Ot, drzwi. To chyba taki znak, nad którego sensem zastanawiamy się bardzo rzadko. A przecież...
Z cyklu "Znaki wiary"
Po co właściwie drzwi? Żeby utrudnić wejście niepożądanych gości? Bywa. Ale przecież w wielu wypadkach wystarczy tylko je pchnąć czy pociągnąć, ewentualne wcześniej naciskając klamkę. Ba, wiele mamy drzwi stale otwartych, a co najmniej uchylonych. No to po co?
Jak się zastanowić, odpowiedź na to pytanie jest w zasadzie oczywista: żeby pewną przestrzeń odgrodzić, a jednocześnie żeby dało się w tą przestrzeń wejść. I z niej wyjść, rzecz jasna. Drzwi, nawet nie zamknięte na klucz, sygnalizują, że człowiek wchodzi do rzeczywistości innej niż ta, w której przebywał dotychczas. Ot, był na ulicy, jest w sklepie, był na korytarzu, jest w biurze, był w przedpokoju, jest w sypialni. Coś się zmienia. Nie tylko temperatura, wilgotność czy właściciel. Także przeznaczenie tej przestrzeni.
I tak jest też z drzwiami kościoła. Wchodząc przez nie trzeba, jak to czasem bywa w innych religiach, najpierw zdjąć buty, założyć nakrycie głowy czy wykonać jakąś inną czynność. Przechodząc przez nie wchodzimy jednak do innej rzeczywistości. Jakiej?
Różnie wejścia do kościołów wyglądały i wyglądają. Małe drzwiczki i wielkie wrota, proste i zdobione. Bywa, że zwłaszcza te główne, najważniejsze, to całe portale osadzone w bogato zdobionych wnękach (zostawmy tu na boku fachowe nazwy elementów tych wejść). Zdobione różnorakimi symbolami, przestawieniami postaci, czy nawet całymi scenami. Namalowanymi, ułożonymi z mozaikowych kostek, wyrzeźbionymi. Wszystko dobrane raczej nieprzypadkowo. Wszystko mające uświadomić przekraczającemu progi świątyni, do jakiej rzeczywistości wchodzi. Ot, dość często, zwłaszcza w starych, wielkich kościołach, nad wejściem przedstawiano Chrystusa jako zasiadającego na tronie sędziego. W otoczeniu świętych, aniołów lub innych postaci symbolicznych (np. symbole czterech ewangelistów).... Ze świata układów i układzików wchodzisz do świata sprawiedliwości.
Bo przechodząc przez drzwi kościoła człowiek wchodzi w rzeczywistość przesiąkniętą niebem. Jakby do samego nieba, a przynajmniej do jego przedsionka. We wnętrzach tych kościołów (najczęściej) sporo przedstawień Boga, choćby był to tylko wiszący na krzyżu Syn Boży, Jezus Chrystus; wiele przedstawień aniołów i świętych. W rzeźbach, mozaikach, naściennych malowidłach i obrazach, czy nawet wstawionych w okna i mieniących się różnymi światłami witrażach. W wielu, zwłaszcza starszych kościołach, nawet sklepienie pomalowane na niebiesko. Ze złoceniami oczywiście, jakże mogłoby być inaczej, bo złoto to dla nas, ludzi, znak dostatku. I wiele świateł. Świec, żarówek, wpadających przez okna promieni słońca. A wszystko po to, by wchodzący i modlący się w świątyni poczuł się choć trochę otoczony rzeczywistością inna od tej, z której przyszedł; rzeczywistością nieba.
Ale to nie tylko zdobienia. Jest w kościołach Najświętszy Sakrament, o którego obecności przypomina wieczna lampka. Jest ołtarz, na którym codziennie dokonuje się ta sama ofiara, przez którą niegdyś Chrystus przed wiekami złożył najlepsze uwielbienie Bogu Ojcu. A wszystko, nawet puste ściany, przesiąknięte nie tylko dymem kadzideł, ale przede wszystkim ludzkimi modlitwami. Wchodząc do kościoła człowiek faktycznie jakby wchodzi do nieba. Stąd przy wejściu, do prawie każdego, naczynie z wodą święconą. By człowiek wchodzący w to miejsce zmył z siebie, choćby tylko symbolicznie, brud tego świata. Bywa też, że przy wejściu znajduje się chrzcielnica. Jakże symboliczne to jej usytuowanie! Bo przecież to chrzest waśnie otwiera drzwi do Kościoła rozumianego jako wspólnota ludzi z Bogiem. W niektórych też – konfesjonały. Przecież nie godzi się umorusanym brudem grzechów zbliżać się do świętego Boga. Więc tu, jakby jeszcze na progu....
Drzwi kościoła... Te wielkie, bogato zdobione, często są zamknięte. Używa się ich raczej od święta, a czasem tylko z okazji większych uroczystości. Na co dzień wchodzimy przez mniejsze. To okazja by przypomnieć sobie ostrzeżenie Jezusa:
„Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!”.
Ciasna, nie przyciągająca wzroku ciekawskich turystów, brama Ewangelii.
Ale przejście przez każde drzwi, czy małe, boczne, usytuowane gdzieś z boku kościoła, czy te wielkie, frontowe, może być okazją przypomnienia sobie innych, bardzo ważnych słów Jezusa:
«Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości”.
Znajdzie paszę.... Jezus jest tym, który dzięki któremu owce znajdują potrzebny im pokarm. Podobnie jest z Kościołem: to w nim wierzący znajdują pokarm na życie wieczne. Boże słowo, liturgię i sakramenty, zwłaszcza Eucharystię. I dzięki temu pokarmowi człowiek jest w stanie żyć w świecie tak, jak przystało uczniom Chrystusa. Wchodząc przez drzwi Kościoła warto pamiętać nie tylko po co przychodzę, ale i kto jest tym, u którego szukam wsparcia; dzięki któremu moja wiara, nadzieja i miłość mogą wzrastać.
***
Jeśli czegoś i w tym tekście brakowało, dopisz sam...
Poprzednie odcinku cyklu znajdziesz po adresem: https://liturgia.wiara.pl/wyszukaj/tag/9208.ZNAKI
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |