Na Mszy św. był czytany hymn o miłości św. Pawła, a mnie w tym czasie Bóg otwierał oczy i uszy na człowieka, z którym żyłam. Dla mnie te słowa brzmiały tak: Piotr cierpliwy jest, łaskawy jest. Piotr nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego...
No to poszliśmy do pracy – i znowu byłam w ciąży. Jedno muszę przyznać – mimo że każda ciąża była dla nas obojga zaskoczeniem, mój mąż nigdy nie okazał ani cienia niezadowolenia z tego faktu. Co więcej, zawsze mnie podtrzymywał na duchu i wspierał. Pomagał mi też dużo przy dzieciach.
A jednak ja, taka wierząca, dla której i Bóg i religia były tak ważne, zaczęłam od mojego męża odchodzić. Zaczęłam go „zdradzać”. Okazało się bowiem, że mój mąż nie jest taki sam jak mój ojciec. Co więcej, jest zupełnie inny i tej inności nie umiałam przyjąć.
Byłam wtedy święcie przekonana, że odejście od męża to najlepsza rzecz, jaką mogę zrobić dla niego i dla naszych dzieci. Diabeł naprawdę jest mistrzem kłamstwa. Podejrzewam też mocno, że gdyby można było łatwo uzyskać rozwód, to byśmy się rozwiedli, bo ja do tego dążyłam. Ponieważ jednak okazało się to sprawą wymagającą trochę zachodu, a przecież ani mnie mój mąż nie bił, pomagał mi przy dzieciach – i co najważniejsze – była między nami pewna wspólnota patrzenia na świat, podobne poczucie humoru. Tak naprawdę to największym problemem w moim małżeństwie byłam ja sama i moje idiotyczne wyobrażenia na temat tego, czym małżeństwo powinno być.
Piotr nie zgadzał się na rozwód, mimo że w tym czasie umiałam być dla niego bardzo nieprzyjemna. Skoro to rozwiązanie „problemów” nie mogła dojść do skutku, szukałam innych, m.in. w konfesjonale. To tam znajomy ksiądz poradził mi, byśmy zaczęli się wspólnie wraz z dziećmi modlić. Potem, widząc moje borykanie się ze stosowaniem środków antykoncepcyjnych w związku z kwestią zaufania Bogu, powiedział, byśmy zdecydowali się na stosowanie NPR.
Ponadto Pan Bóg stawiał mi na drodze ludzi, z którymi dużo rozmawiałam, a jeden z poznanych wtedy księży został moim kierownikiem duchowym.
To on podpowiedział mi, że moja postawa w małżeństwie wynika z mojej niedojrzałości. Że czas przestać zachowywać się jak dziecko, a zacząć zachowywać się jak osoba dorosła. To on zwrócił mi uwagę na jedno, że cechą dorosłości jest zgoda na ponoszenie konsekwencji swoich decyzji. Pomogło mi to wtedy podjąć decyzję, którą mogę w skrócie streścić tak: „Skoro kiedyś powiedziałam A, biorąc ślub i składając przysięgę, to teraz muszę powiedzieć B i przestać straszyć męża odejściem, rozwodem”.
I wtedy dostaliśmy zaproszenie na ślub mojego kuzyna. Na Mszy św. był czytany hymn o miłości św. Pawła, a mnie w tym czasie Bóg otwierał oczy i uszy na człowieka, z którym żyłam. Dla mnie te słowa brzmiały tak: "Piotr cierpliwy jest, łaskawy jest. Piotr nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość Piotra nigdy nie ustaje” (1 Kor 13,4-8a).
Od tej pory zaczęłam zdrowieć, a zastosowane wcześniej „środki”: modlitwa z dziećmi, NPR zaczęły powoli otwierać moje oczy na prawdę o kobiecie i mężczyźnie według Bożego zamysłu. Pan Bóg uczy mnie też przeżywać moje rodzicielstwo na wzór swojego. Patrząc na to, jakim jest On dla mnie Ojcem, łatwiej mi zrozumieć dzieci, obdarzać je wolnością, ale też i wymagać i uczyć najważniejszej lekcji mojego życia – że trzeba zgodzić się na ponoszenie konsekwencji własnych decyzji i że Bóg z najgorszego zła wyprowadzi dobro – o ile człowiek Mu pozwoli działać w swoim życiu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |