Aby dać światu świadectwo o miłości Boga nie trzeba pielęgnować „uczuć religijnych”, ale dążyć do poznania Boga...
Miłość, tak często odmieniana przez wszystkie przypadki, nie jest pięknym uczuciem. Jest relacją. Czasem trudną.
Może jakiś rodzaj zdezorientowania to całkiem powszechne uczucie, może niepewność co do własnych decyzji jest w pełni usprawiedliwiona...
Uczucia są jak plewy na wietrze. Wola słabnie. Miłość potrzebuje spoiwa. Będzie szczęśliwy „kto boi się Pana”.
Brak posłuszeństwa może zniszczyć dobre dzieło. Niełatwym jest zaufać Bogu, który wie lepiej, niż własnym uczuciom i emocjom
Gdy bagaż myśli, uczuć, informacji, jakie przynosimy ze sobą do świątyni, jest obciążającym balastem, a każdy drobiazg rozprasza.
Wiara oparta jedynie na uczuciach, przyzwyczajeniach, „zaliczaniu” kolejnych praktyk religijnych, pozostanie wiarą powierzchowną i załamie się w obliczu trudności
Boże miłosierdzie może być dla nas abstrakcją. Nawet łaska sakramentu – przejściowym zadowoleniem, uczuciem pokrzepienia, które mija przy pierwszych trudnościach.
Jako uczucie grzechem oczywiście nie jest. Gdy jednak człowiek zamiast nad nim panować pozwala, by on zapanował nad człowiekiem, zaczyna się nieszczęście.
Wyschnięty, stwardniały, zmęczony pracą idzie na modlitwę bez ochoty. Na modlitwie zupełnie nie ma skąd czerpać: jego umysł jest jałowy, jego uczucie odrętwiałe...
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...