W jakiś sposób i do mnie Jezus kieruje wezwanie, które niegdyś wypowiedział pod adresem Kościoła w Smyrnie...
Kogo słuchać? Serca? Tego kłębowiska lęków, niepokoju, obaw, czarnych myśli, przechowalni wszystkiego, co chcę ukryć przed światem?
Nie da się uciec od tego nakazującego tonu: jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B.
Choć na koniec przypowieści właściciel przybywa wytracić rolników, ostatecznie wiara wskazuje na inny koniec.
Wszystko zdaje się walić? Trzeba jeszcze poczekać.
Kocham Boga? Serio?
Jak dostrzec działanie Boga? Najpierw trzeba się rozejrzeć.
Wybieramy po prostu to, co się opłaca, co prostsze, z natychmiastową nagrodą. Rezygnacja jest gdzieś w tle...
Wiedza, oczytanie, erudycja... To nie zastąpi mówienia Bogu „tak”.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...