Czytam Jeremiasza. Ten fragment, w którym zapowiada, że Bóg zawrze kiedyś z Izraelem inne niż na Synaju, nowe przymierze. „Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercach. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi ludem”. I tak się stało. Każdy, kto przyjmuje Chrystusa – przez wiarę i chrzest – ma udział w tym nowym przymierzu. Ale tak się zastanawiam... Czy faktycznie Boże prawo mam wypisane w sercu? Czy jest ono moją miłością? Bo tak mi się coś wydaje, że czasem nie miłością, ale ciężarem, przed którym cała moja natura się burzy...
Jestem chrześcijaninem tylko ze strachu? Przed karą? Jestem chrześcijaninem tylko dlatego, ze oczekuję nagrody nieba? Chyba jednak nie. Myślę, że Boże prawo jest tak piękne, że warto nim żyć nawet jeśli Bóg zbawi i tych, którzy nim nie żyli. Ale istnieje jednak jakaś niespójność mojej ludzkie natury. Wiem jak być powinno, nawet tego chcę, ale czasem wychodzi jak wychodzi...
Dzięki niech będą Bogu, że patrzy też nam moją wiarę, na moje „chcę”, nie tylko na to, jak mi życie Jego prawem wychodzi....
Dodaj swój komentarz »