Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Jeśli Bóg jest w życiu na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwym. Niby proste. Teoretycznie.
Co wolisz? Schabowego czy sałatkę warzywną? Gdy na talerzu jest jedno i drugie, wszystko w porządku. Problem pojawi się, gdy będziesz musiał wybierać.
W życiu podobnie jest ze wszystkim. Jeśli stać Cię i na nową kurtkę i buty dla dziecka nie musisz się martwić. Tak samo, gdy kolega zaprosił Cię na urodziny w sobotę, a koleżanka w niedzielę. Gorzej, gdy trzeba wybierać: albo, albo. Starczy tylko albo na buty, albo na kurtkę, albo przyjdzie wybierać do kogo pójść. Nieważne są twoje deklaracje. To, jakiego dokonasz wyboru, zależy od tego, co dla Ciebie faktycznie jest ważniejsze. Od twojej – nazwijmy to szumnie – hierarchii wartości.
W życiu duchowym jest dokładnie tak samo. Odrzucenie bożków na rzecz Boga prawdziwego nie jest trudne, a potrzeba takiego postawienia sprawy – oczywista. Z jednym wyjątkiem. Gdy tym bożkiem jestem ja sam.
Zafascynowani ideami humanizmu współcześni często przypominają hasło, że człowiek jest miarą wszystkich rzeczy. W sumie to prawda. Wszelkie ludzkie działania powinny być nastawione na mądrze i dalekowzrocznie rozumiane dobro człowieka. Mądrze i dalekowzrocznie, znaczy też, że powinny uwzględniać jego duchowy wymiar. Łącznie z powołaniem do nieśmiertelności. Bardzo często o tym się zapomina, a ze skądinąd słusznej zasady czyni wymówkę dla usprawiedliwiania antropocentryzmu rozumianego jako nadęte stawianie człowieka poza wszelkimi prawami.
Tak, człowiek powinien być miarą wszystkich rzeczy. Nie powinien się jednak łudzić. Nie jest panem świata. W swojej kruchej przemijalności jest ledwie pyłem. Potrzebuje Boga. Nie odwrotnie. To Bóg patrząc z perspektywy wieczności wszystko wie i rozumie lepiej. I to On nędzną ludzką egzystencję może zamienić w pełne radości i chwały życie wieczne. Człowiek, będąc miarą wszystkich rzeczy musi odkryć swoją samoniewystarczalność, a w Bogu swojego Pana.
Powiedzieć „Jezus jest Panem” jest bardzo łatwo. Życie szybko jednak weryfikuje takie deklaracje. Możesz się długo łudzić. Prawda wychodzi na jaw, gdy musisz dokonywać wyborów. Wtedy gdy prosisz Boga, a On zdaje się nie słyszeć. Gdy oczekujesz pociechy duchowej, a On wydaje się daleki i milczący. Och, jak szybko przychodzi wtedy myśl, że Bóg okazał się niesolidnym partnerem w waszej sprawnie dotąd działającej spółce.
Prawda o tym, kogo w swoim życiu faktycznie stawiasz na pierwszym miejscu wychodzi też wtedy, gdy grzech ma czar zakazanego owocu, po który wszyscy wokół bez obaw sięgają, a dobro wydaje się szare i nudne jak jesienna słota. Znasz tę pokusę, prawda? Znasz i tę, by do czytania Ewangelii założyć rękawiczki. Żeby przypadkiem nie pobrudziła czyściutkich rąk twoich nieewangelicznych przyzwyczajeń. Wtedy, jak faryzeusz, wymagając od innych poszanowania Bożego prawa, sam szukasz wymówki, by je ominąć.
Jeśli myślisz, że jesteś na czwartym, piątym albo szóstym stopniu życia duchowego, a w jakiejkolwiek sprawie chciałbyś Boga poprawiać, musisz się wrócić. Jesteś sługą Pana. Nie odwrotnie. Tylko na takim fundamencie możesz zbudować solidny gmach swojej pobożności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |