Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »To, co wydarzyło się dwa tysiące lat temu w Betlejem przyćmiewa wszystko. Nawet dzieło stworzenia świata.
Z cyklu „Postaci Bożego Narodzenia”
Trudno to ująć w słowa, bo są za małe, płaskie, nie potrafią oddać całej głębi tej tajemnicy. Bóg staje się człowiekiem. Stwórca staje się swoim stworzeniem. Wszechmocny decyduje się zostać zależnym we wszystkim od rodziców niemowlęciem. Ten, którego nie mogą ogarnąć niebiosa, przyjmuje maleńkie, ludzkie ciało. Ten, do którego należy wszystko, leży w żłobie.
Dlaczego? „Dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba”. A wszystko przez grzech Adama. To nie była tylko jakaś niewiele znacząca psota; zerwanie jakiegoś owocu z drzewa. Ten czyn zrodził się z braku zaufania do Boga. Człowiek, zbałamucony przez węża – szatana, stał się wobec Niego nieufny. Zaczął podejrzewać, że Bóg zakazując spożywać owoców z drzewa poznania dobra i zła ukrywa przed nim coś ważnego, pięknego i cennego. I ten brak zaufania stał się powodem, dla którego człowiek złamał Boży zakaz. A powstała w ten sposób skaza, wyrwa w dobrej naturze ludzkiej, stała się powodem, dla którego człowiek w swojej historii, mimo iż zna Boże prawo i niby wie, że jest dobre, ciągle próbuje po swojemu, inaczej. Choć wie, że zło jest zgniłym owocem, jednak nieustannie sięga po nie, by na nowo kosztować. I choć ciągle się przekonuje, że to nie to, ciągle na nowo kosztuje, bo może, bo a nuż... Tak jest i dziś. Choć każdy z nas zna dobro i zło, zna tego ostatniego opłakane skutki, sprzeciwia się Bogu, obraża się na Niego, bo wydaje mu się, że Jego przykazania go krępują.
Dlaczego Bóg wygnał człowieka z Edenu? Czytamy w Księdze Rodzaju, że chodziło o to, by ta rana, skaza na ludzkiej naturze nie utrwaliła się na zawsze. Nakazał mu opuścić raj, a zacząć żyć w świecie, w którym nie było i nie ma ochronnego parasola przed skutkami zła. W świecie chorób, cierpienia i śmierci; w świecie niesprawiedliwości, krzywd i łez. Żeby człowiek przekonał się na własnej skórze, czym jest zło.... I żeby na powrót Bogu zaufał. Z własnej, nieprzymuszonej woli.
Cała historia zbawienia – od Edenu przez historię potopu, wieży Babel, dzieje Abrahama i jego rodziny, a potem Izraela – jest jedną wielką historią budowania tych dobrych relacji człowieka z Bogiem na nowo. Ale historia pokazała, że samymi ludzkimi siłami się nie da. Że natura człowieka została przez grzech zbyt głęboko zraniona. Sama się nie uleczy, a przecież potrzebuje uzdrowienia.
W zamyśle Boga lekarstwem na grzech stał się Jezus Chrystus. On był tym, który naprawił nieposłuszeństwo Adama swoim posłuszeństwem aż do śmierci. I jak przez Adama na świat wszedł grzech i wszystkie jego skutki, ze śmiercią włącznie, tak przez Chrystusa na świat wchodzi łaska; wchodzi uzdrowienie, które przekreśla skutki grzechu i daje życie wieczne.
Człowiek wobec grzechu był – i jest – bezsilny. Chce, ale mu nie wychodzi. I pewnie dlatego Bóg zesłał samego siebie, Ojciec posłał swojego Syna. By jako człowiek okazał pełną wierność Ojcu. Wbrew wszelkim przeciwnościom. Nawet w obliczu bolesnej śmierci. W Boże Narodzenie tę właśnie prawdę świętujemy: Bóg dla nas stał się człowiekiem. A może lepiej: Bóg stał się człowiekiem dla nas. Po to, by ten, kto w niego wierzy, kto ma udział w Jego śmierci i zmartwychwstaniu, stał się dzieckiem Bożym i kiedyś odziedziczył niebo.
Bóg stał się człowiekiem. W jednej Osobie zjednoczył w sobie bóstwo i człowieczeństwo. To drugie zarówno w jego wymiarze cielesnym, jak i duchowym (dusza ludzka). Na zawsze. Świat przeminie, a Jezus Chrystus, Syn Boży na zawsze będzie już jednym z nas; będzie człowiekiem. Niebywałe wyróżnienie jednego z materialnych stworzeń. Nie aniołem stał się Bóg, ale człowiekiem. Wielki powód do zazdrości tych stworzeń, które niegdyś nie mogły pogodzić się z wywyższeniem człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boże. Podniesienie człowieka do rangi dziecka Bożego musi te stworzenia, upadłe anioły, złościć jeszcze bardziej...
Dziś wspominamy ten dzień, w którym Boży zamysł uleczenia człowieka przez zwycięstwo Chrystusa zaczął się spełniać. Ale w tym początku nie było nic z triumfu. Była szara, trudna codzienność. Spis ludności, z powodu którego Józef z Maryją przybyli do Betlejem, przepełniona gospoda, licha stajenka. I narodziny – po ludzku sądząc – człowieka. Małego, bezbronnego, jak każde niemowlę, kwilącego.
Wielki Bóg przychodzi w prostocie codzienności ludzkiego życia. Nie w domu bogaczy, nie wśród dostatków, ale w ubogiej rodzinie, w stajence. Jeśli tak przychodzi Bóg, to czy nam, uczniom Chrystusa, godzi się szukać zaszczytów, splendoru, blichtru i bogactwa? Jesteśmy wszak dziećmi Boga. Takie zewnętrzne przejawy wielkości nie są nam do niczego potrzebne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |