Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Po dłuuuuugim czasie „walki” o szczęście w naszym małżeństwie Pan Bóg ulitował się nad moją głupotą...
Każdy człowiek nosi w sobie mnóstwo oczekiwań wobec samego siebie, wobec innych ludzi. Także wobec Pana Boga. Nawracanie się oznacza dla mnie rezygnację z tego, czego JA oczekuję, z jednoczesnym odkrywaniem tego, co zaplanował Pan Bóg dla mnie, dla innych – i z przyjęciem tego Bożego planu, Bożego punktu widzenia.
Bardzo mocno doświadcza się tego właśnie w małżeństwie. Dwoje ludzi, z których każdy niesie w sobie oczekiwania (najczęściej nie w pełni uświadomione) odnośnie tego, czym powinno być małżeństwo, kim powinna być żona, a kim mąż. I następuje – prędzej czy później – zderzenie tych oczekiwań z rzeczywistością.
To naprawdę jest bardzo trudne – zrezygnować ze swoich oczekiwań, gdyż uważamy, że najlepiej wiemy, co jest dla nas dobre, co nas uszczęśliwi. Zaczynamy więc sądzić, że postawa drugiego człowieka, który tych oczekiwań nie spełnia, „zmusza” nas do walki o własne szczęście.
W naszym małżeństwie wyglądało to tak, że w pewnym momencie dostrzegłam, że mój mąż nie zaspokaja pewnych moich oczekiwań odnośnie naszego małżeństwa. Jako prawdziwa kobieta natychmiast zaczęłam mu to tłumaczyć, wyjaśniać – i nic. On się starał, ale jego starania mnie nie zadowalały. Ciągle coś było nie tak.
Nie było tu złej woli u żadnej ze stron – po prostu wyszły na jaw różnice w wychowaniu, wyniesione z domów rodzinnych, odmienne poglądy – i odmienne oczekiwania.
Po dłuuuuugim czasie „walki” o szczęście w naszym małżeństwie Pan Bóg ulitował się nad moją głupotą i postawił na mojej drodze mądrego spowiednika. Ten ksiądz powiedział mi wtedy jasno i wyraźnie: „Przychodzi w życiu taki moment, kiedy człowiek zrobił już wszystko, co mógł, by coś zmienić, coś osiągnąć. Gdy mimo to tego nie dostaje, wówczas musi tę sytuację, tę dziedzinę życia potraktować inaczej. Musi zgodzić się na to, że jego oczekiwania nie zostaną zaspokojone. Musi z nich zrezygnować. W chrześcijaństwie nazywa się to ascezą, wyrzeczeniem.”
To znaczy, wcale nie „musi”, bo nikt go nie zmusza. Ale jeżeli boli mnie ta sytuacja, nie chcę „walki”, nawet o szczęście, to coś zrobić trzeba. Pojawia się konieczność podjęcia decyzji, wyboru drogi postępowania wobec męża, dzieci, rodziców, rodzeństwa, koleżanki z pracy, pracodawcy itd. itp.
Ja wybrałam wówczas rezygnację z własnych oczekiwań. Po prostu pogodziłam się z tym, że mój mąż w naszym małżeństwie nie da mi tego, czego od niego oczekuję. Oczywiście, nie było w tym cierpiętnictwa, wyrzutów, skierowanych wobec niego, kwaśnej miny czy cichych dni. Po prostu przestałam Piotrowi czynić wyrzuty, „nawracać” go, pouczać i prostować. Przestałam poruszać ten temat. Pojawiła się we mnie i zaczęła rosnąć zgoda na to, że moje małżeństwo będzie wyglądało inaczej, niż moje wyobrażenia. Także mój mąż będzie się wobec mnie zachowywał inaczej, niż tego oczekiwałam.
Okazało się, że owoc tej decyzji przerósł moje najśmielsze oczekiwania! Po pewnym czasie zorientowałam się, że ta decyzja w ogóle ani mnie, ani naszego małżeństwa nie zubożyła. Mój mąż zaczął mi dawać to wszystko, czego od niego oczekiwałam, ale i w sposób, i w czasie, jakiego sobie nie potrafiłam wyobrazić. Otrzymałam ogromnie wiele i z naddatkiem.
To była dla mnie bezcenna lekcja tego, co znaczy „nawracać się”.
I nadal tak się dzieje w moim życiu, nie tylko małżeńskim. Gdy nagle zaczyna być pod górkę, gdy zaczynają się jakieś trudne, bolesne doświadczenia, zaczynam przyglądać się swoim oczekiwaniom. Z niektórych nie można rezygnować. Ale z większości jak najbardziej.
Patrzę uważnie, czy moje spojrzenie na daną sytuację, na ludzi, którzy w niej uczestniczą, jest zgodne z tym, jak patrzy Pan Bóg. Szukam podobnej sytuacji w Piśmie Świętym i uczę się od Jezusa, jak się zachować, jak postąpić.
„A myśmy się spodziewali” - te słowa rozbrzmiewają zawsze w sytuacji, w której człowiek potrzebuje nawrócenia. Uczniowie mieli swoje oczekiwania wobec Jezusa, wobec Boga – a On je „zawiódł”. Postąpił w sposób nieoczekiwany i to boleśnie nieoczekiwany. Oni więc poszli swoją drogą nie patrząc, że w ten sposób oddalają się od Niego.
Jak to dobrze, że Pan Bóg ich odnalazł i zachęcił do rezygnacji ze swoich oczekiwań i przyjęcia drogi Pana.
Wierzę głęboko, że i w naszym małżeństwie idzie z nami Pan, i także nam wyjaśnia Pisma, poucza nas swoim słowem, ukazując zamysł Boga wobec małżeństwa, wobec mężczyzny i kobiety. A karmiąc swoim Ciałem, pozwala siebie rozpoznać podczas każdej Eucharystii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |