Jedenaście homilii.
ks. Artur Stopka
Wschodnia legenda opowiada: żył niegdyś pewien mędrzec, który wzbudzał szacunek swoich współczesnych. W młodości stracił ojca, lecz jego matka, którą obdarzał wielką miłością, dożyła niemal stu lat. W ostatnich latach swego życia matka była bardzo zniedołężniała i wymagała większej opieki niż niejedno dziecko.
Na jej pogrzebie mędrzec rozdzierająco płakał. „Popatrzcie, jak bardzo kochał swą matkę” – mówili między sobą uczestnicy pogrzebu. Jednak mędrzec wyjaśnił: „Nie płaczę nad matką, lecz nad sobą. Uświadomiłem sobie bowiem, że właśnie przestałem być dzieckiem”.
Niedawno byłem świadkiem, jak małej, czteroletniej Kamilce duże grono ludzi dorosłych składało życzenia. Wszyscy życzyli jej, aby „duża urosła”. Kamilka miała taką dziwną minę, że przyszło mi do głowy zapytać ją, czy rzeczywiście chce „być duża”. Po długiej chwili zastanowienia dziewczynka stwierdziła niepewnie: „Chyba chcę”.
Dzieciństwo kojarzy się z rodzicielską miłością, poczuciem bezpieczeństwa, brakiem problemów i obowiązku podejmowania decyzji. Jakże często, gdy nas, dorosłych, przytłacza nadmiar spraw do rozwiązania, kłopotów, gdy brak nam sił, żeby nadążyć za pędzącą wciąż do przodu rzeczywistością, wracamy myślą do lat dziecinnych.
Nie ma w tym niczego złego. Jezus zalecał nawet, że mamy się stać „jak dzieci”, aby wejść do Jego królestwa (por. Mt 18, 3).
Dzisiejsze czytania mszalne pięknie rysują naszą relację z Bogiem. „Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w umiłowanym” podkreśla św. Paweł. Natomiast św. Jan Ewangelista mówiąc o Słowie Wcielonym – Jezusie Chrystusie – wskazuje: „Wszystkim tym... którzy je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili”.
Zapewne nieraz widzieliśmy, jak dzieci chwalą się nawzajem przed sobą swoimi rodzicami. Czasami nawet kłamią, dodając swojemu tacie lub swojej mamie zalet, talentów, możliwości, funkcji, zarobków. Czy my, którzy jesteśmy dziećmi Bożymi, bierzemy z nich przykład i „chwalimy” się przed całym światem, że naszym Ojcem jest sam Bóg? Czy dajemy świadectwo naszego wybrania? Czy wykorzystujemy moc, którą otrzymaliśmy od Słowa Wcielonego?
W drugą niedzielę po uroczystości Narodzenia Pańskiego, wkroczywszy w nowy rok kalendarzowy, przystańmy na chwilę i zastanówmy się nad swoją godnością dziecka Bożego. Otrzymaliśmy ją w chwili przyjęcia sakramentu chrztu, gdy zostaliśmy „wszczepieni w Chrystusa”.
Z każdą godnością związane są pewne obowiązki. Z każdą godnością łączą się także określone zachowania, konkretny styl życia. Na przykład człowiek piastujący godność rektora wyższej uczelni nie może się zachowywać jak uczniak. Wszyscy na niego patrzą, jest w jakiś sposób wyróżniony. Podobnie chrześcijanin, „piastujący” godność dziecka Bożego, przyjmuje na siebie pewne obowiązki, zachowania, styl życia. Został wybrany przez Boga do wypełnienia misji na ziemi. Został postawiony w pewnym miejscu po to, aby inni mogli na niego patrzeć. Każdy chrześcijanin jest w jakiś sposób wyróżniony.
Żyjemy w kraju, gdzie większość ludzi, to chrześcijanie, katolicy. Być może przez to trudniej nam uświadomić sobie wyjątkowość naszego powołania. Jednak tak, jak rektor wyższej uczelni, gdy znajdzie się w gronie innych rektorów, nie porzuca swej godności, nie zmienia stylu życia, nie zaczyna się inaczej zachowywać, tak samo my, chrześcijanie wśród chrześcijan, katolicy wśród katolików, winniśmy konsekwentnie dawać świadectwo, że naprawdę jesteśmy dziećmi Bożymi. Tego oczekuje od nas świat. Tego oczekują od nas otaczający nas ludzie. Tego oczekuje od nas Bóg.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |