Sześć homilii
Ks. Antoni Dunajski
Kończy się Adwent. Czas się wypełnił. Maleńkie Betlejem Efrata jeszcze o tym nie wie. Wszystko ujawni się za kilka miesięcy. Stanie się tak, jak się stać miało, jak zapowiadał prorok Micheasz: „Z ciebie mi wyjdzie...”. Aby stąd „wyjść”, mały Jezus będzie tu musiał najpierw przyjść, a właściwie zostać „przyniesiony” przez Maryję na ten mały skrawek ziemskiego globu, wyznaczony na miejsce narodzin Zbawiciela. Dopiero tu, wraz z Jego narodzeniem, ogłoszony zostanie „Pokój ludziom dobrej woli” i tu zostanie wyśpiewana „Chwała na wysokości Bogu”. Na razie w Betlejem Efrata panuje głęboka cisza.
Kończy się Adwent. Czas się wypełnia. Norwid powiedziałby: „czasów odłogi westchnęły kwiatem”. Nawiane proroczymi skrzydłami ziarno Boskiego słowa w chwili Zwiastowania „stało się ciałem”. Choć jeszcze ukryte pod sercem Matki, zupełnie po cichu i jakby anonimowo już „zamieszkało między nami”. Przed narodzeniem Syna Bożego niewielu ludzi zostało „wciągniętych” w przeżywanie tej tajemnicy. Do tych nielicznych wybranych szczęśliwców należała kuzynka Matki Bożej - Elżbieta.
Odczytywana w tym kontekście biblijna relacja o Maryi nawiedzającej Elżbietę prowokuje do spojrzenia na Adwent nie tylko w perspektywie oczekiwania, ale także tajemnicy spełnienia. Owszem, świat jeszcze czeka, ale garstka wtajemniczonych już wie, że czas się wypełnił, że przybliżyło się królestwo Boże, że Bóg już jest pośród nas. Jeszcze Go nie widać, a już zaczyna działać. Napełniona Duchem Świętym Elżbieta wyczuwa to doskonale: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”. Mowa oczywiście o Maryi, która przyniosła Zbawiciela do domu Elżbiety.
Matka Najświętsza jawi się w tym wydarzeniu jako pierwsza prawdziwa ewangelizatorka. Jeśli ewangelizowanie polega na głoszeniu Chrystusa jako jedynego Pana i Zbawiciela, to jest rzeczą oczywistą, że głosić Go może tylko ten, kto już sam Jezusa zna, przyjął Go do swego serca i w związku z Nim zaczął zmieniać swoje życie. Na tamtym etapie historii zbawienia taką osobą była jeszcze tylko Maryja (być może także św. Józef, ale tego możemy się tylko domyślać). Tylko Ona - niosąca pod sercem Chrystusa.
O Chrystusie nie wystarczy tego i owego wiedzieć. Nawet nie wystarczy wiedzieć, że On rzeczywiście był Synem Bożym. Trzeba Go jeszcze jako takiego przyjąć i w sobie mieć. A ponieważ nie może dawać czegoś ten, kto w sobie tego czegoś nie ma, ewangelizować mogą tylko ludzie już w jakimś sensie zewangelizowani, napełnieni Chrystusem.
Prawdziwy chrześcijanin to theoforos - człowiek niosący Boga. Niosący nie tylko dla siebie, ale także dla innych. Ta świadomość musi się stać podstawą wszelkiej owocnej ewangelizacji. Krótko mówiąc - musi być widać, kogo noszę w moim sercu. Tradycyjnie mówimy o „świeceniu przykładem” godnego, chrześcijańskiego życia. A więc najpierw to Chrystusowe światło przyjąć, potem nim być, aby móc się nim z innymi dzielić.
Przypominają się słowa, które - w nawiązaniu do tradycji adwentowego wieńca - napisał Wili Hoffsummer: „Bardziej świadomie niż kiedykolwiek zapalam pierwszą świeczkę i akceptuję siebie, swoje światło życia, swoje zdolności, upośledzenia. Zapalając drugą świeczkę, akceptuję ciebie takim, jakim jesteś. Nawet jeśli czasami na siebie »nakopcę«. Trzecia świeczka wyraża moją radość z naszej wspólnoty tutaj. Chciałbym też powiedzieć wszystkim wspólnotom, w których jestem, że oczekuję od nich tyle samo, ile sam jestem w stanie z siebie dać. Do czwartej świeczki mówię »tak«, ponieważ w Jezusie wzeszło dla nas światło, które może nawiedzić nas wszystkich. Tak w ciszy Adwentu rodzi się i wzrasta rzeczywistość Kościoła”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |