Uczciwy rachunek sumienia nie ścina z nóg. Podnosi, uzdrawia, wlewa w serce nadzieję...
Rozpromienione oczy, ale i zalane łzami. Radość uzdrawiającego chorych i radość opuszczonego na Krzyżu.
Dotknięcie się Jezusa to doświadczenie Jego bliskości. To ono uzdrawia naszą duszę i otwiera drogę do nieba.
Już nie musimy tracić wszystkiego: Jezus, uobecniony przez kapłana, dziś uzdrawia – tak samo jak kiedyś uzdrowił trędowatego.
Przez post Bóg uzdrawia więzi między nami – każe innych „wprowadzić w dom”, „nie odwracać się od współziomków”.
Gdy przemierzamy „Drogę Krzyża”, porażają nas dwie oczywistości: oczywistość niszczącej siły grzechu i oczywistość uzdrawiającej mocy Bożej Miłości.
Boski nauczyciel mówi o Bogu w sposób nowy, ożywiający i uzdrawiający, sam bowiem „jest obliczem miłosierdzia Ojca”.
Nasza wierność wobec Boga stanowi odpowiedź na Jego wierność. On jest wierny swojemu słowu, swojej obietnicy, uzdrawia i niesie pocieszenie.
Cóż to znaczy: dbanie o łódkę w obliczu tego, co się dokonuje: uzdrawianie chorych, wyrzucanie złych duchów, nauczanie o Królestwie.
Gdzie w ty wszystkim jestem ja? Wiem. Wracam do ostatniej sceny sprzed przybycia Jezusa do Jerozolimy. Do Jerycha, gdzie Jezus uzdrawia krzyczącego za nim, niewidomego Bartymeusza.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...