Sześć homilii
ks. Stanisław Grzybek
Ona wrzuciła wszystko co miała, całe swe utrzymanie (Mk 12, 44)
1. Bardzo często Jezus mówił do uczniów, do faryzeuszów i do słuchających Go rzesz żydowskich: „Nie ten, który mi mówi Panie, Panie wejdzie do Królestwa niebieskiego, ale ten, który czyni wolę Ojca, który jest w niebiesiech” (Mt 7, 21). Można powiedzieć, że w tym stwierdzeniu zawiera się definicja prawdziwej pobożności. Zwykle określa się ją jako zgodność naszego życia z wiarą. Chrystus wzywał dawniej i wzywa nas także dziś do praktykowania tej, jakże bardzo potrzebnej nam cnoty. W religii swojej nie żąda od nas wielu pięknych słów, kwiecistej mowy, deklaracji naszych przekonań, On zna je wszystkie dobrze, ale żąda od nas ofiarnego chrześcijańskiego życia. Inaczej mówiąc żąda czynów, które by były stwierdzeniem prawdziwości tego, co mówimy.
Faryzeusze swoim życiem zaprzeczali prawdziwej pobożności. Teoretycznie ją zawsze wychwalali, podkreślali publicznie jej zalety, nawoływali do jej praktykowania, ale jak mówi dzisiejsza ewangelia, czynili to wszystko dla pozoru (w. 40). Modlili się, aby ich ludzie widzieli. Praktycznie mówiąc nie było zgodności między tymi, co mówili a tym co czynili. Dlatego Chrystus tak często ganił ich pobożność. W dzisiejszej ewangelii daje nam lekcję na czym teoretycznie i praktycznie powinna opierać się prawdziwa pobożność.
2. Przede wszystkim musi to być pobożność wewnętrzna, zakotwiczona w sercu i wypływająca z potrzeby serca. Religia chrześcijańska bowiem nie polega na zewnętrznych manifestacjach, na uroczystych procesjach, na girlandach wieńców, na naręczach niesionych kwiatów. Wszystko to jest dobre, nawet czasami bardzo dobre, ale to nie stanowi o istocie prawdziwej pobożności. Chrystus tego rodzaju pobożność nazywa pobożnością „na pokaz”.
Praktykowali ją prawie zawsze faryzeusze. Wszystko czynili po to, aby byli widziani przez ludzi. Czasami przyczyną takiej pobożności była ich osobista pycha lub nawet kryła się za nią chęć otrzymania materialnych korzyści. Wspomina o tym niedwuznacznie dzisiejsza ewangelia: „lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów” (w. 39 n). Jakkolwiek dziś ocenimy ich postępowanie trzeba powiedzieć, że powodowała nimi nie chęć uwielbienia Boga, oddania Mu należnej czci, ale osobiste zyski. Intencja ich pobożności nie była szczera. Trudno by taka pobożność mogła spodobać się Bogu. Wiele razy piętnował ją Chrystus, akcentując jedno, że bez wewnętrznej przemiany w człowieku nie może być mowy o autentycznej pobożności.
Dążąc do praktykowania prawdziwej pobożności, zapytajmy samych siebie, jakimi w tym względzie kierujemy się intencjami, albo inaczej jakie naszą pobożność rodzi serce? Chodzi tu przede wszystkim o serce wrażliwe, o serce czułe, serce przede wszystkim kochające Boga. Takie serce zawsze będzie się modliło słowami hymnu św: Ambrożego: „Nie nam Panie, nie nam ale imieniowi Twemu niech będzie chwała”. Niech dla nas w tym względzie naczelną ideę naszej pobożności będą słowa św. Augustyna: „Kiedy się modlicie w hymnach i pieśniach, niech usta wasze wypowiadają to, co mieści się w waszym sercu, czym wy na co dzień żyjecie”. Prawdziwa pobożność zatem wypływa z serca szczerze oddanego Bogu.
3. Musi to być również pobożność poparta całym naszym ż y c i e m. Pobożności chrześcijańskiej nie mierzy się bowiem ilością zmówionych pacierzy, ani długością odprawianych nabożeństw, ale mierzy się ją głębokością naszego serca, mierzy się ją naszą zdolnością do ofiary. Tę klasę pobożności zaprezentowała uboga wdowa z dzisiejszej ewangelii. Chrystus pochwalił jej pobożność publicznie, kiedy wobec swoich uczniów oświadczył: „Zaprawdę powiadam wam, ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, bo... ona dała ze swego niedostatku wszystko, co posiadała, całe swoje utrzymanie” (w. 43 n). Nie chodziło tu Chrystusowi o wielkość ofiary, wobec Boga to nie jest najważniejsze, ale o szczerość intencji. Jej intencją było nade wszystko uwielbić Boga. Dokonała tego skromnym ale jakże znaczącym gestem.
Ile razy dajemy w naszym życiu wyraz naszej przynależności do Chrystusa, ile razy modlimy się, wykonujemy uczynki miłosierdzia, pomyślmy o tym, co nami w tym wypadku powoduje? Co leży w zakamarkach naszego serca? Jakie są nasze najskrytsze myśli i pragnienia? Jeśli czynimy to wszystko z myślą o Bogu, ofiara nasza będzie mile przyjęta. Ale jeśli robimy coś „na pokaz”, pamiętajmy, że za to już tu na ziemi dostaniemy zapłatę. Nie liczmy na wyróżnienie nas przez Chrystusa w niebie.
Na niebo człowiek zarabia tylko i wyłącznie bezinteresownymi czynami. Takich czynów potrzeba nam w życiu jak najwięcej. One są ozdobą nie tylko jednostki, która te czyny wykonuje, ale również dodają blasku i chwały całemu Kościołowi. Im więcej nas te czyny kosztują, im trudniej przychodzi nam je wypełniać, tym są w oczach bożych wartościowsze. Mogą ludzie ich nie uznać, mogą ich nawet nie dostrzec, ale uzna je i dostrzeże Wszechmogący Bóg. On jeden jedyny nas za nie obiektywnie wynagrodzi.
Próbujmy zatem naszą pobożność zsynchronizować z naszym życiem. Próbujmy naśladować w tym względzie świętych Wincentych a Paulo, ojców Bejzymów, braci Albertów i tylu tylu innych, którzy tak wspaniale zapisali się w dziejach naszego Kościoła jako wierni naśladowcy Chrystusa. Próbujmy w pobożności naszej doszukiwać się tych cech, które nas upodobnią do Chrystusa i z nim na zawsze zjednoczą.
4. Niech przykład ubogiej pobożnej wdowy, tak dziś w ewangelii podziwianej przez Chrystusa, otworzy nam szeroko oczy i pozwoli spoglądnąć inaczej na naszą pobożność. Niech to nie będzie pobożność bezmyślna, oparta na rutynie życia, ale niech stanie się pobożnością żywą, pokorną, sięgającą swoimi korzeniami do najgłębszych pokładów ludzkiego serca. Taka pobożność, która Bogu przysporzy chwały a nam ludziom przybliży nasze zbawienie. Amen.
(Tekst pochodzi z książki "Wierzcie w Ewangelię. Homilie na rok B" wydanej przez Polskie Towarzystwo Teologiczne)
aktualna ocena | 4,42 |
głosujących | 26 |
Ocena |
bardzo słabe
|
słabe
|
średnie
|
dobre
|
super
Sześć homilii
ks. Stanisław Grzybek
Ona wrzuciła wszystko co miała, całe swe utrzymanie (Mk 12, 44)
1. Bardzo często Jezus mówił do uczniów, do faryzeuszów i do słuchających Go rzesz żydowskich: „Nie ten, który mi mówi Panie, Panie wejdzie do Królestwa niebieskiego, ale ten, który czyni wolę Ojca, który jest w niebiesiech” (Mt 7, 21). Można powiedzieć, że w tym stwierdzeniu zawiera się definicja prawdziwej pobożności. Zwykle określa się ją jako zgodność naszego życia z wiarą. Chrystus wzywał dawniej i wzywa nas także dziś do praktykowania tej, jakże bardzo potrzebnej nam cnoty. W religii swojej nie żąda od nas wielu pięknych słów, kwiecistej mowy, deklaracji naszych przekonań, On zna je wszystkie dobrze, ale żąda od nas ofiarnego chrześcijańskiego życia. Inaczej mówiąc żąda czynów, które by były stwierdzeniem prawdziwości tego, co mówimy.
Faryzeusze swoim życiem zaprzeczali prawdziwej pobożności. Teoretycznie ją zawsze wychwalali, podkreślali publicznie jej zalety, nawoływali do jej praktykowania, ale jak mówi dzisiejsza ewangelia, czynili to wszystko dla pozoru (w. 40). Modlili się, aby ich ludzie widzieli. Praktycznie mówiąc nie było zgodności między tymi, co mówili a tym co czynili. Dlatego Chrystus tak często ganił ich pobożność. W dzisiejszej ewangelii daje nam lekcję na czym teoretycznie i praktycznie powinna opierać się prawdziwa pobożność.
2. Przede wszystkim musi to być pobożność wewnętrzna, zakotwiczona w sercu i wypływająca z potrzeby serca. Religia chrześcijańska bowiem nie polega na zewnętrznych manifestacjach, na uroczystych procesjach, na girlandach wieńców, na naręczach niesionych kwiatów. Wszystko to jest dobre, nawet czasami bardzo dobre, ale to nie stanowi o istocie prawdziwej pobożności. Chrystus tego rodzaju pobożność nazywa pobożnością „na pokaz”.
