Na temat uczynku miłosiernego ,,nagich przyodziać'' z duszpasterzem akademickim w Białej Podlaskiej, ks. Andrzejem Sochalem rozmawia Sebastian Zimnicki.
S. Z.: Czy jednak nie jest tak, że pomagamy, ale jedynie w momencie, kiedy nas to nic nie kosztuje, ani trudu, ani tym bardziej pieniędzy?
A. S.: Coś na pewno z tego jest, bo tak jest najwygodniej, ale należy pamiętać, o takiej prostej rzeczy, która dotyczy naszej dzisiejszej społeczności, że jesteśmy ludźmi, którzy są zarażeni mentalnością antywysiłku, czyli jak robić, żeby się nie narobić. To dotyczy również kwestii pomagania innym ludziom, jak pomóc, żeby uspokoić swoje sumienie, ale tak naprawdę się nie zaangażować. Trzeba tutaj pamiętać o jednej rzeczy, że postawienie drugiego człowieka na nogi, będzie wymagało dużego zaangażowania, na pewno nie wolno drugiemu człowiekowi rzucać ochłapów, tego co mi zbywa, mam dać osobie potrzebującej, to co najlepsze z mojej strony.
Dla czynienia dobra nie ma niestosownego czasu. Co więcej, każdy czas powinien być spożytkowany właśnie na to. Miłosierdzie to aktywna forma współczucia, wyrażająca się w konkretnym działaniu, polegającym na bezinteresownej pomocy.
S.Z.: W jaki sposób mieszkańcy naszego regionu wypełniają uczynki miłosierne?
Jedni przekazują ubrania po dzieciach i wnukach znajomym, którzy są w potrzebie. W każdej niemalże wsi znajdzie się ktoś biedny, kaleki czy schorowany, kto potrzebuje opieki. Jedna z pytanych osób odpowiedziała, że nie spotkała się z takimi ubogimi, których trzeba było przyodziewać, choć jak przyznała, stara się pomagać ludziom i brać udział w różnych przedsięwzięciach, typu wysyłanie smsów, czy inne sprawy z tym związane. Dodała również, że nie popiera siedzenia i żebrania na ulicy, takich ludzi nie wspiera. Powinni radzić sobie sami.
Każdy na miarę swoich możliwości powinien pomagać. Są różne akcje charytatywne, gdzie coś tam się da, w miarę możliwości - wypowiedzieli się dla Radia Podlasie pomagający ludzie.