Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Arcypasterzy, którzy żyją w zgodzie i łączności ze Stolicą Apostolską. O wspólnym zadośćuczynieniu Najświętszemu Sercu Jezusowemu.
Chociaż obfite odkupienie Chrystusa szczodrze nam "darowało wszystkie grzechy" (Cf. Kol 2,14), to jednak przez to dziwne zrządzenie Mądrości Boskiej, na mocy którego jesteśmy w możności dla Ciała Chrystusa, Kościoła, (Cfr. Kol 2, 13) ciałem naszym zdziałać to, co niedostawało jeszcze do cierpienia Chrystusa, możemy, ba - nawet musimy do chwały i zadośćuczynienia, "które Chrystus imieniem grzeszników złożył Bogu", dołączyć także nasze wysławianie i nasze zadośćuczynienie. Lecz zawsze pamiętać musimy o tym, że cała siła ekspiacji wypływa z krwawej ofiary Chrystusa, która bezustannie wznawia się na naszych ołtarzach w sposób bezkrwawy, o ile, że "jest to jedna i ta sama ofiara krwi, bo przez ręce kapłanów ofiarowuje się ten sam. który się niegdyś ofiarował był na krzyżu, a jedyna różnica polega na sposobie ofiary" (Conc. Trid. sess. 22. c. 2). Dlatego z tą najdostojniejszą ofiarą Eucharystyczną musi zjednoczyć się ofiarowanie się kapłanów i innych wiernych, by się i oni sami, jako "ofiary żyjące, święte, Bogu miłe" (Rz 12,1) ofiarowali. Dlatego to św. Cyprian nie waha się twierdzić, że "ofiara Pańska nie spełnia się z właściwym poświęceniem, jeśli oddanie się nasze i nasza ofiara nie odpowiada Jego cierpieniu" (Bp. 63, n. 381). Dlatego to napomina nas Apostoł, byśmy "umartwienie Chrystusa zawsze w naszym ciele nosili" (2 Kor 4,10), "z Chrystusem szli do grobu, istotnie łącząc się z Jego śmiercią, (Cf. Rz 6, 4 - 5), byśmy nie tylko ciało nasze z jego namiętnościami i pożądliwościami ukrzyżowali (Cf. Ga 5, 24), uciekając przed zepsuciem, które szerzą po świecie namiętności" (1 P 1,4), lecz, aby "i życie Jezusa objawiało się w ciałach naszych" (2 Kor 4,10) i byśmy uczestnicząc w Jego wiecznym kapłaństwie, "składali dary i ofiary za nasze grzechy" (Hbr. 5,1). Gdyż do uczestniczenia w tej tajemnicy kapłaństwa i w tym urzędzie ofiary i zadośćuczynienia dopuszczani są nie tylko ci, za których pośrednictwem Nasz Arcykapłan Jezus Chrystus Imieniu Boskiemu po wszystkiej ziemi, od Wschodu do Zachodu (Ml 1,11) składa czystą ofiarę, lecz również i cały lud chrześcijański, który Książę Apostołów słusznie nazywa "rodem wybranym, królewskim kapłaństwem" (1 P 2, 9), powinien zarówno za siebie jak i cały ród ludzki składać ofiary za swe grzechy (Cf. Hbr 5,2) nie inaczej jak każdy kapłan i Arcykapłan "powołany z pośród ludzi, ustanowiony dla ludzi w tym co do Boga należy" (Hbr 5,1).
Im bardziej zaś nasza ofiara i nasze poświęcenie upodobniają się do Pańskiej ofiary, to znaczy, im doskonalej składamy ofiarę z naszej miłości własnej i z naszych namiętności i krzyżujemy nasze ciało tą tajemnicą krzyża, o której mówi Apostoł, tym obfitsze owoce pojednania i zadośćuczynienia spłyną na nas i na innych. Cudowne bowiem obcowanie łączy wszystkich wiernych z Chrystusem, podobnie jak między głową a innymi członkami ciała ono istnieje, a przez tę tajemnicę obcowania Świętych. którą wyznaje wiara katolicka, jednostki i ludy połączone są nie tylko z sobą, lecz również i z tym, "który jest Głową, z Chrystusem przez którego zjednoczone i spojone jest wszystko ciało podług miary każdego członka i tak czyni pomnożenie ciała ku zbudowaniu samego siebie w miłości" (Ef 4,15 - 16). O to też sam Pośrednik między Bogiem i ludźmi, Jezus Chrystus, prosił w obliczu śmierci Ojca: "Ja w nich, a Ty we mnie, by byli zjednoczeni w jedno" (J 17,23).
Jak więc przez poświęcenie się wyraża się i wzmacnia zjednoczenie się z Chrystusem, tak i ekspiacja toruje drogę do tego zjednoczenia przez zmazanie win i przez uczestniczenie w cierpieniach Chrystusa udoskonala je oraz uzupełnia ofiarą, składaną za braci. I to zaiste było zamiarem miłosierdzia Jezusa, gdy raczył nam okazać Swe Serce, znakiem cierpienia uwieńczone i płomieniem miłości opromienione, w tym mianowicie celu, byśmy, rozpoznając bezbrzeżną ohydę grzechu i podziwiając bezgraniczną miłość Odkupiciela, tym silniej znienawidzili grzech i tym gorętszą odwzajemnili się Mu miłością.
I rzeczywiście duch ekspiacji względnie zadośćuczynienia odgrywa główną rolę w czci Najświętszego Serca Jezusowego i nic tak nie odpowiada pochodzeniu, istocie, skuteczności i praktykom, właściwym tej formie nabożeństwa, jak to potwierdzają dzieje i zwyczaje, a nie mniej święta liturgia i akta Najwyższych Arcypasterzy. Albowiem, gdy się Chrystus objawił Małgorzacie Marii i ukazał jej swą bezgraniczną miłość równocześnie z bólem w takich to słowach, które oby wieczne pozostały w duszach wiernych i nigdy nie poszły w zapomnienie, żalił się z powodu tak wielu i tak wielkich obelg, zadanych Mu przez niewdzięcznych ludzi "Patrz - oto serce, powiedział, które tak wielce umiłowało ludzi i tak hojnie obsypało ich darami wszelkimi, a które w zamian za swą bezgraniczną miłość doczekało się nie tyle wdzięczności, ile zapomnienia i obelg i to niejednokrotnie ze strony tych, którzy mocą swego urzędu byliby obowiązani do szczególniejszej miłości". Dla zmazania tych win wśród wielu innych środków wskazał jako jeden Jemu szczególnie miły, ten: by ludzie w zamiarze ekspiacji zbliżali się do ołtarza, przyjmowali tzw. "Komunię zadośćuczynienia" i by przez całą godzinę odmawiano suplikacje i modlitwy zadośćuczynienia - co jak najsłuszniej nazwano "Świętą Godziną". Te nabożeństwa Kościoła nie tylko pochwalił, lecz połączył ją szczodrym odpustym.
Lecz jakżesz tego rodzaju nabożne ćwiczenia zadośćuczynienia mogą pocieszyć Chrystusa, który szczęśliwie w Niebiesiech króluje? Na to odpowiadamy - "daj mi miłującego, a on zrozumie, co mówię" - przytaczając słowa św. Augustyna (In Ioannis Evangelium tract. XXIV, 4), które do tego jak najlepiej się stosują. Ktokolwiek bowiem Boga prawdziwie miłuje, ten patrząc w przeszłość, widzi i wyczuwa, jak Chrystus za człowieka cierpi, znosi ból i najsroższe katusze, "dla nas ludzi i dla naszego zbawienia" prawie, że zmiażdżony zostaje smutkiem, obawą i poniżeniem i wreszcie "starty z powodu zbrodni naszych" (Iz 53,5), zbawia nas przez swą mękę. A te wszystkie rozmyślania nabożnych dusz na tym głębszej powinny opierać się prawdzie, ile że grzechy i nieprawości, popełnione i rzezi ludzi każdego czasu, były powodem, że Syn Boga wydany został śmierci i ponieważ one i teraz także stałyby się przez się powodami śmierci Chrystusa, połączonej z tym samym bólem i z tą samą męką, ponieważ każdy z tych grzechów niejako wznawia mękę Pana: "Na nowo krzyżują Syna Boga i na pośmiewisko Go mają" (Hbr 6,6). Jeśli jednak z powodu naszych grzechów, chociaż one należały do przyszłości, a jednak były także przewidziane, smutna była dusza Chrystusa aż do śmierci, to bez wątpienia nie mniejszej On doznał pociechy, przewidując już wtedy i nasze zadośćuczynienie, jak wówczas, gdy "ukazał się Mu anioł z nieba" (Łk 22. 43), by pocieszyć Serce Jego, umęczone odrazą i obawą. Dlatego też możemy i powinniśmy to Najświętsze Serce, które niewdzięczni ludzie bez ustanku grzechami ranią, i teraz pocieszyć w ten cudowny, lecz prawdziwy sposób, tym bardziej, że - jak w św. liturgii czytamy - przez usta Psalmisty sam i Chrystus się żali, iż Go przyjaciele Jego opuszczają: "Serce moje pełne jest urągania i nędzy; czekałem, by kto współczuł, a nie znalazł się żaden, by ktoś pocieszył, a nie znalazłem żadnego" (Ps 68, 21).