Praktykowali ją prawie zawsze faryzeusze. Wszystko czynili po to, aby byli widziani przez ludzi. Czasami przyczyną takiej pobożności była ich osobista pycha lub nawet kryła się za nią chęć otrzymania materialnych korzyści. Wspomina o tym niedwuznacznie dzisiejsza ewangelia: „lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów” (w. 39 n). Jakkolwiek dziś ocenimy ich postępowanie trzeba powiedzieć, że powodowała nimi nie chęć uwielbienia Boga, oddania Mu należnej czci, ale osobiste zyski. Intencja ich pobożności nie była szczera. Trudno by taka pobożność mogła spodobać się Bogu. Wiele razy piętnował ją Chrystus, akcentując jedno, że bez wewnętrznej przemiany w człowieku nie może być mowy o autentycznej pobożności.
Dążąc do praktykowania prawdziwej pobożności, zapytajmy samych siebie, jakimi w tym względzie kierujemy się intencjami, albo inaczej jakie naszą pobożność rodzi serce? Chodzi tu przede wszystkim o serce wrażliwe, o serce czułe, serce przede wszystkim kochające Boga. Takie serce zawsze będzie się modliło słowami hymnu św: Ambrożego: „Nie nam Panie, nie nam ale imieniowi Twemu niech będzie chwała”. Niech dla nas w tym względzie naczelną ideę naszej pobożności będą słowa św. Augustyna: „Kiedy się modlicie w hymnach i pieśniach, niech usta wasze wypowiadają to, co mieści się w waszym sercu, czym wy na co dzień żyjecie”. Prawdziwa pobożność zatem wypływa z serca szczerze oddanego Bogu.
3. Musi to być również pobożność poparta całym naszym ż y c i e m. Pobożności chrześcijańskiej nie mierzy się bowiem ilością zmówionych pacierzy, ani długością odprawianych nabożeństw, ale mierzy się ją głębokością naszego serca, mierzy się ją naszą zdolnością do ofiary. Tę klasę pobożności zaprezentowała uboga wdowa z dzisiejszej ewangelii. Chrystus pochwalił jej pobożność publicznie, kiedy wobec swoich uczniów oświadczył: „Zaprawdę powiadam wam, ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, bo... ona dała ze swego niedostatku wszystko, co posiadała, całe swoje utrzymanie” (w. 43 n). Nie chodziło tu Chrystusowi o wielkość ofiary, wobec Boga to nie jest najważniejsze, ale o szczerość intencji. Jej intencją było nade wszystko uwielbić Boga. Dokonała tego skromnym ale jakże znaczącym gestem.
Ile razy dajemy w naszym życiu wyraz naszej przynależności do Chrystusa, ile razy modlimy się, wykonujemy uczynki miłosierdzia, pomyślmy o tym, co nami w tym wypadku powoduje? Co leży w zakamarkach naszego serca? Jakie są nasze najskrytsze myśli i pragnienia? Jeśli czynimy to wszystko z myślą o Bogu, ofiara nasza będzie mile przyjęta. Ale jeśli robimy coś „na pokaz”, pamiętajmy, że za to już tu na ziemi dostaniemy zapłatę. Nie liczmy na wyróżnienie nas przez Chrystusa w niebie.
Na niebo człowiek zarabia tylko i wyłącznie bezinteresownymi czynami. Takich czynów potrzeba nam w życiu jak najwięcej. One są ozdobą nie tylko jednostki, która te czyny wykonuje, ale również dodają blasku i chwały całemu Kościołowi. Im więcej nas te czyny kosztują, im trudniej przychodzi nam je wypełniać, tym są w oczach bożych wartościowsze. Mogą ludzie ich nie uznać, mogą ich nawet nie dostrzec, ale uzna je i dostrzeże Wszechmogący Bóg. On jeden jedyny nas za nie obiektywnie wynagrodzi.
Próbujmy zatem naszą pobożność zsynchronizować z naszym życiem. Próbujmy naśladować w tym względzie świętych Wincentych a Paulo, ojców Bejzymów, braci Albertów i tylu tylu innych, którzy tak wspaniale zapisali się w dziejach naszego Kościoła jako wierni naśladowcy Chrystusa. Próbujmy w pobożności naszej doszukiwać się tych cech, które nas upodobnią do Chrystusa i z nim na zawsze zjednoczą.
4. Niech przykład ubogiej pobożnej wdowy, tak dziś w ewangelii podziwianej przez Chrystusa, otworzy nam szeroko oczy i pozwoli spoglądnąć inaczej na naszą pobożność. Niech to nie będzie pobożność bezmyślna, oparta na rutynie życia, ale niech stanie się pobożnością żywą, pokorną, sięgającą swoimi korzeniami do najgłębszych pokładów ludzkiego serca. Taka pobożność, która Bogu przysporzy chwały a nam ludziom przybliży nasze zbawienie. Amen.
(Tekst pochodzi z książki "Wierzcie w Ewangelię. Homilie na rok B" wydanej przez Polskie Towarzystwo Teologiczne)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |