O zniechęcaniu do chrztu, szczypcie soli i Kościele dla grzeszników z o. Stanisławem Jaroszem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.
Dlaczego?
– Bo mówię „bierzecie i jedzcie, to jest Ciało Moje, które za was będzie wydane”. Owszem, to Jezus wypowiada te słowa przeze mnie, ale czy ja, Stanisław, chcę powiedzieć tak samo? Czy jestem gotów dać swoje życie za tych, którzy stoją przede mną. Za wszystkich: i tych z czerwonymi nosami, z bezmyślnym uśmiechem, rozwydrzoną młodzież... Czy chciałbym, żeby moja 0Rh+ była wylana za tych, za których celebruję Mszę św.? Fascynuje mnie św. Paweł tym, że on budował ten Kościół z całą gorliwością, obrywał strasznie ze wszystkich stron i miał świadomość, że zbawienie od Zmartwychwstałego płynie przez Kościół, przez tych, którzy stanowią Jego Ciało.
Czasem ludziom trudno zobaczyć Jezusa w Kościele.
– Wiem. Sam miałem kiedyś czas kryzysu. Szczypałem hostię w czasie Mszy, czy pójdzie krew... Od paru lat przestałem to robić. Jak może nie być Jezusa w Kościele? A kto wyciągnął mnie z grzechów, uleczył moje zranienia, połatał serce? Jak Go może nie być? To się samo nie zrobiło. Mamy być solą i światłem dla tych, którzy nie znają Jezusa. Nie potrzeba kilograma soli na garnek zupy. Szczypta wystarczy, żeby zmienić smak rzeczywistości. Nie potrzeba wielu reflektorów, nieraz świeczka wystarczy, żeby ktoś znalazł drogę w ciemności. Kiedyś w Warszawie przyszedł do mnie człowiek i mówi: „Proszę ojca, jestem ochrzczony, ale przestałem praktykować, z powodu partii, awansów. Byłem dyrektorem biura, pracował u mnie człowiek, który był naprawdę chrześcijaninem, modlił się, nie udawał niczego. Był pokorny, wyśmiewaliśmy się z niego, zwalali na niego robotę, a on to wszystko brał. Kiedyś miałem wypadek, mój samochód spadł ze skarpy, byłem uwięziony we wraku, myślałem, że to koniec i wtedy przypomniał mi się ten człowiek z pracy. Nie umiałem się modlić, ale powiedziałem: »Panie Boże, skoro on się tak modlił do Ciebie, to Ty miej litość dla mnie grzesznika«. I wie ojciec, uratowali mnie, ale gdybym ja wtedy zginął, czy by mnie Pan Bóg odtrącił?”. Powiedziałem mu: „Nie, nie odtrąciłby cię, ponieważ ten człowiek był dla ciebie światełkiem, był dla ciebie solą. Dzięki niemu szukałeś jednak w końcu zbawienia w Jezusie”.
Ojciec mówi o szczypcie soli i światełku, a my w Kościele ciągle przeliczamy, ilu ludzi było na Mszy, ile na oazie, w nowicjacie. A u was tylko 20? U nas 50!
– Problemem nie są liczby, tylko to, że ten Kościół jest rozmyty, że za mało jest radykalizmu, który pokazuje jasno Zmartwychwstanie. We współczesnym świecie brakuje znaków, które prowadzą do wiary. Ludzie przyjmą księdza na kolędzie, nawet poczęstują kawą, ale mówią: „mnie to nie interesuje, ja w nic nie wierzę”. Co by zrobił św. Paweł? Zrobiłby jakiś cud, może uzdrowił sparaliżowanego. Chodzi o znak,
który prowadzi do wiary. Takim znakiem są ludzie, którzy żyją na co dzień z Chrystusem.