Przystanek XIV: Jezus posyła Kościołowi Ducha Świętego.
Nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy. Tym razem wszyscy byli razem. Usłyszeli szum, jakby uderzenie wichury. Wichury, która nie pozostała na dworze, ale wdarła się do ich domu. I pokazały im się języki, jakby z ognia, które rozdzieliły się tak, że nad każdym z nich spoczął jeden. Spoczął, czyli usiadł. Duch dotarł tam gdzie chciał. Odnalazł ich. I wziął ich w swoje posiadanie.
Zaraz też wyszli na ulice i zaczęli mówić różnymi językami. Mogło się wydawać, że coś bełkoczą, ale o dziwo, pochodzący z różnych zakątków ówczesnego świata rozpoznawali w tym gwarze własne, ojczyste języki. Usłyszeli, jak uczniowie zabitego Jezusa z Nazaretu ogłaszają wielkie dzieła Boże. Jak mówią, że ich Mistrz zmartwychwstał i został Panem.
Już się nie bali. Już się nie zamykali w Wieczerniku. Wyszli na ulice. Tak zadziałał w nich Duch. I zaczęło się głoszenie Ewangelii. W Jerozolimie, w Judei. Potem w Samarii i dalej, dalej, aż dotarli do Rzymu i na krańce znanego wówczas świata. Może z biegiem czasu ich entuzjazm nie był już tak wielki, jak w dniu Zesłania Ducha Świętego. Może radość nie unosiła ich, jak wtedy, pół centymetra nad ziemię. Ale ich żar nie osłabł. Tej sprawie wszyscy poświęcili swoje życie. Prawie wszyscy w końcu za nią swoje życie oddając. Aż do końca. A potem ten trud wzięli na siebie inni....
A my, chrześcijanie XXI wieku? Duch Święty udziela swoich darów kiedy i jak chce. Jeśli nasze głoszenie Ewangelii dziś nie jest tak spektakularne, bo brakuje uderzenia wichru, ognia i umiejętności przemawiania w nieznanych językach, to przecież niczyja wina. Widać Duch prowadzi nas dziś inaczej. Zresztą... Jedno chyba się nie zmieniło: odwagi głosicielom Ewangelii nie brakuje. Przecież podejmują nieraz bardzo trudne wyzwania. Nie tylko ci, którzy jadą w nieznane sobie krainy. Często przecież i zwykli katecheci, którzy muszą mierzyć się z tyloma przeciwnościami, posługując wśród teoretycznie wierzących. Ale przecież i zwyczajni ludzie – rodzice dzieciom, dzieci rodzicom, bracia siostrom i siostry braciom. Często muszą zdobyć się na odwagę i być uczniami Chrystusa, choć słyszą kpiny i docinki....
Duch dziś prowadzi nas inaczej. Nie rezygnując z tego cudownego sposobu, jakim jest spotkanie z człowieka z człowiekiem wykorzystuje nasze struktury, naszą organizację społecznego życia, zdobycze dzisiejszej techniki, nowoczesne środki komunikacji. No i udziela wielu zupełnie nie spektakularnych darów. On dalej jest z nami. Działając w nas, w naszych sercach, i wśród nas, w Kościele.
Czasem słychać głosy, że wiara ginie. Że świat się laicyzuje. Jest w tym trochę prawdy. Trzeba jednak pamiętać, że choć tu i ówdzie ginie, w innych miejscach rozkwita. I nie chodzi o statystyki, ale o serca chrześcijan, gotowych żyć Ewangelią i jeśli będzie trzeba, dla niej swoje życie oddać. Nie, wiara nie ginie. To nie jest tak, że jesteśmy takimi nieudacznikami, że nawet Duch Święty nie jest w stanie nam pomóc. Takie rozumowanie prowadziłoby do absurdu: wierzylibyśmy w niby potężnego Boga, który tak naprawdę nic nie może. Być może dziś wielu ludziom Bóg do niczego nie jest potrzebny i dlatego zamykają na niego swoje serca. Ale Duch Święty ciągle działa; ciągle przemienia nas, Kościół i cały świat tchnieniem swojej mocy.
A że nie jest tak, jakbyśmy sobie wymarzyli? Cóż, Apostołowie też długo czekali na przywrócenie królestwa Izraela, a dopiero potem zrozumieli, że prawdziwy Izrael to Kościół, zarówno ten ziemski, jak i ten już triumfujący w niebie. Nie jest naszym obowiązkiem cały świat zamienić w Kościół. Mamy dać się prowadzić Duchowi. A czy i kiedy On do tego doprowadzi, to już Jego sprawa.... Tylko jednego możemy być pewni: on zawsze jest z nami. I zawsze jest z nami Chrystus. Aż do skończenia świata. A potem to święto bycia z Trójjedynym Bogiem będzie trwało bez końca...
***
To już koniec Drogi Światła, po której staraliśmy się kroczyć od dnia, w którym wspominaliśmy zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Koniec zanurzania się w tamte niezwykłe spotkania, by odnaleźć z nich odpowiedzi na pytania o nasze tu i teraz. Czy staliśmy się inni? Czy został w nas więcej tego blasku zmartwychwstania Jezusa? Nie wiem. Oby tak było. Oby przyszłość była ciągle opromieniana blaskiem Chrystusa Zmartwychwstałego. Na koniec jeszcze jedno: piosenka – modlitwa do Ducha Świętego. Niech stanie się dodatkowym źródłem nadziei. Bo przecież nie z wiary, ale przede wszystkim z nadziei wykluwa się miłość, prawda?
Duchu Ogniu, Duchu Żarze,
Duchu Światło, Duchu Blasku, Duchu Wichrze i Pożarze,
ześlij płomień Twojej łaski.
Chcesz, rozpalisz i rozognisz,
serca wzniesiesz na wysokość
w ciemność rzucisz blask pochodni
i rozproszysz grzechu mroki.
Naszą nicość odbudujesz,
w najpiękniejsze znów struktury,
tchnieniem swoim świat przesnujesz
w szeleszczących modlitw sznury.
Z mgieł konkretny kształt wywodzisz
i z chaosu piękno ładu.
Tyś spokojem wśród niezgody
w bezradności Tyś jest radą.
Twe zbliżenie zaróżowi
pulsem życia, wzrostu drżeniem.
Narodzimy się na nowo,
ciemność stanie się promieniem.
Przeczytaj też: Pozostałe teksty z cyklu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |