Zasadniczo szukamy winy w drugim, sami starając się pomniejszyć swoją… 7. Niedziela Zwykła, rok A (Kpł 19,1–2.17–18; 1 Kor 3,16–23; Mt 5,38–48).
Jeżeli nie chcesz nieustannie wybaczać innym, to tym samym nie chcesz uznać, że twoje grzechy wobec Boga są milion razy większym przewinieniem, niż wina twojego współbrata wobec ciebie.
Jak Ojciec „ukrył się” w dziełach Syna, by w Nim objawić swoją chwałę, tak Syn „ukrył się” w znakach wody, nakładanych rąk, chleba i wina...
Bóg, który wchodzi do łodzi naszego życia. Ot tak, po prostu. Pojawia się, a przerażonym swoją grzesznością ludziom mówi: Nie bój się. Twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech.
Widzę słabości, nawet te najdrobniejsze, u innych, a nie zauważam znacznie większych u siebie. Dawid uznał swoją winę, przyznał się do swojego zła. A ja?
Proście – mówi Jezus. Proście dla siebie i dla innych. O wszystko, co wam potrzebne do życia. O przebaczenie win. O pomoc w walce z pokusą. Proście, a będzie wam dane.
Ale jak tu się przyznać do winy czy błędu, gdy usłyszę zaraz długaśne kazanie? Jak odważyć się, jeśli mogę przypuszczać, że nie będzie mi to zapomniane i przy każdej możliwej okazji wytknięte?
Obecność Jezusa w Eucharystycznym chlebie i winie to nie sugestia czy fantazja, ale rzeczywistość. Papieski wysłannik na Krajowy Kongres Eucharystyczny we Włoszech mówił o tym w czasie Mszy otwierającej to wydarzenie.
Z księdzem Romanem Stafinem próbujemy lepiej zrozumieć kolejne części Mszy św.
Ojciec przyniesione dary chleba i wina uświęca „pełnią swojego błogosławieństwa”, mocą Ducha Świętego ofiarę czyni „doskonałą i miłą sobie”, zaś Syn odpowiada Ojcu: „To jest Ciało moje (…), to jest bowiem kielich Krwi mojej”.
Da się zamknąć Tego, który tchnie kędy chce, prowadzi do całej prawdy, mówi co usłyszy, w jakiejkolwiek liczbie skończonej?