Niedziela Palmowa
Tegoroczne rozważania mają na celu skupienie się nie tyle na samym cierpieniu Jezusa, co raczej na dostrzeżeniu, że to są bardzo bliskie, prawie codzienne sprawy i bóle każdego człowieka...
diakon Piotr Alabrudziński
Jezus przekroczył już granicę życia. Umarł. „Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu, mówiąc: Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, powracały, bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty, które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu.” (Łk 23, 47 - 49) Widowisko skończone. Tutaj już nie ma się z czego śmiać. Chociaż tyle poszanowania dla świętości i tajemnicy. Ale ta świętość i tajemnica pociąga jeszcze jedno cierpienie Jezusa – takie, które zapewne towarzyszyło Mu również w niektórych chwilach życia…
Wszyscy znajomi Jezusa stali z daleka. Nawet kobiety, najwierniejsze towarzyszki, nie przełamały pewnej bariery. Owszem, zapewne żołnierze rzymscy nie pozwolili na jej przekroczenie, aby ludzie nie utrudniali wykonania wyroku. A może sam widok Ukrzyżowanego był odpychający? Izajasz pisze o Słudze Jahwe, że nie miał On wdzięku, ani blasku, aby na Niego popatrzeć… Czy może coś tak fizycznie odpychało od Jezusa? Można by mnożyć teorie na ten temat. Fakt pozostaje jednak bezdyskusyjny. Jezus doświadczył osamotnienia. Czy nie jest w tym kimś bliskim dla Ciebie?
Czy czasem też nie czujesz się osamotniony? Nie chodzi tutaj o samotność, brak towarzystwa. Samotność czasem jest przecież błogosławieństwem. Potrzebujemy jej, żeby poukładać swoje życie, żeby spotkać się z Bogiem w sanktuarium swojego serca, czasem może popracować, lub zwyczajnie – nie robić nic. Ale czasem samotność zaczyna boleć. Przestaje być czymś naturalnym i neutralnym, a staje się wielkim raną. I tutaj chyba przemienia się w osamotnienie…
Potrafi ono zamieszkać w różnych relacjach. Osamotnienie w pracy, szkole, wśród znajomych… Osamotnienie występuje również w rodzinie, ale najboleśniej dotyka w związku. Dwie osoby. Fizycznie nie dzieli nas nic, no może kilka centymetrów. W środku jednak stanowimy dwa odrębne światy i jesteśmy tysiące kilometrów od siebie. Odległość, którą mierzymy duchem. Niekiedy dostrzegamy ją w pustym spojrzeniu, uśmiechu od niechcenia, powtarzanych rytualnie, codziennie słowach… Ciężko powiedzieć, kiedy ten dystans powstał i co było jego przyczyną.
Osamotnienie może mieć różne twarze – nie tylko drugiego człowieka. Czasem można doświadczać osamotnienie od samego siebie. Dziwna pustka wewnętrzna, brak kontaktu ze sobą. Stan, w którym wielkim problemem jest odpowiedź na zwyczajne pytanie: co u Ciebie?
Ale osamotnienie może mieć również twarz Boga. Można Go szukać latami, niemal już „chwytać za nogi”, a jednak... Można nie doświadczyć Boga nigdy i żyć pod pustym niebem. Jakbym sam miał stanowić komentarz do słów Psalmu: „Boże mój, czemuś mnie opuścił”…
Doświadczamy osamotnienia – to fakt. Pytanie jednak – jak sobie z nim radzić? Najłatwiej, jak w przypadku każdego problemu, oddać się skrajnościom. W osamotnieniu takimi biegunami są wir towarzystwa i totalna pustka. Żebranie o bliskość innych ludzi czasem jednak skutkuje poznaniem osób, od których najpewniej będziemy chcieli niedługo uciec. Które, poznawszy nasz stan, mogą się wynosić i pokazywać, że ich towarzystwo jest dla nas wielką łaską. Z drugiej strony - pokusa zamknięcia się w czterech ścianach, we własnym świecie. To jednak niekiedy bardzo prosta droga do depresji i bezsensu życia. W którą stronę zatem pójść?
Trop Jezusa w pokonywaniu osamotnienia wiedzie przez dwa etapy – akceptację i wyjście. Nie da się w pełni panować nad swoim życiem, jeśli nie uzna się faktycznego stanu. Także osamotnienie, choć jest doświadczeniem bolesnym, trzeba najpierw zaakceptować – uznać, że to rzeczywiście się dzieje. Przyznanie się przed samym sobą, że brakuje mi kogoś – przede wszystkim Boga, ale nie tylko. Sam nie jestem w stanie nic zrobić, nie jestem samowystarczalny. Osamotnienie zaakceptowane jest do pokonania, a to zwycięstwo jest już pewnym zmartwychwstaniem człowieka. Właśnie po zmartwychwstaniu Jezus całym sobą daje wskazówkę, jak dalej walczyć z osamotnieniem. On nie zamyka się, nie czeka aż przyjdą do Niego uczniowie, choć przecież zapowiedział im, gdzie się pojawi. Pierwszy wychodzi, szuka swoich bliskich. Znamienne, że właśnie Łukasz podaje epizod wędrówki do Emaus – historię nierozpoznanego Jezusa, który tworzy piękne i nowe relacje z ludźmi… Zaakceptować i wyjść naprzeciw…
Nie wiem, jak bardzo czujesz się zraniony samotnością i osamotnieniem. Chciałbym Cię jednak teraz zaprosić do modlitwy, tak jak potrafisz. Modlitwa to już pierwsze przełamanie osamotnienia – to spotkanie z żyjącym Bogiem. Powiedz Mu, jak się czujesz… Jezu, samotny i opuszczony. Ty wiesz jak to boli, gdy znajomi i bliscy są ode mnie daleko. Wiem, czasem to moja wina, czasem ich. Nie chcę teraz szukać winnych. Chcę Tobie przedstawić moją samotność i osamotnienie. Wiesz, że często sobie z nimi nie radzę. Wiesz jak łatwo zapominam wtedy o Twojej miłości i miłości niektórych ludzi. Wiesz, jak łatwo daję się złapać w sieci samotności. Proszę, pozwól mi je porzucić razem z Tobą. Ty nie chcesz, żeby człowiek był opuszczony. Proszę, gdy znów najdzie mnie straszna samotność, wzbudź w moim sercu nadzieję i gotowość działania. Nie pozwól mi zamknąć się na cały świat, ale ucz mnie przyjmować to, co mnie spotyka, i owocnie iść do ludzi. Prowadź mnie do tych, którzy potwierdzą mi, że Bóg jest Miłością i Wspólnotą Osób, że właśnie na obraz takiego Boga zostałem stworzony…
Bóg jest Miłością…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |