Nie nazywać swoim tego, co posiadam (Dz 4,32-35; Ps 118; 1 J 5,1-6; J 20,29; J 20,19-31)
Ilekroć czytam ten fragment Dziejów Apostolskich, tylekroć odczuwam zazdrość i zniechęcenie. Zazdrość, że kiedyś tak chrześcijanie żyli. Zniechęcenie, bo zdaję sobie sprawę, że później wierzący z innych miast składali się na ich utrzymanie. Kiedy panuje wspólnota dóbr, tak łatwo zostać wykorzystanym przez tych, którzy szukają łatwego chleba....
Wiem, że tamte czasy już raczej nie wrócą. Ale od tamtych chrześcijan, przenikniętych gorącą, radosną wiarą w zmartwychwstanie Jezusa, uczę się dziś mądrego stosunku do dóbr materialnych. Nawet jeśli nie chcę niczego rozdawać będę pamiętał, że nie jest moje, co posiadam. Jestem tylko zarządcą...
Będziecie moimi świadkami (Dz 1,3-8; Ps 126; Flp 20c-30; J 12,26; J 12,24-26)
Co miał na myśli poeta, gdy napisał, że jego koń miał się załamać nie na Termopilach, a na Cheronei? To pytanie jest dla nauczyciela ważne tylko na lekcji. Po niej koń naszego wieszcza mógłby się równie dobrze załamać w Klewkach albo Giżycku. On tylko przekazuje wiedzę. Gdy na przerwie będzie przechodził do klasy z dziennikiem pod pachą, nie będzie to miało już żadnego znaczenia.
Ale gdy na lekcji religii katecheta powie, że wszyscy są dziećmi Bożymi, jego marsz po korytarzu będzie sprawdzianem. Odpowie na „dzień dobry”? Zauważy, że ktoś stoi smutny pod ścianą? Przejdzie obojętnie wobec dzieci Bożych? Od niego wymaga się, by był świadkiem.
Nie muszę wcale o Bogu mówić. Ale jeśli jestem chrześcijaninem, muszę żyć tak, by inni we mnie zobaczyli Chrystusa. Niekoniecznie na krańcach świata. W szpitalu, biurze, na uczelni...
Łaska dla pokornych (1 P 5,5b-14; Ps 89; 1 Kor 1,23-24; Mk 16,15-20)
Bóg pozwala mi zwracać się do siebie, a ja modlę się tylko wtedy, gdy odczuwam taką potrzebę. Jezus zaprasza mnie na swoją ucztę, a ja marudzę, że tam jest nudno i że wolę się pomodlić sam (oczywiście nie zaraz, ale kiedy odczuję taką potrzebę). Bóg mówi, bym w niedzielę odetchnął i dał odpocząć innym, a ja akurat w niedzielę mam zapał do pracy i ochotę na wielkie zakupy. Pytam dlaczego ja, gdy dotyka mnie choroba, ale gdy jestem zdrowy nie pomyślę nawet, że wypadałoby Bogu dziękować. Bóg jest winny, gdy stracę pracę, ale swojej zaradności zawdzięczam, gdy dobrą znajdę. I tak bez końca. Liczę się ja. I tylko ja. A potem się dziwię, że Bóg czasem mi pokazuje, kto tu jest szefem...
Bo Bóg pysznym się sprzeciwia. Łaskę daje pokornym...
Ewangelia w więzieniu (Dz 5,17-26; Ps 34; J 3,16; J 3,16-21)
Była prawda, którą trzeba było głosić. Byli gotowi do tego ludzie, których inni zamknęli w więzieniu. I był Bóg, który posłał swego Anioła, by otworzył bramy więzienia. Dzięki temu splotowi okoliczności ludzie usłyszeli Dobrą Nowinę.
Dziś, po upływie tak długiego czasu, Dobra Nowina jeszcze nie do wszystkich dotarła. Czego nam brakuje? Jest wielu oddanych Apostołów, którzy potrafią poświęcać się dla Bożej sprawy. Jest Bóg, który potrafi pomóc w najbardziej beznadziejnej sytuacji. Ale ciągle problemem jest ludzkie serce, z niezrozumiałych czasem powodów opierające się radosnej prawdzie o naszym zbawieniu.
Ja pewnie czasem też, choć tego nie dostrzegam, usiłuję zamknąć Ewangelię w więzieniu moich poglądów i przyzwyczajeń...
Bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 5,27-33; Ps 34; J 20,29; J 3,31-36)
Ileż to razy słyszę, że Ewangelia nie jest na dzisiejsze czasy? Że mamy XXI wiek i trzeba iść z postępem? Tak prosto byłoby iść z prądem. Ale czytam, jaką odpowiedź dali Piotr i inni Apostołowie nakazującym im milczeć członkom Sanhedrynu: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”.
Tamte czasy też były niewygodne. Jezus nie pasował do wizji religijności, jaką mieli członkowie Wysokiej Rady. Zapewne nie odpowiadał także wielu Grekom czy Rzymianom, bo Ci cenili dobrą zabawę, a krzyż był dla nich głupstwem. Chrystusowa Ewangelia zawsze była niewygodna: przeszkadzała wyzyskiwać panującym, kraść złodziejom, pić pijakom, cudzołożyć cudzołożnikom i zabijać żądnym zemsty. I co? Zawsze trzeba było bardziej słuchać Boga niż ludzi. Dziś jest dokładnie tak samo...
Boże sprawy zwyciężają (Dz 5,34-42; Ps 27; Mt 4,4b; J 6,1-15)
Mądry był ten Gamaliel: „Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich. Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem”. Podoba mi się to rozwiązanie. Tylko czy zawsze się sprawdza? Widzę czasem, że Boże sprawy – przynajmniej tak je oceniam – rozpadają się. Szatańskie potrafią długo trwać. Więc czy aby na pewno Gamaliel miał rację?
Pewnie tak. Tyle że dobro czasem z trudem toruje sobie drogę. Czasem niszczone przez diabła na podobieństwo ptaka wydziobującego ziarno zasiane na drodze. Czasem zagłuszone przez chwasty modnych filozofii, czasem umierające, kiedy za bardzo opiera się na człowieku, a zabraknie w nim życiodajnych soków Bożej łaski. Ale ciągle trwa. Na przekór złym okolicznościom i zatwardziałym ludzkim sercom. Ciągle na nowo rozkwita, by wydać owoce i rozsiać się na nowo. Choćby po długich wiekach, zawsze zwycięża....
Żadnej ciemności (1 J 1,5-2,2; Ps 103; Mt 11,25; Mt 11,25-30)
Zastanawiam się czasem, czy Bogu naprawdę na mnie zależy. Może ma w moim istnieniu jakiś swój interes? Może się mną bawi? Przecież gdyby mnie kochał, moje życie byłoby niekończącym się pasmem szczęścia i radości. Po co choroby, po co kalectwa, po co śmierć? Jestem zdrowy, ale co z innymi? Dlaczego nie wysłuchuje moich próśb? Przecież obiecał. Przecież nie proszę Go o rzeczy złe, a mimo to mnie nie słucha. A kiedy grzeszę, zamiast cicho mi wybaczyć, każe przyznawać się przed jakimś księdzem…
Wiem wiem. To pokusa. Choćby nie wiadomo co mnie spotkało mogę być pewny: "Bóg jest światłością i nie ma w nim żadnej ciemności. To tylko ja czasem patrzę na niego przez brudną szybę swojego serca...