29. tydzień zwykły

Przeczytaj i rozważ


Przybliżmy się z ufnością (Iz 53,10-11; Hbr 4,14-16; Mk 10,35-45)

Stacja benzynowa. Rozmowa przy kasie. W pewnym momencie pada pytanie. Pan jest księdzem? Możemy porozmawiać? Wychodzimy na zewnątrz. Opowieść, jakich wiele. O pracy, miłości, fascynacjach i rozczarowaniach. Po drodze krótki test. Niby sprawdzenie plotki o jednym z kapłanów. Tak naprawdę chodziło o…? Właśnie, o co? Jesteś plotkarzem, przytakującym niesprawdzonym wiadomościom, czy potrafisz odnieść się do plotek z dystansem. Będziesz nielitościwym sędzią czy spróbujesz zrozumieć człowieka. A może mnie zbluzgasz, że jestem przeciw Kościołowi. Tam naprawdę chyba testował w tym momencie zaufanie. Bo wie ksiądz, ja już kilka lat nie byłem u spowiedzi. Mogę kiedyś przyjechać? Czy muszę być w okolicy Mszy świętej, czy też mogę przyjechać w innym czasie? Wie ksiądz, jak to jest. Praca, nie zawsze mam możliwość wieczorną porą. Mógłbym po drodze skręcić….

Jeden epizod. Po powrocie do domu zanotowałem: „by ktoś mógł przybliżyć się z ufnością do tronu łaski najpierw drugi człowiek musi wzbudzić w nim zaufanie”.

Złote myśli, jakie lęgną się w naszych głowach, wymagają jednak przełożenia na język praktyki. Więc pytałem siebie i innych, jak budzić zaufanie w bliźnim. Owocem tych oto kilka spostrzeżeń:
- patrz sercem;
- niech rozmówca będzie dla ciebie najważniejszy;
- słuchaj, słuchaj i jeszcze raz słuchaj;
- nie moralizuj;
- nie bądź ponad; bądź obok;
- raczej delikatny uśmiech niż surowa mina.

Bo czyż w życiu nie jest piękne to, że możemy być zaczynem zaufania?



Spojrzenie w świetle (Ef 2,1-10 Łk 12,13-21)

Samochód wolno toczy się po mojej ulubionej drodze, wijącej się brzegiem starego koryta Wisły. Z głośnika dobiega pogodny głos Grażyny Dobroń, dyskutującej z zaproszonym do radia gościem. Pani psycholog mówi, jak radzić sobie z patrzeniem na świat w krzywym zwierciadle. Proponuje, by każdego dnia zapisywać w zeszycie wszystkie pozytywne doświadczenia. W ten sposób życie odzyska swoje piękno i radość.

Pomyślałem, że rację miał Miłosz, gdy pisał o cywilizacji, od dwóch wieków zawieszonej w duchowej próżni. Jak dalece musieliśmy odejść od patrzenia na świat w świetle Słowa Bożego, jak bardzo nasze myślenie przestało być myśleniem wiary, że potrzebujemy kozetki psychoterapeuty, by zacząć dostrzegać to, co od zawsze było istotą naszej egzystencji – obdarowanie.

Sługa Boży Ksiądz Franciszek Blachnicki swoje duchowe notatki zatytułował: „Spojrzenia w świetle łaski”. Jakby chciał powiedzieć: patrz na życie nie przez pryzmat doniesień mediów, komentarzy publicystów, wypowiedzi polityków. Ich lampy szybko pogasną a w tobie pozostanie pustka. Rozświetlaj życie Światłem nigdy nie gasnącym.

Temu, kto tę lekcję pojął życia nie starczy, by ogarnąć „przemożne bogactwa Jego łaski”. Przestrzeni serca zabraknie, by wypowiedzieć wdzięczność. I nie będzie musiał szukać kozetki psychoterapeuty.



Zburzył mur (Ef 2,12-22 Łk 12,35-38)

Warto wziąć taśmy z nagraniami i przysłuchać się uważnie zbiorowym wykonaniom „Murów” Jacka Kaczmarskiego w różnym czasie. Porównać jak śpiewano na przykład w 1985 i 2005 roku. Nie trzeba wielkiego wysiłku, by zauważyć, że w pierwszym przypadku emocje dochodzą do szczytu przy słowach „mury runą”, a w drugim wyzwalają się dopiero przy ostatnim refrenie. „Mury rosną”. To, co przez lata budziło nadzieję, stało się niemalże krzykiem rozpaczy.

Jak to jest? Tyle ofiar, trudów, poświęceń. Tyle wyzwolonej ludzkiej energii. Stopami pielgrzymów wydeptane polskie drogi. Po placach, błoniach, lotniskach wiatr niesie echo słów, wypowiedzianych w dniach wielkich rekolekcji. „A mury rosną”. Niekoniecznie w wymiarze wyłącznie politycznym. Również w Kościele. Ale i między tymi z lepszej i gorszej części gminy. Wystarczy posłuchać komentarzy, gdy przed szkołą z autobusu wysiadają dowożone dzieci. „Pakistan przyjechał”. Ile z nich zaczyna dzień od przełknięcia tej gorzkiej pigułki rzekomej szansy edukacji w lepszych warunkach.

Więc jak to jest? I dlaczego piszę o tym w rozważaniu Słowa Bożego? Bo ta, a nie inna ludzka historia jest historią zbawienia. Jest miejscem, gdzie albo Jezus zburzy mur wrogości, albo mury dalej będą rosły.

Na koniec powiedzmy otwarcie. Ten mur nie wznosi się między poszczególnymi partiami. Nie wznosi się między zwolennikami takich czy innych opcji. Nie wznosi się między dziećmi stojącymi w drzwiach szkoły i dziećmi wysiadającymi z autobusu . Ten mur jest w moim sercu. To mur grzechu. Mur egoizmu. Mur nieufności. Jeżeli współpracując z łaską pozwolimy, by Jezus ten mur skruszył, uczynił w nim wyłom, runą wszystkie inne mury i doświadczymy co to znaczy być „współobywatelami świętych i domownikami Boga”.



Najmniejszy (Ef 3,2,12 Łk 12,39-48)

W gabinecie szefa trwa rozmowa z kandydatem do działu handlowego. Pracodawca wyjmuje z szuflady biurka długopis i podaje siedzącemu mężczyźnie. „Niech mnie pan zachęci, bym go kupił”. Ten bierze do ręki długopis, chwilę na niego patrzy, by następnie wrzucić do stojącego obok biurka kosza. Wyjmuje z kieszeni marynarki nowego Parkera i z uśmiechem podaje przyszłemu chlebodawcy. „Panu wstydziłbym się sprzedać taki szajs. Pan kupi ode mnie to pióro, by nim podpisać ze mną umowę o pracę”.

Takie i podobne historie słyszą uczniowie na lekcjach przysposobienia zawodowego. Masz się dobrze zareklamować. Powinieneś wiedzieć, jak sprzedać swoje umiejętności. Bądź przebojowy. Naucz się znajdować wyjście w każdej sytuacji. Pokaż, że jesteś wielki.

Człowiekowi, układającemu plan kariery zawodowej trudno strawić Pawłową lekcję pokory. „Mnie, zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych…” Czyli co? Jestem najgorszy? Nic nie potrafię? Pokornie ustępujący innym? Zawsze na ostatnim krześle? Chyba nie to miał na myśli Apostoł. Dla niego punktem odniesienia nie jest drugi człowiek. Jego zdolności, posiadana władza, zajmowane we wspólnocie miejsce. Punktem odniesienia jest łaska. Boży dar. Czyli coś, co zawsze przerasta. Przewyższa pragnienia i myśli serca. Sprawia, że w zdumieniu staję w sercu tajemnicy: jesteś współuczestnikiem obietnicy w Chrystusie Jezusie.

Odkładam więc na bok lekturę technik erystycznych w publicznych sporach i sięgam po klasykę duchowości – regułę św. Benedykta. Trafiam na rozdział o pokorze i czytam. „Ustawiona drabina to nasze życie w świecie, które Pan podnosi ku niebu, gdy serce stanie się pokorne. Dwoma bocznymi żerdziami tej drabiny są, jak sądzimy, nasze ciało i dusza, a wzywająca nas łaska Boża umieściła w nich różne szczeble pokory i karności zakonnej, po których wstępujemy.”

Najmniejszy, zacznij wspinaczkę.



Boży atleta (Ef 3,14-21 Łk 12,49-53)

„Przed każdą spowiedzią naprawdę szczerze żałuję. Robię mocne postanowienie poprawy. I następnym razem przychodzę z tymi samymi grzechami. Ani kroku do przodu. Wiem, że coś jest nie tak, ale nie wiem, co.” Słucham i wyczuwam w głosie autentyczne pragnienie świętości. Chęć pójścia dalej. Zatem zaczynamy dialog. Pytam o systematyczność, w jaki sposób kształtuje silną wolę, jak ma zarysowany plan rozwoju wewnętrznego. „Wie ksiądz, do tej pory wydawało mi się, że wystarczy mocno chcieć. Zaczynam rozumieć sens pytań. Nie wystarczy, by architekt miał w głowie pomysł. Musi usiąść i zacząć rysować. Potem jeszcze trzeba znaleźć dobrego wykonawcę. W międzyczasie porobić korekty projektu. Konsultować go z różnymi specjalistami. Dobrze zrozumiałem? O to chodzi w pracy nad sobą?”

Niektórzy myślą, że skoro Ojciec przez Ducha wzmacnia siłę wewnętrznego człowieka, wystarczy usiąść, czekać na łaskę, a reszta dokona się niejako automatycznie. Tymczasem na łaskę wcale nie trzeba czekać. Ona jest uprzedzająca. To znaczy, że skoro odkrywam w moim sercu pragnienie nawrócenia, potrzebę głębokiego życia wewnętrznego, Bóg przedtem dotknął mnie swoją łaską. Samo dotknięcie jednak niczego nie kończy. Wręcz przeciwnie. Wszystko zaczyna. Wprowadza na drogę, po której – najczęściej małymi krokami, rzadko skokami – mam iść do końca życia. Czyż Apostoł nie wskazuje dziś kamieni milowych tej drogi? Poznać, zakorzenić się, ugruntować…, by wreszcie dojść do „całej Pełni Bożej”.

„Jeśli pozostaniesz wierny i gorliwy w działaniu, Bóg bez wątpienia będzie wierny i hojny w nagrodzie(…) Czuwaj nad sobą, dodawaj sobie bodźca, a jakkolwiek drudzy postępują, ty nie zaniedbuj siebie. O tyle tylko udoskonalisz się, o ile sam siebie ujarzmisz.” (Tomasz a’Kempis, O naśladowaniu Chrystusa I,25)



Jedność Ducha (Ef 4,1-6 Łk 12,54-59)

Chcąc przez kilka wieczorów poczuć się dzieckiem kupiłem puzzle. Brzeg morza, wysunięty cypel ze starym zamkiem w Normandii, kamienisty brzeg. Wysypałem na dywan i po kilku minutach dostałem zawrotu głowy. Tysiąc kawałków. Połowa (niebo) niemalże identycznych. Każdy inaczej wykrojony. Wszystkie razem tworzyły chaos, w niczym nie ustępujący temu, jaki był na świecie, zanim Bóg nie oddzielił światła od ciemności. Najpierw pogrupowałem elementy. Oddzielnie niebo, morze, plażę, zamek, roślinność. Potem był mozolny wysiłek szukania dla każdego z nich miejsca. Wzrok wędrował z trzymanego w ręku kawałka na zdjęcie, umieszczone na opakowaniu. Bywało, że po kilkanaście razy. Wreszcie, po wielokrotnym zaklinaniu się, że nikt mnie do podobnego szaleństwa już nigdy nie namówi, oczom ukazał się ułożony w całość obraz. Co za satysfakcja.

