W Niedzielę Palmową po sumie odbywały się po kościołach przedstawienia pasyjne. Za czasów króla Zygmunta III, jak przypomina Oskar Kolberg, istniały zrzeszenia aktorów amatorów, którzy w roli Chrystusa, Kajfasza, Piłata, Judasza itp. chodzili po miastach i wioskach i za drobną, dobrowolną opłatą odtwarzali misterium męki Pańskiej. Najlepiej i najwystawniej organizowały ten rodzaj przedstawienia klasztory. Po wioskach chłopcy chodzący po domach jako przebrani aktorzy mieli nazwę "pucherów" od łacińskiego słowa pueri (chłopcy). Do dnia dzisiejszego misteria ludowe, pasyjne odbywają się w każdy Wielki Tydzień w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Kolberg przytacza, że na Rusi pop siadał na osła i otoczony tłumem wiernych jechał do cerkwi. Przed drzwiami świątyni zsiadał i wchodził do kościoła. Kalwin Kraiński opisuje procesję z Chrystusem drewnianym na osiołku w kościele Panny Maryi w Krakowie w roku 1608:
"osiołka lipowego, na którym także Jezusek siedzi, jako czynią w Krakowie u Panny Mariej, którego oprawcy albo siepacze miejscy z kościoła Św. Wojciecha do kościoła Panny Mariej przyprowadzą. A przedtem Go, jako powiadają, sami rajcę krakowscy wiedli, ale im ten urząd siepacze odjęli". Na niejednej wsi zwyczaj ten długo się utrzymał.
Palmy w Polsce zastępują gałązki wierzbowe z baziami. Po ich poświęceniu zatyka się je na krzyże i obrazy, by strzegły domu od nieszczęść i zapewniały błogosławieństwo Boże. Z tych to gałązek spalonych na popiół w następnym roku w Popielec kapłan posypywał głowy ludziom popiołem. Wtykano także palmy na pola, aby Pan Bóg strzegł zasiewów i plonów przed gradem, suszą i nadmiernym deszczem. Mikołaj Rey tak o Niedzieli Palmowej pisał: "W Kwietnia kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego Chrystusa do miasta nie doprowadził to już dusznego zbawienia nie otrzymał". "Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości. Odprowadzenie "będowego Chrystusa do miasta" jest wyraźną aluzją do zwyczaju prowadzenia w procesji Chrystusa na drewnianym osiołku.
A oto jak nam poetycko przedstawia nastrój Niedzieli Palmowej i Wielkiego Tygodnia Kossak-Szczucka: "W Palmową Niedzielę każdy kościół polski zakwita wiązankami wierzbiny, modrzewiu, borówek, borowinku, jak gdyby całe gaje weszły do świątyni oddać hołd Zbawicielowi. Wierzbina usiana białymi kotkami — to polska palma wdzięczna i pokorna. Gdy wiosna wczesna a Wielkanoc późna, kotki wierzb nie są już białe, ale żółte, sypiące złotym pyłem o słodkiej woni. Wychodząc po nabożeństwie z kościoła, należy połknąć parę poświęconych baziek. Miękkie, kosmate, z trudem przechodzą przez krtań, lecz zabieg wart jest trudu, chroni bowiem od chorób gardła na przeciąg roku" (Rok Boży, s. 56).
Wielki Tydzień określa Kossak-Szczucka jako dni sprzątania generalnego i porządków w domu. "Wielkanoc nie może zastać starych śmieci. Trzeba też i z duszy wyrzucić stary kwas, bo Wielkanoc — to odnowa. Stary człowiek musi umrzeć a nowy się narodzić". Dlatego obowiązuje Spowiedź wielkanocna! (s. 57).
W Wielką Środę kapłani po kościołach odprawiali dawniej "Jutrznię". Dzisiaj ten zwyczaj można jeszcze spotkać po katedrach i kościołach. Na pamiątkę ucieczki Apostołów w czasie aresztowania Chrystusa gasi się po każdym Psalmie jedną świecę, aż zostaje jedna. Tę bierze się z lichtarza i zanosi za ołtarz. Znika światło, symbol Chrystusa, zamordowanego przez ludzi. Po pewnym czasie kleryk ze świecą powraca zza ołtarza na znak Zmartwychwstania. Wtedy kapłani uderzeniami w pulpity brewiarzem dają znać o trzęsieniu ziemi, jakie zaistniało przy tajemnicy wyjścia z grobu Chrystusa. Ksiądz Kitowicz pisze, że na ten moment specjalnie schodzili się żacy do Kościoła i "pomagając" kapłanom, czyniącym strepitus, robili tak wielki hałas, że trzeba ich było siłą wyrzucać.
Chłopcy w Wielką Środę robili ze śniegu bałwana — Judasza i tak go długo bili, aż się zupełnie rozsypał. Była to zapłata za zdradę wykonaną na Chrystusie Panu. W niektórych stronach obrzęd ten odbywano w sam Wielki Czwartek.