Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Garść uwag do czytań na święto Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana roku C, z cyklu „Biblijne konteksty”.
W Wielki Czwartek, gdy rozpoczyna się Triduum Paschalne i wspominamy ustanowienie Eucharystii, trzeba by wspominać też ustanowienie sakramentu kapłaństwa. Za dużo jednak tego wszystkiego. Wypada skoncentrować się wtedy na tym, co najważniejsze. To przecież początek obchodów naszego odkupienia: chwalebnej śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Dlatego dobrze się chyba stało, że papież Benedykt XVI ustanowił dla rozpamiętywania tajemnicy kapłaństwa inne święto, już po okresie wielkanocnym: Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Z grubsza wiadomo: kapłan to pośrednik. Między Bogiem a ludźmi. Czytania tego święta pomagają jednak spojrzeć na kapłaństwo i od nieco innej strony. W roku A – posłuszeństwa Bogu. W roku B – uczestnictwa w byciu pośrednikiem Nowego Przymierza. A w roku C? Można by chyba powiedzieć: na tajemnicy prowadzącego do uświęcenia człowieka zbliżania się Boga do ludzi. Dodajmy: zbliżania się w jak najbardziej personalistycznej perspektywie spotkania osób... Zagmatwałem :) Zatrzymajmy się chwilę na czytaniach tego święta.
1A. Kontekst pierwszego czytania Iz 6, 1-4. 8
Lekcjonarz przewiduje tego dnia możliwość wyboru pierwszego czytania: albo Izajasz albo List do Hebrajczyków. Z Izajasza to przepiękna scena powołania proroka. Znajdująca się – o dziwo – nie na początku księgi, ale w szóstym jej rozdziale, na początku części nazywanej Księgą Emmanuela. Kontekst historyczny? Dla rozumienia tej sceny właściwie bez większego znaczenia. Dla porządku jednak krótko przypomnijmy: ta część dzieła Izajasza to proroctwa z czasów wojny syro-efraimskiej. Czyli – upraszczając – gdy Syryjczycy do spółki z Izraelem nazywanym tu Efraimem (północną częścią dawnego państwa Saula, Dawida i Salomona) będą chcieli napaść na Judę (południową część tego dawnego państwa). Powód? Ach ta polityka. Chodziło o to, że władający Judą nie zgodził się na udział w koalicji antyasyryjskiej. A Asyria była potęgą mocno zagrażającą obu tym państwom. Król Judy – był nim akurat bezbożny Achaz – postanowił być sprytny i na pomoc przeciwko swoim wrogom wezwał właśnie ich potężnego wroga – Asyrię. Choć prorok ostrzegał go, że to źle się skończy... No ale że dla rozumienia sceny nie ma to większego znaczenia, zostawmy ten wątek. Za to tekst przytoczmy w całości, bez opuszczeń i razem z wyjaśnieniem na czym miała misja proroka polegać. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że cała scena jest piękna, a opuszczenie paru wierszy z jej środka (5-7) mocno całą ją spłaszcza. Poza tym może jednak warto poznać źródło pewnego tłumaczenia, jakiego parę wieków później użyje sam Jezus :) Tekst czytania – pogrubioną czcionką.
W roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię. Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po sześć skrzydeł; dwoma zakrywał swą twarz, dwoma okrywał swoje nogi, a dwoma latał. I wołał jeden do drugiego: „Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały”.
Od głosu tego, który wołał, zadrgały futryny drzwi, a świątynia napełniła się dymem. I powiedziałem: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!”
Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i rzekł: „Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech”. I usłyszałem głos Pana mówiącego: „Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?” Odpowiedziałem: „Oto ja, poślij mnie!”
I rzekł [mi]: „Idź i mów do tego ludu: Słuchajcie pilnie, lecz bez zrozumienia, patrzcie uważnie, lecz bez rozeznania! Zatwardź serce tego ludu, znieczul jego uszy, zaślep jego oczy, iżby oczami nie widział ani uszami nie słyszał, i serce jego by nie pojęło, żeby się nie nawrócił i nie był uzdrowiony”.
Wtedy zapytałem: „Jak długo, Panie?” On odrzekł: „Aż runą miasta wyludnione i domy bez ludzi, a pola pozostaną pustkowiem. Pan wyrzuci ludzi daleko, tak że zwiększy się pustynia wewnątrz kraju.n A jeśli jeszcze dziesiąta część [ludności] zostanie, to i ona powtórnie ulegnie zniszczeniu jak terebint lub dąb, z których pień tylko zostaje po zwaleniu. Reszta jego [będzie] świętym nasieniem».
Przepiękne, prawda? Będziesz mówił, ale do nich to nie dotrze. I tylko niewielka ich część, Reszta, będzie się nawróci i zostanie uzdrowiona... Ale zostawmy ten wątek. W święto Chrystusa – Kapłana bardziej interesuje nas pierwsza część tego czytania. Też bogata w treść.
Co uderza w tej scenie? Przede wszystkim majestat Boga. Siedzący na wielkim i wyniosłym tronie, odziany w przebogatą szatę, otoczony dymem (pewnie kadzideł spalanych na ołtarzu) i aniołami (serafinami), odbierający od nich, tak potężnych (wszystko drży od potęgi ich głosu) cześć. A z drugiej strony jest szaraczek Izajasz, ten, który jest przekonany, że skoro on, grzeszny i wśród grzesznych na co dzień mieszkający (jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach), ujrzał coś takiego, to niechybnie musi umrzeć. Wszak umierali ci, którzy niechcący dotknęli arki, cóż więc dopiero ktoś, kto na własne oczy (choć w wizji) zobaczył Boga. Ale dzieje się coś dziwnego – to trzeci ważny element tej sceny: jeden z serafinów dotyka warg Izajasza rozżarzonym węglem i oczyszcza Izajasza z grzechów. I gdy odzywa się głos Boga zastanawiającego się kogo mógłby wyznaczyć do misji, ten chętnie się do niej zgłasza.
Zastanawiające, prawda? Potężny i przenajświętszy Bóg, wielkie i ważne Serafiny oraz mały i grzeszny człowiek. I kogo do wypełnienia misji wybiera Bóg? Ano tego małego i grzesznego człowieka. Bóg mający do dyspozycji zastępy aniołów współpracuje z Izajaszem; jemu powierza swoją misję. Można oczywiście tłumaczyć, ze chodziło o misję wśród ludzi, więc wybór był oczywisty. Ale czy naprawdę tak oczywisty? Tak przecież wcale nie musiało być. Bóg nie musiał posługiwać się człowiekiem. Ale chciał. To naprawdę coś niesamowitego: Bóg chce współpracować z człowiekiem. Człowiekowi powierza ważną misję. Nie traktuje go przedmiotowo, ale podmiotowo; człowiek dla Boga jest podmiotem, z którym może On współpracować....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |