Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Niedziela Palmowa
A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę». Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Wykonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha. (J 19,25-30)
Śmierć Jezusa zakończyła Jego mękę.
Śmierć kończy wszystko, ale tylko tu, na ziemi. Zamyka to, co znamy, niweczy ludzkie plany, marzenia, oczekiwania.
Nasza śmierć będzie oznaczała definitywny koniec sytuacji nam znajomych, z którymi się jakoś oswoiliśmy, do których się przyzwyczailiśmy, czy zaakceptowaliśmy.
Jednocześnie zacznie się nasze prawdziwe życie, do którego tu, na ziemi, mieliśmy się przygotować.
I tak, jak często w życiu nie staramy się zrozumieć, po co nas Pan Bóg stworzył i postawił na tym właśnie miejscu, w tym czasie, tak z chwilą śmierci zacznie się dla każdego z nas coś, co kiedyś opisał św. Paweł: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9)
Między ludźmi krążą różne opowiadania, w których człowiek stara się jakoś oswoić to, co kompletnie dla niego nieznane. I często niebo przedstawiane jest jako miejsce, gdzie panuje spokój, cisza, tylko chóry anielskie śpiewają, a ludzkie dusze snują się po niebieskich łąkach. Piekło przedstawiane jest przeciwnie – jako miejsce ruchliwe, gdzie dusze potępione zajmują się tym, co do tej pory. I to miejsce, które jakoś jest nam bardziej „znajome”.
Trudno się dziwić, że człowiek nie dąży do świętości, nie chce osiągnąć nieba, skoro wyobraża sobie Boga jako nudnego staruszka z brodą, a niebo to miejsce pełne nudy, gdzie tylko się siedzi na chmurach i śpiewa wraz z aniołami. Takie patrzenie na niebo jest z gruntu fałszywe, obrażające Boga i człowieka. Z pewnością wieczne szczęście nie wiąże się z nudą, bezruchem i nicnierobieniem.
W pismach wielu świętych mistyków znajdują się wypowiedzi, na podstawie których można śmiało powiedzieć, że to nasze ziemskie życie to jedynie wstęp do prawdziwego działania, które czeka nas po śmierci. Nie ma w nich opisu stagnacji, błogostanu, leżenia na chmurach, śpiewania pieśni i bezczynnego snucia się z kąta w kąt.
Z chwilą naszej śmierci może zacząć się dla nas prawdziwy rozwój, któremu Bóg nie nakreślił żadnych granic, gdyż żadne granice nie obowiązują Jego samego. W Bożym królestwie nie ma monotonii czy nudy. O tym jednak, jak wielka będzie głębia naszego uczestnictwa w tym nowym życiu zadecyduje wielkość miłości, wielkość upodobnienia się do Jezusa Chrystusa w służbie bliźniemu.
Żeby jednak osiągnąć taką dojrzałość w miłości duszy ludzkiej potrzebny jest niekiedy po śmierci czas dorastania. Jest to stan czyśćca. Podczas pobytu w czyśćcu dusza pozbywa się wszystkich, nawet najmniejszych śladów egoizmu, czyli źle pojętej miłości własnej. Opuści czyściec przemieniona, pełna miłości prawdziwej, oddanej Bogu i skoncentrowanej wyłącznie na Nim, chcącej Go nieustannie wychwalać.
To, jak bardzo nasza ludzka miłość jest jeszcze niedojrzała, ukazane będzie w momencie śmierci, podczas sądu szczegółowego. Wtedy dusza ludzka wyraźnie zobaczy i pozna, że nie jest jeszcze zdolna, by spotkać się z Miłością, którą jest Bóg, gdyż nie dość tu na ziemi żyła i realizowała pierwsze i najważniejsze przykazanie: „będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mt 22, 37).
Prawdą jest, że staramy się kochać Boga, ale przeważnie oddajemy Mu tylko część naszego serca, duszy i umysłu. Przede wszystkim zatroskani jesteśmy o własne dobro. Tymczasem czyściec jest stanem, gdzie właśnie pierwsze przykazanie nabiera największego znaczenia i dusza uczy się, jak powinno się je realizować prawdziwie.
To właśnie tej duchowej niedojrzałości, nieumiejętności kochania Boga z całego serca pozbywamy się w czyśćcu. Tam w nadprzyrodzonym świetle dusza dostrzega, jak Pan Bóg nieustannie w swojej miłości do każdego człowieka przyciąga duszę, prowadzi ku całkowitej doskonałości, ale nieodpokutowane grzechy zatrzymują ją i nie pozwalają iść za tą przyciągającą siłą Boga. Dusza w czyśćcu doświadcza niemożności bezpośredniego oglądania Bożego Światła i to powoduje, że pojawia się w niej chęć zrzucenia tego wszystkiego, co ją więzi, by mogła bez żadnych przeszkód zbliżyć się do Stwórcy. Męki czyśćca wiążą się właśnie z tą świadomością oddalenia duszy od Boga.
Czyściec potrzebny jest, by w duszy ludzkiej wypalić letniość, przed którą ostrzegał Pan Jezus: „Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący. A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16). Ogień czyśćca wypali lenistwo, jakże często usprawiedliwiane cierpliwością czy słowami : „nie chce mi się”. To właśnie w czyśćcu ujrzymy wszystkie niegodnie, bez dziękczynienia przyjęte Komunie Święte; modlitwę, której nie było w naszym życiu albo była byle jaka; powierzchowne podejście do życia, które nie skłaniało nas do zmian. Pokutować będziemy za wszystkie rany i śmierci, zadawane słowami. Pan Jezus nas przestrzegał: „A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa (a co dopiero krzywdzącego słowa), które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12, 36-37). Ile takich niepotrzebnych słów, bolesnych, raniących wypowiadamy każdego dnia?