„Jedno jest Ciało”. Kościół, rozsiany po całej ziemi. Miliony puzzli. Duch Boży, posługując się naszą inteligencją, wolną wolą, zapałem, czasem złością i zniechęceniem, tworzy z nich jeden organizm, całość. Rzeczywistość po ludzku niemożliwą do zaistnienia. Po ludzku. Bo trzeźwo myślący dorosły, patrząc na pudełko z kilkoma tysiącami elementów mówi, że niemożliwym jest złożenie ich w jedną całość. A ciekawe świata dziecko? Zaszyte w swoim pokoju, zaskakuje pewnego wieczoru dorosłych efektami swojej żmudnej pracy.

Zatem co na początek? Najpierw trzeba odnaleźć wzór, zdjęcie obrazu, jaki mamy odtworzyć. To nie takie proste. Przecież Pan Bóg nie zostawił nam gotowego opakowania. Obraz ukrył. Pozostawił tylko ślady, trochę podpowiedzi. Dziś jedna z nich. „Jeden Duch (…). Jeden Pan (…). Jeden Bóg i Ojciec.” Ikona Trójcy. Jest obraz. Są elementy. Teraz „z całą pokorą i cichością, z cierpliwością” trzeba przystąpić do układania. Jak w dziecięcej zabawie. Przenosząc wzrok. Obraz i cząsteczka obrazu. Może jeszcze raz i jeszcze raz. Aż zostanie znalezione dla cząsteczki miejsce. Również moje miejsce.



Dom (Ef 2,19-22 Łk 6,12-19)

W parafii zmarł proboszcz. Wraz z nowym pojawiły się nowe zwyczaje. Czasem ministranci na śniadaniu, czasem kościelny. Młodzież przebiegała pokoje w poszukiwaniu smakołyków po zakończonym spotkaniu. Ktoś szukał w bibliotece materiałów do wypracowania z historii. Starzy gospodarze często dzwonili do drzwi kancelarii, by pomóc im w zrozumieniu i wypełnieniu zawiłych formularzy z urzędu, a radni parafialni każdego dnia zaglądali, by służyć pomocą przy trwających remontach. Kilka miesięcy później gospodyni, z lekkim wyrzutem, zwraca się przy stole do następcy. „Poprzedni ksiądz był porządny. Furtka zawsze była zamknięta.”

Przed dwoma laty wyjeżdżaliśmy z młodzieżą na ferie zimowe. Przy pakowaniu autobusu ciągle ktoś wchodził, wychodził, czegoś szukał, coś wynosił. Ktoś z rodziców zauważył: proszę księdza, przecież oni latają tu jak po swoim własnym domu. „To źle?” – zapytałem.

W myśleniu o Kościele ciągle jest dużo goryczy. Przekonuję się coraz bardziej, że jej źródłem nie są wcale skostniałe struktury ani słabość ludzka. Ta gorycz bierze się z traktowania Kościoła jako czegoś, co jest „na zewnątrz”, „z doskoku”. Z traktowania Go – co często powtarza ojciec Góra – jak restauracji. Czyli miejsca, gdzie przychodzę najeść się. Gdzie mam być obsłużony. Gdzie płacę i wymagam. Dlatego mam prawo powybrzydzać. A gdy znudzi mi się menu mogę iść gdzie indziej.

„Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście (…) domownikami Boga.” Naprawdę nikt nie powie za mnie: „to jest mój dom”.
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Listopad 2024
N P W Ś C P S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
Pobieranie... Pobieranie...