Dobra modlitwa nabiera z czasem pewnego doświadczenia, dzięki czemu zaczynając od pragnienia by unikać wszelkich przykrości i kłopotów, kończy radością z tego, że nie modlimy się sami.
W czasie modlitwy adwentowej muszę nauczyć się odkrywać i rozpoznawać Bożą obecność. To doświadczenie jest niezależne od tego, jakie stany emocjonalne, wzruszenia, rozproszenia czy oschłości będę przeżywał na modlitwie, zarówno wspólnotowej, jak i indywidualnej.
Najpierw chcę wsłuchiwać się w świadectwo Jezusa, który wskazuje mi, że należy się modlić „na osobności”, w skrytości serca i w zamkniętej izdebce, gdzie modlącego się słyszy i „widzi w ukryciu” tylko Ojciec niebieski. To wezwanie – jak zauważa o. Józef Augustyn – „możemy odczytać jako zachętę do religijności dyskretnej, wyważonej, wyciszonej i zrównoważonej. Religijność rozkrzyczana, z którą człowiek publicznie się obnosi, przynosi zwykle skutki przeciwne do zamierzonych”. Chrystus wycofywał się więc sam na „miejsca pustynne” lub „sam jeden na górę”. Racje? Modlitwa w swej najgłębszej istocie jest prawdziwym „dialogiem umysłu z Bogiem”, a obecność innych może działać rozpraszająco. Poza tym, w „byciu z Bogiem” sam na sam dokonują się między Stwórcą a stworzeniem rzeczy, które nie są przeznaczone dla innych.
W Adwencie płynie w moim kierunku również zachęta od Ducha Świętego do modlitwy wspólnej. Modlitwa wspólnotowa: podczas Eucharystii, we wspólnocie czy ruchu religijnym, uczestnictwo w nabożeństwach przypomina, że jestem częścią wspólnoty Kościoła. Uświadamia mi więź, która z woli samego Chrystusa łączy mnie z innymi, bo „gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). Modlitwa wspólnotowa ujawnia i pogłębia znaczenie wspólnoty wierzących, bez której nie da się wyobrazić Kościoła. Już nawet sam początek Kościoła dokonał się w atmosferze wspólnej modlitwy, w oczekiwaniu na Ducha Świętego. Karmelita Anastasio Ballestrero przypomina, że „Duch, który się modli we mnie, jest tym samym, który modli się w moich sąsiadach, być może irytujących; mogą mnie oni prawdziwie irytować, Duch jednak – skoro umiem wierzyć i słuchać – daje współbrzmienie tętna, sprawia, że nikną wszelkie trudności albo przynajmniej mają już nikły wymiar”. Dobra modlitwa nabiera z czasem pewnego doświadczenia, dzięki czemu zaczynając od pragnienia by unikać wszelkich przykrości i kłopotów, kończy radością z tego, że nie modlimy się sami.
Wiem, że z jednej strony modlić się wspólnotowo jest to łatwiejszy sposób. Wystarczy przyjść na spotkanie do świątyni, a ktoś inny to spotkanie poprowadzi. Możemy wspierać się wzajemnie, zwłaszcza gdy modlitwa indywidualna słabnie w czasie kryzysu, w czasie pustyni. Natomiast modlitwa przeżywana jedynie we wspólnocie przyczynia się z czasem do mniejszej gorliwości, ograniczania własnego zaangażowania i rozmija się z poruszeniami Ducha Świętego. Celem modlitewnego spotkania jest dialog serc, wspólnota z Tym, o którym wiem, że mnie kocha. Tak więc osoby, które regularnie modlą się indywidualnie, z łatwością i chętnie włączą się również w modlitwę wspólnotową. Muszę pamiętać, że do duchowego wzrostu i rozwoju, nie tylko w Adwencie, są potrzebne obydwie formy, które, wzajemnie się uzupełniają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |