„Zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się dzieciom Jego tu powodzi.” Pachnie trochę wizytacją.
Anna, Maryja i tysiące innych, mimo trudów, zmagania się ze słabością ludzkiego ciała, radują się w Panu. Czym jest ta radość?
Święty Tomasz z Akwinu był bardziej dosadny. Komu tyje ciało, temu więdnie dusza – miał się podobno wyrazić...
W każdym więc momencie, gdy boli mnie serce, umysł, ciało, dokonują się te małe śmierci i – jeśli pozwolę – moje zmartwychwstanie.
Bóg wyznaje na krzyżu swoją miłość. Wyznaje ją nie słowem, lecz umęczonym ciałem; nie ustną deklaracją, lecz krwią płynącą z ran.
Kiedy doświadczymy śmierci, kiedy poczujemy jej oddech na swojej szyi, kiedy oddzielony od nas zostanie ktoś najbliższy – wtedy to, co brzmi jak bajka, staje się rzeczywistością.
Jak Chrystus przez Wcielenie przyoblekł się w ciało, tak my przez chrzest „przyoblekamy się w Chrystusa”, w Jego moc i chwałę.
Nie lubimy swojego ciała, gdyż ono choruje, starzeje się i wreszcie umiera. Ale nosi w sobie „zapis nieśmiertelności”.
Nic nie jest bardziej odległe od tej naszej pobożnej ospałości niż rzeczywistość ofiary. W niej jest życie, Ciało i Krew...
Relacji między Eucharystią a kapłaństwem Chrystusa poświęcił Benedykt XVI swą homilię podczas Mszy św. poprzedzającej procesję Bożego Ciała w Rzymie
Jest wielka różnica między ludzką słabością a złą wolą.