Zobaczymy wszystkie sytuacje, w których mogliśmy, a nie uczyniliśmy żadnego dobra naszym bliźnim. Poznamy wszystko to, co winniśmy byli wykonać, gdyż taka była wola Boga, a my ją zlekceważyliśmy. W czyśćcu będziemy wynagradzać za niedojrzałą miłość bliźniego i samego siebie. Ta niedojrzała miłość będzie musiała zostać tam wyniszczona doszczętnie.
Pomimo doświadczenia bólu i męki w czyśćcu dusza doświadcza także miłości Boga – i to jest dla niej źródłem nadziei. Jest jednak taki stan, w którym tego doświadczenia Bożej miłości nie ma – to piekło.
To, że istnieje piekło i szatan, to prawda wiary chrześcijańskiej. Szatan to osobowe stworzenie, które świadomie odrzuciło miłość swego Stwórcy i żyje w nienawiści do wszystkiego, co ku Bogu się kieruje, co do Niego należy. Zły duch zachował po upadku swoją duchową, anielską naturę, a także inteligencję i wolę, jednak wykorzystuje je wyłącznie jako narzędzie nienawiści.
Odrzucenie Boga, jakiego dokonał szatan, zostało dokonane w sposób nieodwołalny. Dlatego też jego królestwo, które stworzył, ma charakter wieczny. Czasem postrzegamy piekło jako miejsce, gdzie Bóg przygotował grzesznikom straszliwe cierpienia. Tymczasem to nie Pan Bóg jest ich twórcą. Cierpienia, jakie dusza ludzka doznaje w piekle, to wynik decyzji człowieka, który przez cale życie, a w momencie śmierci zdecydowanie i ostatecznie odrzuca Boga – jak szatan.
Piekło to świadomość, że utrata Boga ma charakter nieodwołany i wieczny. Że nigdy się nie skończy. Jeśli Jezus często mówi o „ogniu wiecznym”, „ogniu nieugaszonym”, o „robaku, który nie umiera”, o „męce wiecznej”, to musimy uznać, że tak jest naprawdę. Jeżeli sądzimy, że może być inaczej, to zostaje podważona prawda słów samego Pana Jezusa (o. Jerzy Zieliński OCD). To tak, jakbyśmy Mu zarzucili kłamstwo.
Potępiony cierpi przede wszystkim z powodu nieobecności Boga, niemożliwości zobaczenia Go i kochania. To jest największe i dla nas niewyobrażalne cierpienie stanu potępienia. Człowiek pozbawiony jest tego, bez czego nie może istnieć, a nie może istnieć bez pragnienia Boga. Utrata Boga jest też dla niego swoistą utratą samego siebie.
Nie możemy twierdzić, że piekło jest dziełem Boga. Bóg nie mści się na człowieku za to, że ten Go odrzucił. Boża sprawiedliwość pozwala jednak doświadczyć człowiekowi nawet takich najdalej idących konsekwencji jego wyborów, gdyż Bóg szanuje ludzką wolność. Człowiek może nie chcieć kochać Boga, drugiego człowieka. Może odwrócić się od swojego Stwórcy – jak uczynił to szatan. Ale wówczas sam skazuje się na wieczne życie bez Boga i na doświadczanie nieustannych wyrzutów sumienia.
Ludzkie sumienie to rodzaj kompasu, dzięki któremu człowiek może kroczyć we właściwym kierunku – w kierunku Boga. To także dar od Stwórcy, dar subtelny i delikatny, który można zniszczyć i zniekształcić. Bez pielęgnowania, tj. bez życia sakramentem pokuty i pojednania, Komunią Świętą sumienie obumiera. Zabija je także ludzki egoizm, gardzenie godnością drugiego człowieka. Wówczas sumienie milknie i nie ostrzega przed złymi wyborami. To, że człowiekowi jego sumienie niczego nie wyrzuca nie oznacza wcale, że człowiek nie grzeszy. Wprost przeciwnie. Apostoł Jan pisze wyraźnie: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1,8) Takie sumienie mieli niektórzy sądzeni za zbrodnie II wojny światowej. Im sumienie niczego nie wyrzucało.
Jeśli ludzkie serce nie uzna swego grzechu i nie wyda z siebie pokornego wołania o przebaczenie, Bóg nie może zmusić go do takiego odruchu. I to człowiek sam siebie na potępienie skazuje.
Mówiąc o tym, co będzie po śmierci, czego uczy nas Kościół, o czym pisali święci, mistycy, nie zamierzam nikogo straszyć, ale pokazać, że wtedy dopiero w pełni będziemy zbierali owoce naszych ziemskich czynów, naszych myśli, naszych słów. Nic, co tu robimy, mówimy, myślimy, nie idzie w zapomnienie, nie jest bez znaczenia. Żadne słowo i żaden nasz czyn.
Dlatego na początku Wielkiego Tygodnia, gdy w kolejnych dniach będziemy zbliżali się coraz bardziej do Ofiary Jezusa, ofiary – która nas uratowała od śmierci wiecznej, od mąk piekła – zastanówmy się nad naszym życiem, nad naszym postępowaniem – i nawróćmy się do Boga. I zmieńmy to, co w naszym życiu jeszcze jest złe, grzeszne, niewłaściwe.
Bo śmierć przypomina nam o tym, co mówił ksiądz, gdy w Środę Popielcową posypywał nam głowy: że ciało i ziemskie życie „prochem jest i w proch się obróci” - ważne, czy konsekwencją naszego życia tutaj na ziemi będzie życie naszych dusz blisko Boga czy bardzo od Niego daleko – na wieki.
(EKSA)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |