Nie wiadomo o nich nic, a mimo to są znani wszystkim. Zagadkowe postacie mędrców ze Wschodu, którzy złożyli hołd Jezusowi, były przez stulecia przedmiotem rozważań teologów i inspiracją wyobraźni artystów.
Magowie ze Wschodu kierowali się niezwykłym zjawiskiem astronomicznym, nazwanym w Ewangelli gwiazdą. W ciągu stuleci istniało wiele hipotez próbujących dokładnie określić o jaką gwiazdę chodzi.
Sądzono na przykład, że mogła to być planeta Wenus, jasno świecąca nad horyzontem. Planeta Wenus była jednak doskonale znana w tamtych czasach i wydaje się niemożliwe, by zadziwiła swym pojawieniem się trzech mędrców, którzy niewątpliwie byli dobrymi astronomami.
Największą popularność zdobyła hipoteza, że tajemniczym zjawiskiem była kometa. Do dziś bardzo często gwiazda betlejemska rysowana jest jako kometa. Podejrzewano kometę Halleya, która pojawia się na niebie co 76 lat. Przelatywała jednak wówczas w 12 r. p.n.e., a więc za wcześnie.
Hipoteza ma jeszcze dwie poważne słabości. Po pierwsze kometa zwykle była uważana za zły znak, symbol nadciągających nieszczęść, a jednak magowie zinterpretowali ją zupełnie inaczej. Po drugie była zjawiskiem znanym powszechnie od dawna. Wydaje się, że Ewangelista nie użyłby słowa gwiazda, gdyby pisał o komecie.
Potem pojawiła się koncepcja, że tajemniczym zjawiskiem był wybuch supernowej, gigantyczna eksplozja gwiazdy, która może być widoczna bardzo długo przez wiele miesięcy. Jest w dodatku tak jasna, że widać ją nawet w dzień. Byłaby to ciekawa hipoteza, gdyby nie to, że ówcześni astronomowie, którzy znali i opisywali te zjawiska, nie dostrzegli takiego wybuchu między 135 r. p.n.e. a 173 r. n.e.
Obecnie najwięcej zwolenników ma hipoteza wybitnego astronoma z Gdańska, Jana Keplera (1571-1630), sformułowana w roku 1606.
Otóż odkrył on, że w 7 i na początku 6 r. p.n.e. miała miejsce tzw. potrójna koniunkcja Jowisza, Saturna i Marsa. Koniunkcja oznacza złączenie, w tym przypadku pozorne. Trzy planety "ustawiają się" na jednej linii z Ziemią w stosunku do Słońca, tak, że wydaje się jakby były jedną, wielką, mocno świecącą gwiazdą. Słońce było wówczas w znaku Ryb. Taka potrójna koniunkcja zdarza się mniej więcej co 800 lat i jest wyjątkowo jasna. Poza tym w 7 r. p.n.e. koniunkcja Jowisza i Saturna pojawiła się aż trzykrotnie: 27 maja, 6 października i 1 grudnia. Przy tej ostatniej koniunkcji do dwóch największych planet dołączył Mars.
Hipoteza wydaje się przekonywująca. Po pierwsze dlatego, że 7 lub 6 rok p.n.e. jest możliwą i prawdopodobną datą narodzin Chrystusa. Wiadomo wszak, że Dionizy Mały ustalając w 525 roku na zlecenie papieża Jana I datę urodzin Zbawiciela popełnił błędy w obliczeniach.
Po drugie koniunkcja Jowisza i Saturna mogła zastanowić mędrców ze Wschodu. Wiedzę astrologiczną traktowano wówczas bardzo poważnie. Złączenie największych planet skłaniało z pewnością ówczesnych mędrców do wielu interpretacji.
Tylko jedno nie ulega wątpliwości. Królowie ofiarowali Jezusowi mirrę, kadzidło i złoto. Wątpliwości nie budzi też interpretacja znaczenia symbolicznego tych darów. Już Beda Czcigodny określił je na początku VIII wieku tak, jak tłumaczy to się współcześnie.
Złoto symbolizowało coś co jest piękne, chwalebne, wartościowe. Oznaczało godność Jezusa jako króla.
Kadzidło używane było w świątyniach podczas składania ofiar jako symbol modlitwy. Oznaczało, że Jezus jest Bogiem.
Mirra to balsam, którym namaszczano zmarłych, a dodany do wina wzmacniał je. Taki napój podawano skazańcom. To zapowiedź męki Pana i Jego pogrzebu.
Jezus otrzymał więc złoto jako król, kadzidło jako Bóg i mirrę jako człowiek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |