Żyjemy w świecie, gdzie wielu, może i my sami, nie zauważa drugiego człowieka i jego potrzeb.
Czasem, gdy boję się spotkania z drugim człowiekiem, warto szczerze zapytać: co mu zrobiłem, że tak go unikam.
Może warto rozejrzeć się wokół, zauważyć drugiego człowieka, który być może już od wielu lat woła o pomoc.
Jezus jako Człowiek właśnie dzięki ciału pokazał, jak wcielać w życie miłość do drugiego człowieka. Bo miłość nigdy nie jest teorią. Miłość to praktyka, to działanie, to czyn.
Czy to nie dziwne? Codziennie doświadczamy, oglądamy jak mało znaczy człowiek: wojny, złość jednych przeciw drugim, kataklizmy...
Odwracamy wzrok – przeciwnie – wtedy, kiedy to my czujemy się silniejsi, kiedy drugi człowiek jest nieważny, do niczego nam niepotrzebny...
Jeśli prawdziwie przebaczę, złe czyny czy krzywdzące słowa drugiego człowieka nie przychodzą mi na myśl, gdy tę osobę spotykam.
Trudno człowiekowi przyjąć, że w swoim życiu ma służyć. Bycie sługą oznacza bowiem zapomnienie o samym sobie, a zwrócenie się – i to zwrócenie się w sposób radykalny – ku Bogu, ku drugiemu człowiekowi.
Dać mogę tylko to, co mam. Jeśli nie ma w moim sercu pokoju, nie dam go drugiemu człowiekowi.
Bywa taka cząstka człowieka, której nie umie wyrazić przed drugim. Są takie sygnały, których niekiedy nawet miłość nie umie odczytać.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...