Przejdziemy to razem, mamo. Razem.
Takiś mały, a strach taki ogromny.
Będzie dobrze. Boli? Mało słów, dużo milczenia. Wyraźnie słychać o czym milczy. Znowu boli? Nie. To milczenie boli. Tyle powiedziało. Będzie dobrze. No to już i widzimy się w środę. Pół godziny, centymetr. To jak nic. Nic? Będzie dobrze…
Środa. No ładnie. Dobrze. To takie nic. Taki nieznany, a jakby znajomy. Tylko się kojarzy. Wciąż bezimienny. Będzie dobrze. Widzimy się w piątek.
Piątek. Czarny jak wieczór za oknem. Tylko noc po nim pewna. Bo ranek już nie. Będzie dobrze. Czasu mało. Proszę się spieszyć. No to jutro.
Już się znamy. Będziemy razem, ale to nie będzie dobry związek. Będziemy się niszczyć dzień po dniu. Kto wygra? I co to za gra, co to za walka? Nic nie wiem, nie rozumiem. Dlaczego? Złe pytanie. Po co? No właśnie po co? Jak odbuduję swój świat? Ciekawe. Nie pytam czy, tylko jak. Więc jednak wierzę że dam radę? A może tylko ciągle nie rozumiem co się stało.
Nie możemy iść razem mamo. Musze iść sama. Czy ty jesteś mamo? Chyba jesteś. Jeśli nawet tylko przez chwile, to jesteś. Może lepiej znowu zapomnij. Chociaż ty się nie bój. Ja wrócę.
Musimy przecież razem. Przejdziemy to razem.
Parę godzin. Pakowanie. Jak w podróż. Tylko… z podróży się wraca. Boże czy ja wrócę? Mam ich pożegnać, czy tylko powiedzieć „bywajcie, do zobaczenia”? Co za bzdura. Oczywiście, że wrócę. Nikt i nic, żadna złośliwość, nawet udokumentowana i poparta profesorskim autorytetem nie zmusi mnie do odejścia. Po naszej stronie jest miłość. On jest tylko złośliwy. Tylko tyle może mi zaoferować. To tyle co nic. Nie zostawię ich dla niego.
Boże, jak ja ich kocham. Dlaczego musiałam ich tak przerazić? Boże pomóż, boję się jutra. Boże pomóż nam. Pozwól mi powrócić. Daj nam nadzieję. Daj nam wiarę. Miłość już mamy. Przejdziemy to razem…
Będzie dobrze…
Straciłam pracę. Byłam na to przygotowana. O likwidacji firmy mówiło się od dawna. Żal, ale cóż. Zasiłek i poszukiwania. Rok 2000 i brak wyższego wykształcenia. Marnie. Rodzina coraz bardziej doceniała nową sytuację i wykazywała coraz większe zadowolenie. Dorastająca córka (klasa maturalna), mężowi łatwiej było godzić pracę i długoletnią chorobę oraz rodzice, których coraz bardziej nękała starość. Starość mamy stawała się szczególnie niepokojąca. Z każdym dniem większa pewność. Choroba Alzheimera. Niestety lekarze orzekli to samo. Byłam na to przygotowana. Ta choroba jest w rodzinie. Mama ją przeczuwała. Ja chyba też. Od lat starałam się o niej dużo wiedzieć. Okrutne doświadczenie. Nasze życie zaczęło się toczyć wokół choroby mamy i absolutnie wszystko było nią uwarunkowane. W tej sytuacji plany o powrocie do pracy odłożyłam bardzo daleko. Bardzo mamę kochaliśmy więc opieka była dla nas oczywista. Choroba mamy, a tym samym nasze życie osiągnęło nieprawdopodobne tempo. Kiedy już „sięgaliśmy zenitu” nagle musiałam się zatrzymać. Potknęłam się o mały guzek. To nic usłyszałam, to tylko włókniak, ale musimy go zbadać. No dobrze, ale żaden szpital. Ja przecież nie mogę. Muszę być z mamą. No więc Oddział Pobytu Krótkoterminowego. Pół godziny, trochę więcej i do domu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |