwala też na korzystanie z wysokich zasiłków i emerytur. Krew na rękach? Przyjemny, pozwalający na pokaźną konsumpcję standard życia ponad wszystko.
Tak, przeżywanie przyjemności jest w życiu człowieka jakoś ważne. Ale gdy jej pragnienie wszystko zdominuje, niknie możliwość przeżywania prawdziwej radości i satysfakcji. Z bycia dobrym mężem/żoną, ojcem/matką, synem/córką, pracownikiem, pracodawcą, przyjacielem...
Wcześniejsze teksty
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |