IV Niedziela Wielkiego Postu
Tegoroczne rozważania mają na celu skupienie się nie tyle na samym cierpieniu Jezusa, co raczej na dostrzeżeniu, że to są bardzo bliskie, prawie codzienne sprawy i bóle każdego człowieka...
diakon Piotr Alabrudziński
Proces i cierpienie Jezusa nie dokonuje się w zamknięciu, w hermetycznym pomieszczeniu, wśród swoich. To nie są tylko Jego subiektywne stany emocjonalne – to obiektywnie istniejąca rzeczywistość. Przychodzi zatem czas, w którym Jezus staje przed większym gronem – rozpoczyna się oficjalna część procesu. Przed Sanhedrynem, następnie przed Piłatem. Publicznie, wśród społeczeństwa. „Skoro dzień nastał, zebrała się starszyzna ludu, arcykapłani i uczeni w Piśmie i kazali przyprowadzić Go przed ich Sanhedryn. Rzekli: Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam! On im odrzekł: Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, a jeśli was zapytam nie dacie mi odpowiedzi. Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej. Zawołali wszyscy: Więc Ty jesteś Synem Bożym? Odpowiedział im: Wy mówicie, że Ja Nim jestem. A oni zawołali: Na co nam jeszcze potrzeba świadectwa? Sami przecież słyszeliście z ust Jego” (Łk 22, 66 - 71).
Czytając opisy Męki Jezusa, patrząc na nie bez emocji, szukając żelaznej logiki tego procesu sądowego, przychodzi moment, w którym trzeba zapytać: Co było zbrodnią Jezusa? Jaki był centralny punkt wszystkich zarzutów? Odpowiedź okazuje się brutalna. Jezus wcale nie został skazany z powodu swojego postępowania, dokonanych cudów, łamania Prawa, czy nieortodoksyjnego nauczania. Jezus został skazany za zbrodnię oczywistą, której nie mógł się wyprzeć. Zbrodnię, którą z pewnością popełnił. Został skazany…. za to, kim był! „Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam!” – Właśnie to stanowi centrum zarzutów i całego procesu sądowego. Jeśli jesteś tym, kim jesteś, musisz być winny. Znasz taką formułę, taki stan?
Prawdopodobnie niewielu z nas brało udział w oficjalnych procesach sądowych, tym bardziej w charakterze winnego. Ale czy to oznacza, że nie podlegaliśmy nigdy żadnemu sądowi, albo raczej – osądowi? „Problemem” Jezusa było to, kim był. A czy to nie jest również Twój „problem”? Czy w oczach niektórych ludzi już sam Twój sposób życia, postępowania, to, co najbardziej Ciebie określa – czy właśnie to nie jest powodem do osądzenia i odrzucenia Ciebie? Pomyśl – ile takich wyroków już usłyszałeś… Jesteś winny, przecież jesteś emerytem, alkoholikiem, jesteś chory, biedny, wykonujesz taki, a nie inny zawód, masz jakąś dysfunkcję, jakiś problem, nałóg. Jesteś tym, kim jesteś – i to jest Twój błąd w oczach niektórych ludzi. Takiego Ciebie nie mogą zaakceptować. Tak jakbyś był gorszy, nienadający się do życia, nieprzystosowany do społeczeństwa… Ile już słyszałeś takich wyroków? Ile ich było niewypowiedzianych? Przecież osądzić i skazać człowieka można nie tylko słowami. Równie dobrze wyrok może przekazać spojrzenie pełne pogardy, gest odsunięcia się, odwrócenie wzroku, zmiana tematu, gdy wchodzisz do pomieszczenia. Nie musisz słyszeć słów, a dobrze wiesz – zostałeś osądzony i skazany. Jesteś inny, a zatem – winny…
Ale czy tylko drugi człowiek może wyrokować o Tobie? Może sam jesteś dla siebie takim sądem potępienia? Zastanów się. W jaki sposób myślisz o sobie? Jak oceniasz swoje życie? Czy to tylko jedno wielkie pasmo porażek? Czy warunki, w których przyszło Ci żyć, otoczenie, rodzina, miejsce urodzenia – czy sam nie traktujesz tego jako powód wydania samopotępiającego wyroku?
A może czujesz się skazany przez Boga? Może swoje życie, różne dolegliwości, sytuacje, które Cię spotykają, odbierasz jako karę za to, kim jesteś? Może Bóg, w którego wierzysz, albo raczej, którego się boisz i próbujesz unikać, jest dla Ciebie surowym Sędzią?
Osąd i odrzucenia z powodu tego, kim jesteś. To bardzo bolesne doświadczenie. Komunikat, że moje życie jest w czyichś oczach pozbawione wartości, nie jest warte przeżycia… Co z tym zrobić? Pokusa łatwego rozwiązania sugeruje 2 drogi. Z jednej strony - bierność. Przecież i tak nic nie zmienię. Nie zmienię tego, w jaki sposób ktoś odnosi się do mnie. Tylko czy bierność połączona z osądem i pogardą ze strony innych nie łamie krok po kroku Twojego serca? Nie sprawia, że coraz bardziej wierzysz w kłamstwo, że Twoje życie jest karygodne i pozbawione wartości? Ale jest też pokusa przeciwna – udowodnić za wszelką cenę swoją wartość. Pokazać wszystkim, że się mylą, skreślając mnie. Powstaje jednak pytanie – jakim kosztem? Ile jesteś w stanie zapłacić, żeby pokazać swoją wartość? A może jeszcze wcześniej – czy i komu musisz udowadniać swoją wartość?
Jak zatem poradzić sobie z sytuacją takiego osądu i odrzucenia? Jak poradził sobie z nią Jezus? Odpowiedź jest prosta – wypośrodkował to, co podpowiada pokusa. Jezus był świadomy nie tylko tego, kim jest, ale przede wszystkim tego, jaką wartość ma w oczach Bożych. Wie, że ma swoje miejsce po prawej stronie Wszechmocy Bożej. Nikomu nie musi udowadniać tego, kim jest, ani żebrać o uznanie w czyichś oczach. Jezus uczy nas pewności siebie, dobrego poczucia własnej wartości. Z drugiej strony, na ile Jego sędziowie są w stanie to przyjąć, próbuje ich otworzyć na prawdę swojego życia. Bez proszenia o jej uznanie, ale też bez fałszu, bez udawania pokory. Zdaje się mówić – jeśli tylko spojrzycie na mnie w dobrym świetle, bez uprzedzeń i własnego zaślepienia, ujrzycie, kim naprawdę jestem. Ujrzycie, a raczej przyjmiecie to, kim wiecie, że naprawdę jestem.
Jeśli kiedykolwiek doświadczyłeś takiego osądzenia i odrzucenia z powodu tego, kim jesteś, nie chciej tego wyłącznie rozpamiętywać. Spróbuj to doświadczenie włączyć teraz w rozmowę z Jezusem. Jezu osądzony i odrzucony. Znasz to uczucie, gdy komuś nie odpowiada to, kim jestem. Sam wiesz, jak boli świadomość odrzucenia bogactwa i piękna mojego życia przez innych. Właśnie dlatego, że możesz mnie zrozumieć przynoszę Tobie te wszystkie wyroki, które na mnie wydali inni ludzie, którymi sam siebie osądziłem, które, jak czasem czuję, są wyrokami także Boga. Panie, tak łatwo słuchając innych zmienić zdanie o sobie. Ty wiesz jak bezrefleksyjnie czasem wierzę w kłamstwa, które ktoś mi podsuwa. Ale nie chcę ulegać kłamstwom odnośnie tego, kim jestem. Proszę Cię, poślij do mojego serca Twojego Ducha Świętego. Niech On przypomni mi, kim jestem naprawdę, jak ważny jestem dla Ciebie. Niech przypomina mi, że moje życie jest cudem i darem. Proszę, niech przypomina mi to zawsze wtedy, gdy ktoś znów będzie wydawał na mnie wyrok. Niech przypomina, że „teraz dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia” (Rz 8, 1)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |