Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Nie ma gotowych recept na pożegnanie zmarłego dziecka i każdy, kto staje wobec takiej sytuacji szuka w sercu własnej drogi. Niektórym pomaga modlitwa. Niektórym cisza. Jeszcze innym płacz. Położne przyznają, że w tej pracy same muszą liczyć się z własnymi emocjami i choć nie jest łatwo towarzyszyć innym w cierpieniu, to widzą, że ta praca ma sens.
O pani Hani po raz pierwszy usłyszałam stojąc na światłach, w korku. Obok mnie, za kierownicą, siedziała młoda kobieta i opowiadała o śmierci swojej córeczki. Natalka zmarła po 14. tygodniach życia pod sercem mamy. To był jeden wielki szok. Wychodziłam z pracy na USG, nawet nie wyłączyłam komputera, wysłałam maile do koleżanek, że za chwilę zobaczę w trakcie badania moje dziecko... Potem był szpital, gdzie wszyscy starali się jakoś pomóc. Nikt, naprawdę nikt, nie dołożył mi dodatkowego cierpienia. W szpitalu mogliśmy pożegnać się z Natalką, a pani położna przygotowała ją do trumny. Mogłam przynieść ubranka, zabawki... wszystko, co chciałam. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że w innych szpitalach tak być nie musi.
Szpital św. Rodziny w Warszawie, który mieści się przy ulicy Madalińskiego, jako jeden z pierwszych zdefiniował i wdrożył procedury postępowania z pacjentką po stracie dziecka. Dziecko, chciałoby się rzec, każde dziecko, nawet to najmniejsze, które ma kilka milimetrów, traktowane jest jak dziecko. Rodzicom proponuje się pożegnanie z nim w odpowiednio przystosowanym do tego pokoju. Dzieciom zakłada się takie same identyfikatory, jakie dostają dzieci po narodzeniu. Tylko, że zapina się go zazwyczaj nie na rączce, która jest malutka, ale wokół całego ciałka. Do tego owija się maluszka w chustę chirurgiczną. Pracownicy szpitala opowiadają, że czasami mama albo babcia przygotowuje sama ubranko do trumny. Bardzo dobrze sprawdzają się też w przypadku malutkich dzieci szatki chrzcielne. Nie ma gotowych recept na pożegnanie zmarłego dziecka i każdy, kto staje wobec takiej sytuacji szuka w sercu własnej drogi. Niektórym pomaga modlitwa. Niektórym cisza. Jeszcze innym płacz. Położne przyznają, że w tej pracy same muszą liczyć się z własnymi emocjami i choć nie jest łatwo towarzyszyć innym w cierpieniu, to widzą, że ta praca ma sens. Kobiety, które przychodzą później podziękować za te chwile tutaj w szpitalu, gdzie doświadczyły przegranych narodzin, potrafią to zrobić głębiej, z większą świadomością, czym jest cud życia niż te, które mają za sobą szczęśliwe rozwiązanie.
Zaczęło się od zdefiniowania procedur – opowiada p. Hanna Kulczycka. To było całkowite odejście od dotychczasowych praktyk szpitalnych. Potem znaleźliśmy pomieszczenie, gdzie rodzice mogliby godnie pożegnać się z dzieckiem, a nie gdzieś w kącie gabinetu zabiegowego, w łazience, czy przy innych pacjentkach. Tutaj udało wydzielić się aneks kuchenny, ale może to być odpowiednio przygotowana kotłownia czy pomieszczenie gospodarcze. Nawiązaliśmy też współpracę z Urzędem Stanu Cywilnego, gdzie przekazujemy dokumenty rejestracyjne dzieci. W związku z tym, że w szpitalu są czytelne zasady, nie mamy żadnych problemów administracyjnych. Podobnie rodzice. Zdarza się te, że dzwonią do nas z innych szpitali z pytaniami, jak należy wypełnić pisemne zgłoszenie urodzenia dziecka. Informujemy rodziców, że akt urodzenia dziecka z adnotacją, że dziecko urodziło się martwo, który to dokument otrzymują rodzice także w sytuacji poronienia, odbierany jest w tym samym pokoju, gdzie przychodzą rodzice zarejestrować swoje żywo urodzone dzieci. Dla wielu to jest trudne, lepiej więc być przygotowanym na taką sytuację. Pani Hania czasami dzwoni do urzędu i mówi, że za chwilę przyjdzie mama po śmierci dziecka i prosi, aby serdecznie się nią zająć. Panie z USC rozumieją sytuację i tak starają się zorganizować pracę, aby jak najmniej bólu zadać osieroconym rodzicom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |